RSS

Uzdrowienie syna dworzanina królewskiego.


 Drodzy przyjaciele, czy jesteście w stanie widzieć posłańca Bożego w nieszczęściu, które was spotkało. Czy kiedykolwiek zastanawialiście się nad tym, że próba, doświadczenie może być waszym najlepszym przyjacielem, aniołem Bożym zapowiadającym szczególne błogosławieństwo, które Bóg dla was przygotował. Dlatego, gdy wszelkiego rodzaju próby i pokusy przychodzą w waszym życiu, nie trwóżcie się, nie uważajcie je za nieproszonych gości, ale przywitajcie jak przyjaciół. Przychodzą do was z woli Bożej „Albowiem Ja wiem, jakie myśli mam o was - mówi Pan - myśli o pokoju, a nie o niedoli, aby zgotować wam przyszłość i natchnąć nadzieją. ” (Jer. 29:11). Jaka pociechą jest, że Boże intencje wobec nas zawsze wynikają z Jego miłości do nas.

Za podstawę dzisiejszego rozważania chcę wziąć jedno wydarzenie z rozdziału czwartego Ewangelii Jana, które żywo ilustruje tę prawdę. Mam na myśli historię uzdrowienia syna dworzanina królewskiego. Zacznę od wersetu 46, który mówi: „A był w Kafarnaum pewien dworzanin królewski, którego syn chorował. Ten, usłyszawszy, że Jezus przyszedł z Judei do Galilei, udał się do niego i prosił go, aby przyszedł i uzdrowił jego syna, gdyż był umierający. I powiedział do niego Jezus: Jeśli nie ujrzycie znaków i cudów, nie uwierzycie. Dworzanin królewski powiedział do niego: Panie, przyjdź, zanim umrze moje dziecko. Jezus mu powiedział: Idź, twój syn żyje. I uwierzył ten człowiek słowu, które powiedział mu Jezus, i poszedł. A gdy już szedł, jego słudzy wyszli mu naprzeciw i oznajmili: Twoje dziecko żyje. Wtedy zapytał ich o godzinę, w której poczuło się lepiej. I odpowiedzieli mu: Wczoraj o godzinie siódmej opuściła go gorączka. Wówczas ojciec poznał, że to była ta godzina, w której Jezus powiedział do niego: Twój syn żyje. I uwierzył on sam i cały jego dom. To był drugi cud, który Jezus uczynił, przyszedłszy z Judei do Galilei. ” (Jana 4:46-54).

O czym mówi nam ta historia? Po pierwsze, że doświadczenia, jakie spotkały dworzanina królewskiego, przywiodły go do Jezusa Chrystusa. Gdyby nie doznał tej udręki, przeżyłby swoje życie nie poznawszy Boga, ale choroba jego syna okazała się błogosławieństwem. On prawdopodobnie nie pomyślałby o przyjściu do Jezusa, gdyby nie to nieszczęście. Wcześniej zapewne szukał pomocy u najlepszych lekarzy w swoim kraju. To co najlepsze było dostępne dla osoby na jego stanowisku. Dworzanin był nie tylko zamożnym, ale także wpływowym człowiekiem, a jednak ani pieniądze, ani wpływy mu nie pomogły. A gdy nie mógł nigdzie uzyskać już pomocy i nie miał do kogo się zwrócić, przyszedł do Jezusa. Widzimy więc, że ta ciężka próba w danym przypadku było powodem tego, że dworzanin doświadczył łaski Bożej.

Ale zauważmy, że nasze próby, życiowe dramaty i rozczarowania oraz wszelkiego rodzaju ogniste doświadczenia nie są same w sobie końcowym rezultatem działania Bożego. Nie, możemy powiedzieć, że są „neutralnymi posłańcami„ , ale mogą nam pójść albo na błogosławieństwo, albo na gorycz. Jedno, co możemy z całą pewnością powiedzieć, to to, że po tych doświadczeniach i próbach nikt nie pozostaje taki sam. „Dla jednych są wonią śmierci ku śmierci, a dla drugich wonią życia ku życiu. ” (2Kor. 2:16). A wszystko zależy od tego, jak my odniesiemy się do naszych doświadczeń.

