RSS

Chatka na skraju wsi - S. Vasilishin


0 komentarze

Posted in

List do zboru w Laodycei.


Wielu teologów twierdzi, że siedem zborów Azji o których pisze się na początku Apokalipsy proroczo przedstawia siedem okresów w historii Kościoła, od Jego narodzin, aż po drugie przyjście Jezusa Chrystusa. To z pewnością nie jest jedyna interpretacja drugiego i trzeciego rozdziału Księgi Objawienia, tym nie mniej zasługuje ona na szczególną uwagę.                       W tym przypadku zbór w Laodycei, siódmy w kolejności ze wspomnianych zborów mówi nam o sytuacji Kościoła w czasach ostatnich. I rzeczywiście wnikając w List napisany do nich, zobaczymy, jak dokładnie opisuje on obecny stan Kościoła. Chociaż zostało to napisane ponad 2000 lat temu, to jest jak najbardziej aktualne dzisiaj. Jak ważne jest, by dzisiaj mieć uszy otwarte, aby słyszeć, co Duch chce powiedzieć każdemu z nas.

Kochani, dzień łaski dobiega końca, słońce zachodzi i wieczorny cień pada na naszą grzeszną Ziemię i Chrystus, Który był pośród swego Kościoła, stoi na zewnątrz, za drzwiami beztroskiego, samozadowolonego kościoła.                                                                                  „Oto stoję u drzwi i kołaczę” (Obj. 3:20). Chrystus za drzwiami i cała tragedia w tym, że zbór jest zupełnie obojętny wobec swojej zgubnej sytuacji.                                                         Dlatego powinniśmy uważnie wsłuchiwać się w to, co chce nam powiedzieć Ten, Który jest przedstawiony w niniejszym Liście słowami: „To mówi Ten, który jest Amen, świadek wierny i prawdziwy, początek stworzenia Bożego. „ (Obj. 3:14).                                              Zwróćmy uwagę na to, że mówi to nie zakonodawca - Mojżesz, nie psalmista Dawid lub jeden z proroków czy apostołów, ani też nie anioł czy archanioł. Powiedział to zmartwychwstały i uwielbiony Zbawiciel, Syn Boży, Ten, Który w tym przypadku przedstawia Siebie słowami: „Amen, świadek wierny i prawdziwy, początek stworzenia Bożego. „                                                                                                                                           Innymi słowy, jest to słowo Tego, Który nie może mylić się. Jego słowo jest prawdziwe, jest nieomylne, jest tak i amen. Z Jego słów nie można niczego ująć i nie można nic dodać. Tak mówi Ten, Który jeden mógł powiedzieć: „Ja jestem droga i prawda, i żywot.” (Jana 14:6). Nie Ja mam prawdę, czy tylko mówię prawdę, ale Jestem prawdą.

I co On mówi do zboru, który chwalił się mówiąc: „Bogaty jestem i wzbogaciłem się i niczego nie potrzebuję? ” (Obj. 3:17). Członkom i starszym tego zboru Świadek wierny i prawdziwy mówi: „ jesteś pożałowania godzien nędzarz i biedak, ślepy i goły. " (Obj. 3:17). Jaką smutną prawdę objawił Syn Boży tym zadowolonym z siebie ludziom, którzy chwalili się swoimi osiągnięciami i bogactwem.
"Jesteś nędzny". To słowo oznacza - obciążony, obarczony. A czym był obarczony zbór laodycejski? Długami, przeciwnościami, prześladowaniami, ubóstwem. Nie. Wróg nie prześladował tego zboru. On był obciążony bogactwem. Obfitość dóbr materialnych stała się przyczyną jego upadku. Służył on bogu mamony i fałszywie nosił imię Chrystusa. I Zbawiciel, patrząc na ten zbór widział go jako: nędzny i pożałowania godzien, biedny, ślepy i nagi. Nie potrzebujemy niczego - mówią jego członkowie, ale Pan mówi: jesteście biedni, ślepi i nadzy. Tak, to był zbór, który tracił swoje wpływy. Owszem był bogaty, ale w rzeczywistości był ubogi. On mógł nosić imię Chrystusa, mógł być z siebie zadowolony, mógł chwalić się, że się wzbogacił i dlatego myślał, że niczego nie potrzebuje, ale Chrystus stojąc u ich drzwi mówi, że oni są pożałowania godni, nędzni, ślepi i nadzy.

