Złote naczynia w domu Bożym.
Apostoł Paweł w 2 Liście do Tymoteusza (2Tym. 2:20-21) zwraca uwagę na jeden bardzo ważny fakt dotyczący kościoła. Nawiązując do widzialnego kościoła tego na Ziemi, Paweł mówi, że w kościele można ujrzeć ludzi nowo narodzonych i nieodrodzonych. Niestety, fakt ten ma miejsce: w kościele jest „domieszka”. Tu na Ziemi nie możemy znaleźć idealnego kościoła. W tym przypadku nie mówię o powszechnym, niewidzialnym Kościele, o „ciele Chrystusa”, jak nazwany jest ten Kościół w Biblii (Ef. 1:22-23). Oczywiście wszyscy, którzy doświadczyli nowonarodzenia, należą do tego niewidzialnego Kościoła, do „ciała Chrystusa”. A kto dokładnie narodził się na nowo - wie tylko jeden Bóg.
Ale w kościele, który widzimy
na Ziemi, niezależnie od tego, jaką nosi nazwę są dwie grupy ludzi. Apostoł
Paweł pisze o tym w ten sposób: „W wielkim zaś domu są nie tylko
naczynia złote i srebrne, ale też drewniane i gliniane; jedne służą do celów
zaszczytnych, a drugie pospolitych. ” (2Tym.
2:20).
Tak więc do naczyń służących do celów zaszczytnych
zalicza naczynia złote i srebrne, a do naczyń pospolitych - drewniane i
gliniane.
W tym przypadku interesują nas naczynia ze złota i srebra, które symbolizują nowonarodzonych członków Kościoła. Należy jednak zwrócić uwagę na fakt, że nie wszystkie naczynia, które służą do celów zaszczytnych są takie same: jedne są złote, a inne srebrne. Oczywiście złote naczynie jest cenniejsze i jest używane przy bardziej zaszczytnych okazjach, przeznaczone do wyższych celów. Jak bardzo chcielibyśmy być tymi złotymi naczyniami, prawda? Biblia mówi, że król Salomon używał tylko złotych naczyń (1Król. 10:21). Jednak bycie złotym naczyniem w domu Bożym wcale nie oznacza, że jest się szczególnie wybranym i świętym. Nie. Każde dziecko Boże może być tym złotym naczyniem: jesteśmy do tego powołani. Ale Bóg używa także srebrnych naczyń. I nie jest wstydem starać się być lepszym. Starajmy się więc być złotymi naczyniami.
Dałby nam Pan takie pragnienie, jakie miał apostoł Paweł, mówiąc: „zapominając o tym, co za mną, i zdążając do tego, co przede mną, Zmierzam do celu, do nagrody w górze, do której zostałem powołany przez Boga w Chrystusie Jezusie. ” (Flp. 3:13-14). On nie zadowalał się tym, by być tylko srebrnym naczyniem w domu Bożym - nieustannie starał się być „naczyniem do celów zaszczytnych, poświęconym i przydatnym dla Pana, nadającym się do wszelkiego dzieła dobrego. ” (2Tym. 2:21). I nikt z nas nie wątpi, że naprawdę stał się naczyniem złotym w rękach Pana, Drodzy przyjaciele, postawimy sobie ten najwyższy cel - być złotymi naczyniami. Ale co jest potrzebne do osiągnięcia tego zaszczytnego celu? Przede wszystkim oddajmy się w ręce naszego „Niebiańskiego złotnika„. Tylko wtedy On będzie mógł rozpocząć w nas Swoje święte dzieło: zacznie „płukać nas jak złoto i srebro”, oczyszczać nas z wszelkich nieczystości, abyśmy „mogli składać Panu ofiary w sprawiedliwości”, jak mówi słowo Boże. (Mal. 3:3).