Spójrzmy, jaki był rezultat próby, której doświadczył dworzanin - uwierzył on i uwierzyła cała jego rodzina. A wszystko zaczęło się od jednej iskierki wiary. Tak, choroba syna obudziła w dworzaninie wiarę, wiarę, że pozostał tylko Jeden, Który może mu pomóc.      Ale skąd pojawiła się w nim ta wiara, wiara, że ​​Jezus może mu pomóc? Wieści o Chrystusie rozchodziły się po całym kraju. To, co uczynił w Judei podczas święta Paschy, dotarło do Galilei, a wcześniej w Kanie Chrystus dokonał swojego pierwszego cudu, zamieniając wodę w wino. Wiadomo było o tym już w całym kraju. Jednakże aż do momentu choroby syna dworzanin odnosił się obojętnie do tych wieści. On sam nigdy nie widział ani nie słyszał Chrystusa i najwyraźniej nie był Nim zainteresowany, ale gdy jego sytuacja stała się beznadziejna, przypomniał sobie wszystko, co słyszał o Chrystusie i to był właśnie początek jego wiary. On uwierzył w to, co słyszał.

Od tego zaczyna się wiara. Tutaj widzimy znaczenie i moc nie tylko głoszenia Ewangelii, ale także naszego osobistego świadectwa. Wiele osób nigdy nie usłyszałoby o Ewangelii, im nie przyszło by do głowy wziąć Biblię do ręki i dlatego nigdy nie usłyszą o Chrystusie, jeśli my nie powiemy im, co Chrystus uczynił dla nas osobiście. A to możemy uczynić w pracy, w szkole, w domu, gdziekolwiek jesteśmy.

Być może jesteś jednym z tych, przyjacielu, kto słyszał od innych, jak oni przyjęli Chrystusa, jak On uwolnił ich od grzechu, jak uczynił wszystko nowym w ich życiu, jak wysłuchuje ich modlitw i pomaga w potrzebie. Sam nie doświadczyłeś czegoś takiego i do tej pory mówisz, że może to jest dobre dla innych, ale nie dla Ciebie. A teraz dosięgły Cię nieszczęścia, cios za ciosem, jedno nieszczęście za drugim spada na Twoją głowę i przypomniałeś sobie świadectwo Twoich przyjaciół. I teraz myślisz inaczej. A co jeśli ten Jezus może pomóc i mi. Mój przyjacielu, to jest pierwsza iskierka wiary. Wiara jest jak ziarnko gorczycy, to maleńkie ziarenko ma to, co najważniejsze, ma życie. Tu nie chodzi o wielkość, ale o ten najważniejszy czynnik -  życie. Słyszałeś o Chrystusie, widziałeś na przykładzie innych, co Pan może dokonać. Teraz uczyń to, co zrobił ojciec umierającego syna. Zwróć się do Jezusa Chrystusa, a On zmieni Twoje życie.

Wiara zazwyczaj zaczyna się od tego, że człowiek słyszy od innych, że Pan może to i tamto, a potem sam przychodzi do Niego. Tak było i w Samarii. Mówi się, że „wielu Samarytan z tego miasta uwierzyło weń (w Jezusa) dzięki świadectwu niewiasty, która mówiła: Powiedział mi wszystko, co uczyniłam. (Jana 4:39). To świadectwo było proste, ale zawierało ten istotny, życiodajny element. Ono było prawdziwe i przeżyte przez tę kobietę. Interesujące jest to, co dalej jest powiedziane w czwartym rozdziale Ewangelii Jana. „Gdy więc Samarytanie przyszli do niego, prosili go, aby u nich pozostał; i pozostał tam dwa dni.” (Jana 4:40). Dlaczego oni przyszli do Niego? Był to bezpośredni skutek żywego świadectwa Samarytanki. I dalej powiedziane jest, że: „I o wiele więcej ich uwierzyło z powodu Jego słowa. I mówili do niewiasty: Wierzymy już nie dzięki twemu opowiadaniu; sami bowiem słyszeliśmy i wiemy, że ten jest prawdziwie Zbawicielem świata. ” (Jana 4:41-42).