Taka była rzeczywista sytuacja zboru laodycejskiego i dlatego z żalem Zbawiciel mówi im: „Oto stoję u drzwi i kołaczę; jeśli ktoś usłyszy głos mój i otworzy drzwi, wstąpię do niego i będę z nim wieczerzał, a on ze mną. „ (Obj. 3:20).                                                                     Jakie miłosierdzie i łaska, że nie zważając na ich wiarołomstwo wykluczony spośród nich Chrystus nie pozostawił całkowicie upadłego zboru, ale stoi blisko, na samym progu i delikatnie kołacze do drzwi i z miłością prosi. A o co prosi? Prosi, aby przynajmniej choć jeden z jego członków otworzył drzwi i wpuścił Go do środka. Zauważmy, że nie zwraca się do zboru jako takiego, nie, ale do oddzielnych jego członków. Być może ktoś usłyszy ten głos. On oczekuje odzewu chociaż jednego człowieka.

A co, jeśliby znalazł się choć jeden taki człowiek, który otworzyłby swoje drzwi i ukorzony powiedział: tak, przyznaję, jestem godzien pożałowania, nędzarz i biedak, ślepy i goły i że we mnie nie płonie ogień miłości do mojego Zbawiciela? Otworzę Mu drzwi mojego serca, niech On będzie Panem mojego życia.                                                                                             Wiecie co by się wtedy stało? Nie dziwmy się, ale w tym przypadku, w tej samej chwili, gdy ten człowiek otworzyłby swoje drzwi wykluczonemu ze zboru Zbawicielowi, on tym aktem wykluczyłby zbór.                                                                                                                                       Ale ktoś powie: jak to? A no tak, moi drodzy, że ​​wykluczony ze zboru Zbawiciel znalazł człowieka, z którym wszedł w społeczność, a zbór pozostanie wykluczony do chwili, gdy podobnie jak ten człowiek nie odnowi wspólnoty z Chrystusem ustanawiając swoje relacje z Jezusem. Uczyniwszy to zbór przywróciłby również społeczność z tym człowiekiem. Ale musi najpierw uczynić to, co ten człowiek, tj. otworzyć drzwi Temu, Który tak długo był wykluczony spośród nich.

Drodzy przyjaciele, mylicie się, jeśli uważacie, że byłoby to bezprecedensowe wydarzenie. Przeczytajmy Biblię i historię Kościoła, a przekonamy się, że niejednokrotnie jeden człowiek wykluczał całą społeczność ludzi nazywających siebie wierzącymi, a którzy to nie mieli społeczności z Bogiem.                                                                                                                  Przykładem może być Mojżesz. Jak on wziął i postawił namiot poza obozem z dala od wiarołomnego ludu i nazwał go Namiotem Zgromadzenia.                                                           O czym mówi ten postępek? Mojżesz tym aktem wykluczał ludzi ze społeczności Pańskiej i zaczął wzywać do Namiotu Zgromadzenia tych, którzy pragną odnowić wspólnotę z Panem. I jeden za drugim zaczęli przychodzić do nowego miejsca spotkań. A kim oni byli? To byli ci, którzy nawrócili się i z pokorą odnowili społeczność z Bogiem.
Ta prawda jest również zilustrowana w Nowym Testamencie. W Ewangelii Jana czytamy o tym, jak faryzeusze i uczeni w Piśmie wykluczali człowieka, który narodził się niewidomym, a którego Jezus Chrystus uzdrowił w sabat. Złorzecząc świadectwu tego człowieka oni wyrzucili go z synagogi. W rzeczywistości to nie oni wykluczyli go, ale on to uczynił, przez to, że opuścił „martwe ciało„. Stał się członkiem żywego organizmu wchodząc w społeczność z Jezusem Chrystusem.