Jako przykład Bożego dzieła wytapiania i oczyszczania chcę wziąć historię życia jednego człowieka, pod wieloma względami niezwykłego, ale jednocześnie podobnego do nas we wszystkim. To jest prorok Starego Testamentu - Eliasz. Warto zauważyć, że żaden z proroków nie jest wymieniany w Nowym Testamencie tak często jak Eliasz. Apostoł Jakub mówi o nim: „Eliasz był człowiekiem podobnym do nas…” (Jak. 5:17). I ten „człowiek podobny do nas” okazał się złotym naczyniem przydatnym Bogu! Jeśli przyjrzymy się historii Eliasza, to ujrzymy, jak wyglądało „przetapianie” tego człowieka, jak Bóg przygotował to naczynie na Swoją chwałę. Nie mam wątpliwości, że Eliasz naprawdę stał się złotym naczyniem. Jestem przekonany, że przykład Eliasza może być użyteczny dla każdego i będzie służył „pożytecznie do nauki, do wykrywania błędów, do poprawy, do wychowywania w sprawiedliwości. ” (2Tym. 3:16).
Drodzy bracia i siostry, Bóg szczególnie potrzebuje teraz złotych naczyń, które mógłby użyć do realizacji Swoich planów. W tych ostatnich czasach, przed przyjściem Pana naszego Jezusa Chrystusa, czas, w którym żyjemy, wymaga ludzi takich jak Eliasz, ofiarnych, oddanych sprawie Bożej, wiernych Mu aż do końca, zdolnych nieustraszenie nieść żywe Słowo Pańskie. Spójrzmy, jak nasze czasy są podobne do tego okresu w historii Izraela, gdy Bóg wzbudził Eliasza. Bóg i dzisiaj szuka takich ludzi jak on. Szuka człowieka, który stanąłby „w wyłomie” (Ez. 22:30). Wtedy Pan powiedział: „Szukałem wśród nich męża, który by potrafił wznieść mur i przed moim obliczem stanąć w wyłomie, wstawiając się za krajem, abym go nie zniszczył, lecz nie znalazłem. ” (Ez. 22:30). Jakie smutne słowa! Bóg nie znalazł osoby, której mógłby powierzyć Swoje słowo dla zbawienia ludu. Czy to możliwe, że dzisiaj może także powiedzieć: „Szukałem ... lecz nie znalazłem”.
O, cóż za łaska, gdy w czasach króla Achaba, w jednym z najbardziej niespokojnych okresów w historii narodu izraelskiego, gdy żona króla - Jezebel, czcicielka Baala, rozkazała zabić wszystkich proroków Boga, to Bóg znalazł człowieka, który był Jego wiernym prorokiem! W Gileadzie - nie w stolicy, nie w pałacu króla Achaba, Bóg znalazł człowieka klęczącego na kolanach w modlitwie – Eliasza.
Historia Eliasza zaczyna się 80 lat
po tej uroczystej chwili w życiu ludu Bożego, gdy król Salomon wzniósł modlitwę
przy poświęceniu świątyni, którą zbudował w Jerozolimie. Można powiedzieć, że
ten moment był kulminacyjny w całej historii narodu izraelskiego.
Po panowaniu króla Salomona, syna króla Dawida, w królestwie Izraela doszło do rozłamu.
Skończył się złoty wiek narodu izraelskiego. Powstały dwa królestwa: południowe
- Juda (ze stolicą w Jerozolimie), w którym panował Roboam, syn Salomona i
północne Izrael, gdzie panował Jeroboam. Po rozłamie, które miało miejsce w
narodzie izraelskim rozpoczął się duchowy rozkład.
Siódmym królem izraelskim był Achab. Czytamy o nim: „Achab, syn Omriego, postępował w oczach Pana gorzej niż wszyscy jego poprzednicy. Niczym to jeszcze było, że chodził w grzechach Jeroboama, syna Nebata, lecz ponadto pojął on za żonę Izebel, córkę Etbaala, króla Sydonu, i służył Baalowi i oddawał mu pokłon. ” (1Krl. 16:30-31). Upadek dotknął cały naród, za wyjątkiem siedmiu tysięcy, którzy nie klękli przed Baalem. Izebel zabiła wszystkich proroków, z wyjątkiem stu, których udało się ukryć w grocie Obadiaszowi, zarządcy dworu Achaba. Jednak ani jeden z tych siedmiu tysięcy, ani jeden ze stu proroków, którzy zostali zmuszeni do ukrycia się, ani sam Obadiasz nie odważyli się podnieść głosu w obronie prawdy.