Mój przyjacielu i Ty, gdy osobiście przyjdziesz do Niego, to poznasz, że ręka Zbawiciela nie cofnie się, aby wybawić Cię z jakiejkolwiek próby, która Cię spotyka. Teraz więc przyjdź i przekonaj się sam, jak dobry jest Pan dla wszystkich, którzy Go wzywają. „I wzywaj mnie w dniu niedoli, Wybawię cię, a ty mnie uwielbisz! ” - mówi Pan. (Ps. 50:15). Nie zaniedbuj tej iskierki wiary, którą dał Ci Pan. On teraz oczekuje, że przyjdziesz do Niego ze swoją potrzebą.

Ta iskierka wiary. Czy zauważyliście, że taka iskierka wiary była u dworzanina królewskiego. Jego wiara dotyczyła tylko jego chorego syna. On nie zastanawiał się nad potrzebą swojego serca, a w rzeczywistości jego potrzeba była o wiele większa niż jego syna. On nie znał Chrystusa, był całkowicie ślepy na potrzeby swojej duszy.

I tu pojawia się ważne pytanie: czy Bóg odpowiada na modlitwę nieodrodzonego człowieka? Na przykładzie dworzanina widzimy, że jego modlitwa została wysłuchana. Jego syn został cudownie uzdrowiony i to wszystko doświadczył on, gdy sam był jeszcze niewierzący. Jeśli Bóg nie odpowiada na modlitwę człowieka niewierzącego, to jak można wyjaśnić ten biblijny przykład?

Tak, grzesznik może prosić Boga o pomoc, gdy jest w potrzebie. Jednak tylko na jedną modlitwę grzesznika, Bóg gwarantuje, że odpowie, a jest to modlitwa o zbawienie jego duszy. Bóg nie może odmówić, gdy grzesznik szczerze i ze skruchą w sercu przychodzi do Pana z modlitwą: Panie, bądź miłościw mnie grzesznemu.

Bóg słyszy też inne modlitwy grzesznika. Ile znamy takich przypadków, że ludzie w stanie nieodrodzonym wołali do Boga w dniu swojej niedoli i On im odpowiedział. I często ta odpowiedź prowadziła ich do poznania Jezusa Chrystusa jako Zbawiciela.                              To właśnie widzimy na tym przykładzie. Otrzymawszy odpowiedź na swoją modlitwę, dworzanin królewski uwierzył, a później także cały jego dom. Cóż za wspaniały rezultat modlitwy nieodrodzonego człowieka.                                                                                             Któż może powiedzieć, że Bóg nie odpowiada na modlitwę grzesznika. Oczywiście, jeśli grzesznik prosi o coś, wiedząc, że musi przede wszystkim pojednać się z Bogiem, to niech nie oczekuje odpowiedzi, zanim nie upamięta się. Dworzanin nic nie wiedział o zbawczej mocy Chrystusa. Jego wiara była ograniczona. Prosił tylko o uzdrowienie syna.