Weźmy przykład Jezusa Chrystusa. Co On czyni pozostawiając Jerozolimę? Wychodzi z miasta, ale miłość nie pozwala Mu odejść od niego daleko. Płacząc nad nim z cierpiącym sercem Zbawiciel mówi: " Gdybyś i ty poznało w tym to dniu, co służy ku pokojowi. Lecz teraz zakryte to jest przed oczyma twymi. " (Łuk. 19:42).                                                                 Straszna jest ta chwila w historii ludu Bożego, gdy Zbawiciel musiał wyjść spośród nich. Zbawiciel w tym ostatnim tygodniu przychodząc do Jeruzalem, już w nim nie pozostał. On już więcej nie nocował w tym mieście, które Go odrzuciło, ale oddalał się na Górę Oliwną. Wykluczywszy Swój wybrany naród poszedł na cierpienia i śmierć krzyżową. Tam poniósł grzechy wszystkich ludzi i teraz każdy, kto wchodzi w żywe relacje z Bogiem, wiarą w Niego, w Jezusa Chrystusa, staje się członkiem Ciała Chrystusowego, prawdziwego, żywego Kościoła.

Zbór laodycejski nie mógł tolerować w swoim otoczeniu takiego człowieka, który odezwał się na wezwanie Chrystusa otwierając Mu drzwi swojego serca. Jaki dział ma żywe z martwym? „Martwe ciało„ odrzuca to co żywe, ale przez to, to co żywe wyklucza martwe, tj. tych, którzy nie odpowiedzieli na wezwanie Chrystusa i dlatego pozostali w umartwieniu. Taki zbór ma tylko jedno wyjście, musi postąpić tak, jak uczynił to pojedynczy jego członek. Jeśli tego nie uczyni, to pozostaje mu tylko wyrzucić tego, który wpuścił Chrystusa w swoje serce. Ale taki człowiek niech się nie lęka, niech się nie trwoży w sercu swoim, ale niech raczej opłakuje niewierny zbór, jak Zbawiciel opłakiwał Jerozolimę.

Moi drodzy, jeśli nie ma innego sposobu by ustanowić jedność z Chrystusem, jak opuszczenie zboru laodycejskiego, to im szybciej to uczynicie, tym lepiej. Ale nie pozwólcie by w sercu waszym zagościł duch krytyki i potępienia, zawsze pamiętając, że nic innego, jak łaska Boża dokonała w was, jak pragnienie, tak i upamiętanie. Znaleźć Chrystusa, znaczy znaleźć złoto w ogniu oczyszczone i białe szaty Jego usprawiedliwienia i namaścić oczy maścią, by poszerzyć pole widzenia i widzieć tak, jak widzi On.

"Oto stoję u drzwi i kołaczę…" Czego oczekuje Chrystus? Czego On szuka, będąc wykluczonym ze swojego zboru? On szuka człowieka. Czeka, kiedy choć jeden z jego członków usłyszy Jego głos i kołatanie, otworzy drzwi i pozwoli wstąpić Mu i będzie wieczerzał wraz z Nim. Jak wielkie jest miłosierdzie Boże. Jak można odrzucić takiego Zbawiciela.