A Izebel, prowadząc swoją propagandę coraz bardziej wprowadzała ludzi w błąd i w grzech rozpusty z Baalem. Wszystkie ołtarze Pańskie zostały zamienione na ołtarze Baala. Życie duchowe Izraela zamarło. Nastąpił całkowity mrok. Świeczniki w Izraelu zgasły, nie pozostało ani jedno światło, nie było słychać ani jednego głosu w obronie prawdy; śmierć duchowa panowała od Dana do Batszeby i wydawało się, że szatan odniósł zwycięstwo. Na tym zakończyłaby się smutna historia ludu Bożego. Ale to właśnie w tych smutnych czasach Bóg znalazł człowieka, który stał się pośrednikiem między ludem a Bogiem. W tym czasie Bóg przygotował złote naczynie, które było miłe dla Niego!
Przeczytajmy z 1 Księgi Królewskiej, pierwszy werset 17 rozdziału: „Wtedy Eliasz Tiszbita z Tiszbe w Gileadzie rzekł do Achaba: Jako żyje Pan, Bóg Izraela, przed którego obliczem stoję, że nie będzie w tych latach rosy ani deszczu, tylko na moje słowo. " Jakimi znaczącymi słowami rozpoczyna się ten nowy, wspaniały akapit w historii ludu Bożego. Zagłębmy się w każde słowo, zaczynając od słowa „wtedy”. Jedno słowo „wtedy” rozpoczyna punkt zwrotny w historii narodu izraelskiego. Ten, kto myślał, że Baal zwyciężył (i rzeczywiście tak było), przeoczył najważniejszy fakt - że Pan jest żyw. On nie umarł. Ten, kto odrzuca Boga, prędzej czy później będzie musiał stanąć przed Nim. Nikt nie ucieknie przed tym spotkaniem.
Zwróćmy uwagę, jak nagle na arenie historii Izraela pojawił się ten człowiek o imieniu Eliasz. Do tego momentu na kartach Biblii nic o nim nie powiedziano. Nie wiemy nic o jego pochodzeniu z wyjątkiem tego, że pochodzi z „Tiszbe w Gileadzie”. (1Krl. 17:1). To wszystko, co o nim się mówi. Nie wiemy w jakim wieku był Eliasz, gdy pojawił się przed królem Achabem.
Z powyższego krótkiego fragmentu możemy jednak wyciągnąć pewne wnioski. Jest jasne, że Bóg przygotowywał to złote naczynie. W pustynnych i dzikich odstępach Gileadu Eliasz znał swego Boga, był z Nim w stałej łączności modlitewnej. Możemy powiedzieć, że Eliasz był przenikliwy w studiowaniu Słowa Bożego i wierzył w to, co w nim było napisane. Dzięki tej znajomości Słowa Bożego on potrafił interpretować wydarzenia tych czasów, w których żył, a to z kolei czyniło go silnym w modlitwie. Eliasz był człowiekiem modlitwy i jego modlitwy były zgodne z wolą Bożą; wierzył w obietnice Boże i temu, że Bóg wypełni Swoje słowo. To właśnie z takiego materiału Bóg wytapia Swoje złote naczynia.