Mój przyjacielu, pójdź za przykładem dworzanina królewskiego. Przedstaw Panu wszystko, co jest ciężarem Twojej duszy. Nawet jeśli Twoja potrzeba jest czasowa, ziemska, fizyczna, to możesz przyjść z tą potrzebą do Jezusa. Zacznij przynajmniej od tego, a ujrzysz, jak dobrotliwy jest Pan. Tak, jeśli Twoja modlitwa ogranicza się teraz tylko do ziemskich potrzeb, to módl się mimo wszystko. Słowo Boże mówi, że „Pan daje pokarm młodym krukom, gdy do niego wołają. ” (Ps. 147:9). Jestem pewien, że wołanie kruka nie jest szczególnie duchowe. Jeśli Bóg Wszechmogący daje pokarm ptakom, to tym bardziej wysłucha człowieka, który do Niego woła. Prawdą jest, że ​​ta wiara jest bardzo szczątkowa, ale może w końcu doprowadzi Cię do poznania Pana. Szczera wiara, bez względu na to, jak jest mała i ograniczona, może zdziałać nieporównywalnie więcej niż to, o co prosimy lub o czym myślimy. Niech ten dworzanin będzie dla Ciebie dobrym przykładem. Chociaż jego wiara była słaba, była jednak prawdziwa. Dworzanin sam przyszedł do Chrystusa i osobiście zwrócił się do Niego ze swoją prośbą.                                                                                Uzdrowienie syna dworzanina nie zbawiło go, ale otrzymawszy odpowiedź na swoją modlitwę, dworzanin uczynił kolejny krok – sam uwierzył w Jezusa i cały jego dom.

Mój przyjacielu, bez względu na to, jak cudowne przeżycie nie miał byś od Boga, jak niewiarygodną odpowiedź otrzymał byś na swoją modlitwę, samo to nie zbawi Cię. Bóg odpowie Ci w Swoim wielkim miłosierdziu, aby przywieść Cię do poznania Swojego Syna Jezusa Chrystusa jako Twojego Zbawiciela. I nic, żadne błogosławieństwo, żaden cud, nieważne jak niewiarygodny, nie zbawi Cię. To może sprawić tylko Twoja wiara w Jezusa Chrystusa. Bóg okazał Ci miłosierdzie, dopuszczając próby i dając Ci odpowiedź na Twoją modlitwę. Uczynił to, abyś pomyślał o swojej duszy i przyjął Chrystusa jako swojego Zbawiciela. Jeśli jeszcze tego nie zrobiłeś, uczyń to teraz. Niech Pan Ci w tym dopomoże. Amen.

Morze gniewu Bożego - Paul Washer


0 komentarze

Posted in

Pracownicy na żniwo Boże.


 Przypuśćmy, że w naszym kraju jest milion wierzących. Mam na myśli nowonarodzone dzieci Boże. A ludność naszego kraju wynosi 40 milionów. I przypuśćmy dalej, że każdy z tego miliona wierzących przyprowadziłby tylko jedną niezbawioną duszę do Jezusa Chrystusa w ciągu jednego roku. Oznaczałoby to, że pod koniec roku byłyby już dwa miliony nowonarodzonych dzieci Bożych. A gdyby w przyszłym roku każdy z nich ponownie przywiódł choć jedną duszę, byłoby już cztery miliony wierzących. Jeśliby co roku każde dziecko Boże przywiodło choć jedną nową duszę by poznała Jezusa Chrystusa jako swojego Zbawiciela, to w ciągu zaledwie ośmiu lat cała populacja kraju byłaby wierzącymi.

Ale ktoś powie, to fantazja. W końcu każdy z nas wie, że to jest nierealne. Tak wielu ludzi nigdy nie przyjęło by Chrystusa w jednym kraju. Tak, pod tym względem tak jest, ponieważ mimo całego naszego pragnienia, sami nie możemy zmienić człowieka w dziecko Boże. Człowiek sam musi rozstrzygnąć tą kwestię.                                                                                     Ale tutaj pojawia się kolejne pytanie, które każde dziecko Boże musi sobie zadać. Wiemy, że nie możemy nikogo zmusić do nawrócenia, ale zapytajmy siebie: ile dusz my przyprowadziliśmy do Pana po tym, jak sami przyjęliśmy Jezusa Chrystusa jako naszego osobistego Zbawiciela. Dobrze, załóżmy, że dołożyliśmy wszelkich starań, aby to zrobić, ale nam się to nie udało. Jeśli możemy to szczerze powiedzieć, Pan osądzi nas nie po tym, ile dusz przyprowadziliśmy do Niego, ale po tym, jak wierni byliśmy w tym naszym najwyższym powołaniu.