Słowa tekstu nie odnoszą się jednak do człowieka, który otwarcie występuje przeciw Bogu. Słowa te dotyczą tych, którzy nazywają siebie chrześcijanami. Dlatego dobrze by było, aby ci, którzy nazywają się chwalebnym imieniem Syna Bożego sprawdzili siebie, czy postępują według Słowa Bożego.
Inaczej mówiąc, czy może człowiek dokładnie wiedzieć, czy jest tym godnym pożałowania, biednym chrześcijaninem. Czy może siebie sprawdzić?                                                             Tak, może. Jest bardzo prosty sposób by dowiedzieć się, czy Chrystus żyje w moim sercu, czy jestem Jego dzieckiem, czy też nie, czy też jestem tylko z wyglądu i nazwy podobnym do członków zboru w Laodycei.                                                                                                         Można to rozpoznać po jednym sprawdzającym słowie - ciepły, nie gorący, ani zimny! Jeśli ty byłbyś zimny, to wiedziałbym, jak z tobą postąpić - mówi Pan. Albo gorący, bo jest to oznaka prawdziwego chrześcijaństwa. Ale jesteś ciepły.

Moi drodzy, jest więcej nadziei dla poganina, który nigdy nie słyszał Ewangelii, aniżeli temu, który jest w zborze, a w jego sercu nigdy się nie zapłonął ogień Boży. Taki człowiek i u Boga i ludzi jest bezużyteczny. Jemu Chrystus musi powiedzieć: "Wypluję cię z ust moich. " (Obj. 3:16).                                                                                                                                     Dziwne słowa, nieprawdaż? Wypluję cię z ust moich. Dlaczego z ust? To mówi, że zbór zostanie wykluczony ze społeczności jako świadek Jezusa Chrystusa. Zborowi w Efezie, który pozostawił swoją pierwszą miłość, Ten, Który przechadza się pośród siedmiu złotych świeczników ostrzegawczo mówi: „Jeśli się nie upamiętasz, to przyjdę do ciebie i ruszę świecznik twój z jego miejsca.” (Obj. 2:5). Zborowi w Laodycei mówi zaś: „wypluję cię z ust moich.”

Gdy nie ma w nas pierwszej miłości, gdy przestaje płonąć ogień Boży w naszych sercach, wtedy i gaśnie wierność by świadczyć o Chrystusie i przyprowadzać dusze do Niego. Spójrzmy jak świadczył zbór apostolski. Oni swoją męczeńską śmiercią potwierdzali świadectwo o Chrystusie. Jaki ogień płonął w sercach tych ludzi. Tego ognia nie było w zborze laodycejskim. Jego członkowie byli dobrymi uczestnikami, zadowolonymi ze swojej religii i uważali siebie za lepszych od innych. Tak, w budowlach swoich zborów mogli recytować swoje religijne frazy i śpiewać pieśni religijne, myśląc, że spełniają swój chrześcijański obowiązek świadczenia innym o Chrystusie. Ale niestety, te same usta zamknięte były za ścianami zboru. Dla nich religia stała się środkiem uspokajającym ich sumienie. Ale by znosić obelgi za imię Jego na zewnątrz, to u nich nie było już miłości.

Nic tak, jak płomienna miłość do Jezusa Chrystusa nie czyni nas zdolnymi znosić zniewagi i pohańbienie Jego. Dlatego nie oszukujmy siebie i nie mówmy o miłości do Jezusa Chrystusa, jeśli uważamy za nieważne, aby znosić hańbę za imię Jego. Na próżno mówimy o jakiejkolwiek duchowości, jeśli nasze serce nie boli i nie krwawi za zbawienie naszych dzieci, naszych sąsiadów i przyjaciół. Nie należy samych siebie, ani innych oszukiwać, że jesteśmy bogaci i wzbogaciliśmy się duchowo, i niczego nie potrzebujemy.

To słowo było skierowane do Ciebie mój przyjacielu, nazywający siebie chrześcijaninem. Czy sprawdziłeś siebie, swój rzeczywisty stan ze słowami Zbawiciela, czy żyje w Twoim sercu Chrystus, czy jesteś w społeczności z Nim, czy też On w dalszym ciągu stoi u drzwi Twojego serca i prosi o pozwolenie, by wejść? Kimkolwiek jesteś, mój drogi przyjacielu, dziś Pan Jezus Chrystus zapukał w Twoje serce słowem. Dlaczego nie otworzyć Mu teraz, póki jeszcze jest czas, by On nie wypluł Cię z ust Swoich.