Zatem pierwszą rzeczą, na którą należy zwrócić uwagę mówiąc o Eliaszu, jest to, że był on człowiekiem modlitwy. Bóg nic nie może uczynić przez człowieka, który się nie modli. Apostoł Jakub mówi: „Eliasz był człowiekiem podobnym do nas i modlił się usilnie, żeby nie było deszczu; i nie było deszczu na ziemi przez trzy lata i sześć miesięcy. Potem znowu modlił się i niebo spuściło deszcz, i ziemia wydała swój plon. ” (Jak. 5:17-18). Skąd Eliasz miał taką śmiałość, by prosić Boga, by powstrzymał deszcz? Skąd nabrał odwagi by tak się modlić? Jak on ośmielił się żądać od Boga, aby nie nawadniał już ziemi? Otóż, Eliasz był nie tylko człowiekiem modlitwy, ale znał Słowo Boże i wierzył w to, co w nim napisano. Wiedział, że w Swoim słowie Bóg ostrzegał Izraelitów przed odstępstwem: „Strzeżcie się, aby wasze serce nie dało się zwieść i abyście nie odstąpili i nie służyli bogom innym i nie oddawali im pokłonu. ” (5Moj. 11:16). A to jest dokładnie to, co zrobił naród: Izraelici zaczęli służyć Baalowi i oddawać cześć obcym bogom. I dalej napisano w 5 Księdze Mojżeszowej: „Gdyż Pan wybuchnie na was gniewem i zamknie niebiosa, że nie będzie deszczu, a ziemia nie wyda swego plonu, i szybko zginiecie w tej pięknej ziemi, którą Pan wam daje. ” (5Moj. 11:17).
Modlitwa Eliasza nie była zuchwała. On nie wymyślił jej sam. On nie był doradcą Bogu - Bóg był jego doradcą. Podstawą modlitwy dla Eliasza było Słowo Boże. Ono dało mu wiarę i odwagę, by modlić się do Boga o zbawienie narodu, by wyznali swój grzech. Dlatego Eliasz tak modli się: Boże! Zamknij niebo, powstrzymaj deszcz, aby ziemia nie wydała plonu, niech się stanie według Twojego słowa, aby Twój lud porzucił grzechy i nieprawość i nawrócił się do Ciebie. On modlił się zgodnie ze słowem Bożym, czyli zgodnie z wolą Bożą. I Bóg wysłuchał jego modlitwę. Modlitwa Eliasza nie była pochopna. Apostoł Jakub mówi, że „modlił się usilnie” (Jak. 5:17). Co to znaczy? Tylko to, że modlił się szczerze. Dziwne – powie ktoś. Eliasz nie tylko wypowiadał słowa modlitwy, modlił się całym sobą: duchem, duszą i ciałem. On jak by cały zanurzał się w modlitwie. To nie znaczy, że nagle zdecydował, że dobrze byłoby się teraz pomodlić o to. Nie. Ta modlitwa była szczególna: wymagała czasu, skupienia i pełnego oddania duchowego. Modlitwa Eliasza – to jego ważna posługa przed Bogiem.
Bracia i siostry, gdy my przenikamy głębokim znaczeniem modlitwy w naszym życiu, dopiero wtedy zaczynamy rozumieć drogę Bożą. Dopiero wtedy zaczniemy odróżniać głos Boży od innych głosów, które przenikają do naszej świadomości i nieustannie odwracają naszą uwagę. Tylko wtedy Jego słowo będzie dla nas żywym słowem i będziemy wiedzieć, o co się modlić.
Tak
Bóg przygotowuje swoje złote naczynia. Tak przygotował nowotestamentowego
„Eliasza” - Jana Chrzciciela. O nim w Ewangelii Łukasza jest powiedziane, że
„rósł i wzmacniał się na duchu, przebywając na pustkowiu, aż do dnia
wystąpienia przed Izraelem.” (Łuk. 1:80).
Psalmista mówi o ludzie, który „zna głos trąby” i
że lud ten jest błogosławiony, a tajemnica tego ludu polega na tym, że on
„chodzi w światłości oblicza Pańskiego. ” (Ps. 89:16). Dla człowieka trwającego
w słowie Bożym i w modlitwie nie skryty jest czas wyznaczony przez Boga. Bóg
wyjawia mu tę tajemnicę. Jednak ludziom religijnym swoich czasów Jezus Chrystus musiał
powiedzieć: „Obłudnicy, wygląd nieba umiecie rozpoznać, a znaków tych
czasów nie możecie? ” (Mat. 16:3). O jak ważne
jest, aby znać czasy, a mogą je poznać tylko ci, którzy przebywają stale w
obecności Bożej.