Ale wciąż przed nami stoi bardzo poważne pytanie. Jak wielu duszom złożyliśmy świadectwo o Chrystusie w ciągu ostatniego roku. Te pytania prowadzą mnie do słów tekstu, który znajduje się w wersecie 35 rozdziału 4 Ewangelii Jana. Jezus Chrystus powiedział do uczniów: Czy wy nie mówicie: Jeszcze cztery miesiące, a nadejdzie żniwo? Otóż mówię wam: Podnieście oczy swoje i spójrzcie na pola, że już są dojrzałe do żniwa.

Zauważmy, że Chrystus zaczyna od przysłowia. Rolnik po siewie mówił: teraz jeszcze cztery miesiące i nadejdą żniwa. Chrystus przypomina to swoim uczniom: „Czy nie mówicie, jeszcze cztery miesiące i nadejdą żniwa? ” „Oto mówię wam”, kontynuuje Chrystus, „podnieście oczy swoje i spójrzcie na pola, że już są dojrzałe do żniwa.

Pan porównuje żniwa do czasu zdobywania dusz ludzkich dla Królestwa Bożego. Ale mówi, jest jedna wielka różnica, a różnica polega na tym, że żniwa dusz ludzkich nie wymagają czekania. One już są dojrzałe. Mówicie, że jeszcze cztery miesiące, a ja mówię wam, że pola zbielały i dojrzały do ​​zbiorów. Teraz jest czas żniw, nie za cztery miesiące, trzy czy dwa, ale teraz. I to żniwo jest dojrzałe od Dnia Pięćdziesiątnicy. Do dnia Pięćdziesiątnicy Chrystus mówił - pozostańcie, tj. czekajcie, nigdzie nie idźcie, dopóki Duch Święty nie zstąpi na was. Podczas Jego trzyletniej posługi był czas siewu i oczekiwania. Wraz z przyjściem Ducha Świętego pola dojrzały. One dojrzałe są od dwóch tysięcy lat i czekają na żniwiarzy, pracowników Chrystusa.

Co oznacza słowo Pięćdziesiątnica? Pięćdziesiątnica żydowska (50 dni po Święcie Paschy) była świętem żniw i pamiątką zawarcia przymierza pod Górą Synaj. Izraelitom nakazane było, aby tego dnia przynosili Panu ofiarę z pokarmów z pierwocin swoich. Obrazowo ona mówi nam, że po święcie Paschy tj. po śmierci i zmartwychwstaniu Chrystusa będzie wielkie żniwo Pana, a przynoszenie płodów tego żniwa będzie w postaci upieczonego chleba. Od dnia zstąpienia Ducha Świętego rozpoczęło się to żniwo i trwa ono do dnia dzisiejszego, a gdy ostatni snop zostanie zebrany i dostarczony do spichlerza, wtedy czas łaski skończy się i nasz Pan przyjdzie, aby ustanowić Swoje Królestwo tu na Ziemi.