List do zboru w Filadelfii.


Jak wiele wspaniałych pouczeń znajduje się w każdym z siedmiu Listów skierowanych do siedmiu zborów w Azji. Listy te zawarte są w rozdziałach 2 i 3 Księgi Objawienia. W tych Listach jest tyle głębokich prawd, że należałoby poświęcić wiele rozważań na każdą z nich. Mam nadzieję, że to krótkie i zwięzłe rozmyślanie wzbudzi jednak w wielu chęć samemu kontynuować dalsze zgłębianie tego wspaniałego miejsca Pisma, nie zapominając o tym, że na samym początku Księgi Objawienia dana jest specjalna obietnica czytającym, słuchającym i zachowującym słowa zapisane w Niej.                                                                      Chociaż te dwa rozdziały mają i prorocze znaczenie, one tym nie mniej są pełne napomnień i pouczeń dla nas, żyjących w dwudziestym pierwszym wieku. Dlatego, jak powiedziane jest w zakończeniu każdego Listu „Kto ma uszy, niech wysłucha, co Duch ogłasza zborom.” (Obj. 2:11). Modlę się, by dzisiejsze rozważanie było nie tylko pouczeniem, ale i pokrzepieniem dla wszystkich nas.

Czytając przesłanie do zboru w Filadelfii w rozdziale 3 Księgi Objawienia od wersetu 7 do 13 pierwszą rzeczą, która przyciąga uwagę czytelnika, są te słowa: „ … oto sprawiłem, że przed tobą otwarte drzwi. ” (Obj. 3:8). Mówi te słowa „Święty, prawdziwy, Ten, który ma klucz Dawida, Ten, który otwiera, a nikt nie zamknie, i Ten, który zamyka, a nikt nie otworzy. „ (Obj. 3:7). W Nowym Testamencie znajdujemy kilkakrotnie wyrażenie – „otwarte drzwi„ i to zawsze mówi nam o wejściu dobrej nowiny w nowe, jeszcze nie ewangelizowane miejsca.

Pamiętamy, jak po powrocie do Antiochii, po swojej pierwszej podróży misjonarskiej apostoł Paweł opowiedział tamtejszemu zborowi „jak wielkich rzeczy dokonał Bóg z nimi i jak poganom drzwi wiary otworzył. „ (Dzieje 14:27). Następnie w Liście do Koryntian Paweł pisze: „Otworzyły się bowiem przede mną drzwi wielkie i owocne, a mam wielu przeciwników.„ (1Kor.16:9). A Kolosan on prosi: ”A módlcie się zarazem i za nas, aby Bóg otworzył nam drzwi dla Słowa w celu głoszenia tajemnicy Chrystusowej… „ (Kol. 4:3). Potem jeszcze raz w swoim drugim Liście do Koryntian Paweł wspomina o jednym przypadku zaistniałym podczas jego drugiej podróży misjonarskiej, o którym mówi w następujący sposób: „Gdy zaś przybyłem do Troady, aby [głosić] ewangelię Chrystusa, a drzwi zostały mi otwarte w Panu. ” (2Kor. 2:12). O tych otwartych drzwiach bardziej szczegółowo przeczytamy w rozdziale 16 Dziejów Apostolskich, kiedy to przed ich otwarciem Duch Święty nie pozwolił im pójść prowadzić ewangelizację w Bitynii.