O Abrahamie, mężu wiary, Pan mógłby powiedzieć: „czyż
miałbym zataić przed Abrahamem to, co zamierzam uczynić? ” (1Moj. 18:17).
Wierzący, którzy stale przebywają w modlitwie z Bogiem, są prawdziwie uprzywilejowanymi
ludźmi, ponieważ „społeczność z Panem mają ci, którzy się go boją, On
też obwieszcza im przymierze swoje. ” (Ps. 25:14).
Eliasz należał do takich. Jan Chrzciciel także i dlatego dokładnie znał czas, w
którym miał rozpocząć swoją posługę. Nie spóźnił się ani dnia. Gdy nadszedł
czas pojawienia się Chrystusa, Jan był na miejscu, by powitać Jezusa słowami:
„Oto Baranek Boży, który gładzi grzech świata. ” (Jana 1:29).
Być
naczyniem miłym Bogu w służbie, to być z Panem.
Bracia i siostry, czy rozumiemy czasy, w których żyjemy? Czy widzimy
sytuację ludu Bożego w naszych krajach tak, jak widział je Eliasz, czy tak, jak
widział Jan Chrzciciel? Czy Bóg może nam powierzyć Swoje Słowo, które chce nam dziś
przekazać? Bóg chce przygotować takie naczynia, przez które może przekazywać
Swoje Słowo i przez które mógłby rozpocząć przebudzenie.
Eliasz miał słowo od Boga. Otrzymał je bezpośrednio
od Boga, dlatego Eliasz tak śmiało mówi: „Jako żyje Pan, Bóg Izraela,
przed którego obliczem stoję, że nie będzie w tych latach rosy ani deszczu,
tylko na moje słowo. ” (1Król. 17:1).
Zauważmy, jak Eliasz kończy swoje mowę? „tylko na moje słowo”. Boże słowo
stało się jego słowem i dlatego mógł z taką pewnością i autorytetem wypowiedzieć
te słowa. Jego głos był głosem wołającego na pustyni - a ten głos był głosem
Boga. Eliasz był tylko naczyniem, przez które Bóg chciał dokładnie powiedzieć
to, co chciał przekazać ludziom - nie mniej, nie więcej. Poprzez ludzi takich
jak Eliasz, którzy są w jedności z Bogiem, Pan przekazuje Swoje słowo.
Jakim cudownym przykładem takiej jedności jest nasz Pan Jezus Chrystus. On mógł powiedzieć: „nic nie czynię sam z siebie, lecz tak mówię, jak mnie mój Ojciec nauczył... Moja nauka nie jest moją, ale tego, który mnie posłał.” (Jana 8:28;7:16). Eliasz – Jan Chrzciciel był tak napełniony mocą Bożą, że gdy Jezus Chrystus pojawił się na tej Ziemi, Żydzi mówili: „to Eliasz…”. Takie i jest znaczenie złotego naczynia: złoto jest przetopione i oczyszczone z zanieczyszczeń do takiego stopnia, że może odbijać oblicze Niebiańskiego złotnika. W tym jest moc – i moc tym większa, im bardziej stajemy się odbiciem oblicza Pana.
Czy Pan odbija się w Tobie, przyjacielu? Czy inni widzą w Tobie Jezusa Chrystusa? Tylko wtedy możemy odzwierciedlać Jezusa, jeśli zgodzimy się przejść z Nim przez tygiel ognia. Człowiek, który nie przeszedł przez tygiel prób, nie może składać Panu ofiarę w sprawiedliwości. Pan nie może powierzyć takiemu człowiekowi Swojej tajemnicy. Czy jesteś gotowy na takie „przetopienie”? Czy jesteś gotowy pójść na „pustynię„, aby Pan Cię tam „przetopił”? Jeśli tak, to możesz stać się złotym naczyniem, „naczyniem do celów zaszczytnych, poświęconym i przydatnym dla Pana. ” (2Tym. 2:21). Amen.