Wszystkie te miejsca mówiące o otwartych drzwiach są szczególnymi możliwościami danymi Kościołowi do głoszenia i szerzenia dobrej nowiny Bożej miłości. To, że teraz siedząc przy komputerze przyjacielu możesz czytać to rozważanie świadczy, że właśnie są otwarte szeroko drzwi. Przy tym drzwi te stale się poszerzają. Nikt nie może zamknąć tych drzwi, bo klucze od nich trzyma Ten, Który je otworzył. To On sam powiedział: " I będzie głoszona ta ewangelia o Królestwie po całej ziemi na świadectwo wszystkim narodom, i wtedy nadejdzie koniec. „ (Mat. 24:14). Bardziej niż kiedykolwiek w swojej historii, dzisiaj Kościół ma niesamowitą możliwość wypełnienia tych proroczych słów Zbawiciela.

Czytając cały ten List możemy zauważyć, że zborowi w Filadelfii była dana szczególna możliwość dla szerzenia dobrej nowiny. I mimowolnie powstaje pytanie: dlaczego zbór w Filadelfii został tak uprzywilejowany? Dlaczego Pan właśnie im otworzył drzwi?                       Chociaż każde otwarte drzwi powinniśmy przyjąć jako szczególny dar od Pana, tym nie mniej odgrywają rolę inne czynniki od których zależy, kto w nie wejdzie. Zauważmy, że weszli w nie członkowie zboru Filadelfii, ponieważ mieli niewielką moc. Oni zachowali słowo Pana i byli wierni Jego imieniu.

Sądząc po ludzku, powiedzielibyśmy, że pierwsi wchodzić powinni w te drzwi ci, którzy są mocni, a tu wychodzi, że pierwszym warunkiem wejścia w drzwi ewangelizacji była ich słabość. Okazuje się, że Bóg korzysta w Swojej winnicy z tych, którzy mają niewiele mocy. Dziwne, prawda. I tu przypominają się słowa apostoła Pawła: " albowiem kiedy jestem słaby, wtedy jestem mocny. " (2Kor. 12:10). Dlatego, kontynuuje on: " Najchętniej więc chlubić się będę słabościami, aby zamieszkała we mnie moc Chrystusowa." (2Kor. 12:9). W tym tkwi cały sekret.

Zbór w Filadelfii nie był znany w Azji ze względu na dużą liczbę członków. Była to raczej mała wspólnota dzieci Bożych, ale to właśnie w niej Chrystus znalazł coś drogocennego. Znalazł w niej wierność Jego słowu. Wśród członków zboru najprawdopodobniej nie było szczególnie utalentowanych ludzi lub osób posiadających duży dobytek lub wpływy.          Wierni w Filadelfii nie mieli tej obfitości darów, z których przykładowo byli dumni wierni w Koryncie. Ale za to oni byli zdrowi, jak w wierze, tak i w nauczaniu. Możliwe jest, że inne zbory patrzały na ten ubogi zbór z wyższością i właśnie dlatego im, mającym niewielką moc, Pan uznał za stosowne otworzyć drzwi, aby Mu służyli.

Zbór w Filadelfii jest jednym z dwóch, któremu Pan nie uważał za konieczne upominać ich. Dla nich miał tylko pokrzepiające słowa. Mówiąc, że mają niewielką moc, chwali ich za to, że zachowali Jego Słowo i nie zaparli się Jego imienia. Dwa razy przypomina im o ich wierności Jego Słowu.                                                                                                                            Co to znaczy? Po pierwsze, że oni przyjęli Słowo Boże. Usłyszawszy je, przyjęli je jak najcenniejszy skarb, jaki znaleźli i miłowali Pana całym swoim sercem. Dla nich, podobnie jak dla proroka Ezechiela, Słowo było w ich ustach jak miód.

Czy my możemy powiedzieć to samo? Czy zachowujemy te wszystkie Słowa Pana w naszych sercach, tak jak Maryja, czy też tak jak Marta, zawsze troszczymy się i kłopoczemy wieloma sprawami. Zauważmy, że Jezus nie napomniał Martę za jej pracę, ale za to, że troszczyła się i kłopociła o wielu rzeczach. I dalej Chrystus mówi: " Niewiele zaś potrzeba, bo tylko jednego; Maria bowiem dobrą cząstkę wybrała, która nie będzie jej odjęta. " (Łuk. 10:42). Ona stawiała rzeczy we właściwej perspektywie, przede wszystkim to, co jest najważniejsze: zachowywać w swoim sercu Słowo, a potem posługa. Ale posługa bez tego pierwszego, najważniejszego, musi kończyć się kłopotami i troską.

Tak, wierzący z Filadelfii wybrali właściwą cząstkę. Oni zachowywali Słowo Pana. U nich na pierwszym miejscu stało zawsze Słowo Boże. Dalej Pan zauważa ich wierność: "… nie zaparłeś się mojego imienia." To był bezpośredni rezultat ich wierności i miłości do Słowa Bożego.                                                                                                                                                      Co znaczy zaprzeć się imienia Jezusa Chrystusa? Znaczy - zaprzeczać temu, co Biblia mówi o Osobowości Syna Bożego. Niewłaściwe podejście do Słowa Bożego, niepełne zaufanie do Jego autorytetu zawsze negatywnie wpływa na nasz stosunek do Jezusa Chrystusa. Jeśli nie przyjmiemy za pewnik, że Biblia jest Księgą natchnioną przez Boga, to pierwszą rzeczą która ucierpi, to nasza pewność, pojmowanie i stosunek do Jezusa Chrystusa. Wtedy nie ważnym będzie, aby wierzyć w Jego nadprzyrodzone poczęcie, ani w Jego Boskie pochodzenie.

Bądźcie pewni drodzy bracia i siostry, że wszelkie fałszywe nauczanie jest wynikiem niezawierzenia Słowu Bożemu. Zwróćmy uwagę na taktykę wroga. Przede wszystkim on stara się podważyć w nas ufność w prawdziwość Słowa Bożego. Pierwszy raz usłyszeliśmy te słowa szatana w ogrodzie Eden. I co on mówi: "Czy rzeczywiście Bóg powiedział?" (1Moj. 3:1). To są pierwsze jego słowa zapisane w Biblii. Co on czyni? Boże słowa on poddaje w wątpliwość. A jeśli się to powiedzie, to zaparcie się imienia Pana jest pewne, jak noc po dniu. Dlatego lepiej być bezsilnym, ale zachowującym Słowo Boże i nie zapierającym się imienia Jego. Właśnie takim Bóg otwiera drzwi.

Drogi bracie i siostro, czy jesteś jednym z tych, którzy zdecydowali się, że cokolwiek by nie było, to nie zaprzesz się prawdy? Dla Ciebie słowo Pańskie powinno być, tak i amen. Gdy w sercu Twoim płonie miłość do Chrystusa, to Ten, Który ma klucz, otworzy Tobie drzwi i wtedy Ty nie bojąc się wejdziesz przez nie z pełną ufnością, wiedząc, że żadna siła ani w niebie, ani na ziemi, ani w piekle, nie jest w stanie je zamknąć . To wcale nie znaczy, że nie będziesz miał przeciwników. Nie ulega wątpliwości, że będą.                                                       Gdy apostoł Paweł powiedział, że dla niego " Otworzyły się drzwi wielkie i owocne ", dodał "a przeciwników jest wielu." I ci przeciwnicy uczynią wszystko, aby zagrodzić Ci drogę, piętrząc przed Tobą wszelkie możliwe przeszkody. Ale wiedz, że wszelkie ich wysiłki doznają całkowitej porażki, ponieważ klucz jest w posiadaniu Tego, Który powiedział: „Dana mi jest wszelka władza na niebie i na ziemi. " (Mat. 28:18).

Tak, zbór w Filadelfii miał wrogów i to najbardziej niebezpiecznych i szkodliwych - fałszywych braci. Chrystus nazywa ich „synagogą szatana„ , tych, którzy językiem mówili jedno, a w rzeczywistości czynili co innego.                                                                                       Jakże często my napotykamy opór ze strony tych, od których najmniej się tego spodziewamy. Tam, skąd oczekiwalibyśmy wsparcia, otrzymujemy przeciwności.

„Ponieważ zachowałeś słowo mojej cierpliwości. " (Obj. 3:10). To jest wielkie miłosierdzie Boże, gdy możemy w cichości, cierpliwie oczekiwać na pomoc ze strony Pana naszego. "Skromność wasza niech będzie znana wszystkim ludziom: Pan jest blisko " - mówi apostoł Paweł. (Fil. 4:5).                                                                                                                              Zaufać całkowicie Panu, powierzyć Mu całą naszą przeszłość, teraźniejszość i przyszłość – to i jest łagodność, która jest miła naszemu Panu.

Tak, Jezus Chrystus otwiera drzwi i nikt nie może je zamknąć, ale w swoim czasie, jeśli on zamknie je, to możemy być pewni, że nikt nie otworzy. Jeśli nam nie zawsze jest wiadome i zrozumiałe, jak On otwiera i zamyka drzwi, to nie powinno to nas zatrważać. Ten fakt, że w Jego rękach są klucze powinien być dla nas pocieszeniem i pewnością, że wszystko co dzieje się w naszym życiu znajduje się pod Jego kontrolą.                                                                   Wieczne dziękczynienie Bogu za to, że jeśli nawet na pewien czas namaszczony Król, Syn Boży, ukryty jest przed naszymi oczami, On tym nie mniej nadal rządzi Swoim Królestwem.

Jak Dawid, namaszczony król, był przez pewien czas na wygnaniu i ukrywał się na pustyni i w jaskiniach, podobnie dziś i Chrystus jest odrzuconym Królem. Ale wkrótce nadejdzie radosny dzień, gdy ugnie się przed Nim wszelkie kolano i wszelki język wyzna Go swoim Panem. Była to ostateczna obietnica dla zboru Filadelfijskiego: " Oto przyjdę wkrótce, trzymaj to, co masz, aby nikt nie wziął twojej korony. " (Obj. 3:11). A co oni mieli? Co dziwne, ale pierwszą rzeczą, której się trzymali, była ich niewielka moc. Trzymajcie się tego, a zwyciężycie, mówi im Chrystus.

Jesteśmy na tyle silni, na ile jesteśmy oddani Bogu i jesteśmy w stałej jedności z Nim. Mojżesz był bezsilny, by czynić wszystko sam, ale z Bogiem pokonał całą egipską armię. A zbór w Filadelfii miał Jego słowo. Gorliwie chrońcie to Słowo w sercach waszych - mówi im Chrystus. Rezultatem ich wierności Słowu było to, że trzymali się Jego imienia. I mieli obietnicę Jego bliskiego przyjścia.

Ale są i tacy, którzy nie chronią w swoich sercach Słowa Bożego. Dla nich to wszystko jest obce, tym nie mniej dusza ich za czymś tęskni. Do tej pory nie znaleźli tego, co mogłoby zaspokoić ich wewnętrzne pragnienie. Kochani, nie znajdziecie odpowiedzi w jakiejkolwiek filozofii, nauczaniu, a nawet religii, ale znajdziecie ją tylko w jednej Osobie - Osobie Jezusa Chrystusa. Przed wami otwarte są wspaniałe drzwi i tymi drzwiami jest sam Jezus Chrystus. On powiedział: " Ja jestem drzwiami; jeśli kto przeze mnie wejdzie, zbawiony będzie… " (Jana 10:9).                                                                                                                            On czeka na Ciebie przyjacielu, tylko wejdź.                                                                                 Niech Pan pomoże Ci uczynić to teraz.

Szukaj na tym blogu

Followers

Obsługiwane przez usługę Blogger.