Z tego widzimy, że przyjście Jezusa Chrystusa jest związane z żniwami. Czy zauważyliście, że apostołowie spodziewali się przyjścia Zbawiciela w swoich czasach? Dlaczego? Z tego prostego powodu, że spodziewali się, że świat będzie całkowicie ewangelizowany w czasach ich pokolenia. Jak wspomniałem na początku, nie oznacza to, że cały świat powinien być zbawiony czy choćby nominalnie schrystianizowany. Słowo Boże nigdzie nie mówi, że cały świat nawróci się do Pana, ale wyraźnie uczy, że cały świat musi usłyszeć dobrą nowinę. Jak wyraźnie o tym powiedział Jezus Chrystus: „I będzie głoszona ta ewangelia o Królestwie po całej ziemi na świadectwo wszystkim narodom, i wtedy nadejdzie koniec. ” (Mat. 24:14). Czy można to dzisiaj powiedzieć wyraźniej. „Wtedy nadejdzie koniec. ” Kiedy? Gdy Kościół przestanie mówić: jeszcze cztery miesiące i nadejdą żniwa. Gdy przestanie rozsądzać po ludzku i zwróci uwagę na słowa Chrystusa: „przypatrzcie się polom, że już są białe, [gotowe] do żniwa.

Drodzy bracia i siostry, pola dojrzały już 2000 lat temu, zbielały i są gotowe do żniwa. Pan wyraźnie powiedział, że ta ogólnoświatowa ewangelizacja musi nastąpić w przeciągu jednego pokolenia. Spójrzmy, co On mówi: „Zaprawdę powiadam wam: Nie przeminie to pokolenie, aż się to wszystko stanie. ” (Mat. 24:34). A to wszystko obejmuje ewangelizację całego świata.

Ale ktoś powie, że minęło już wiele pokoleń, odkąd Chrystus wypowiedział te słowa. Jesteśmy już w XXI wieku i są miliony ludzi, którzy nigdy nie słyszeli, że Chrystus umarł za nich. Kto jest temu winien? Odpowiedzialność za wypełnienie tej misji spoczywa na każdym pokoleniu. Łatwo powiedzieć i obwiniać przeszłe pokolenia, że nie wypełniło swojego zadania, i w tym naprawdę oni są winni.

Ale drodzy bracia i siostry, zapytajmy siebie: co my zrobiliśmy dla sprawy Bożej? Ja zdam sprawę za siebie, jak ja postąpiłem. I chociaż nie jestem odpowiedzialny za przeszłe pokolenia, nadal jestem odpowiedzialny za moje pokolenie. Co robię, aby szerzyć dobrą nowinę? Czy jestem wierny temu świętemu zadaniu, które powierzył mi Pan. Chrystus nie wykluczył żadnego ze swoich dzieci, gdy wypowiadał swoje słowa tutaj na Ziemi: „Ale przyjmiecie moc Ducha Świętego, który zstąpi na was, i będziecie mi świadkami w Jerozolimie, w całej Judei, w Samarii i aż po krańce ziemi. ” (Dzieje 1:8). Każde dziecko Boże objęte jest tym programem misyjnym. Każdemu Pan dał „talent. „ Co prawda jednemu dał dwa, innemu pięć, ale nie ma takiego dziecka Bożego, które nie otrzymałoby chociaż jednego „talentu„.

Tak przyjaciele, tam gdzie mieszkamy, my możemy głosić dobrą nowinę. Mamy dostęp do ludzi, którzy być może nigdy nie usłyszą dobrej nowiny, jeśli my im nie powiemy o Chrystusie. Kochani, nie czyńmy tego, co robiły minione pokolenia. One mówiły: „jeszcze cztery miesiące i nadejdą żniwa. ” I tak te cztery miesiące rozciągnęły się na całe 2000 lat. Jeśli Pan ostrzegał o tym 2000 lat temu, to jakie znaczenie powinny mieć Jego słowa dla nas żyjących w XXI wieku. Jeśli poprzednie pokolenia znajdowały wymówkę, by nie móc ewangelizować swojego pokolenia, to nasze pokolenie nie ma wymówki. My mamy obecnie wspaniałe możliwości i środki do szerzenia Ewangelii. One są nam dane, abyśmy mogli nieść tę dobrą nowinę aż po krańce Ziemi. Nigdy w historii Kościoła nie było tak szerokiego dostępu do Biblii, jak dzisiaj. Ona jest dostępna dla tych, którzy chcą ją rozpowszechniać. Tak, wiemy, że są kraje, w których drukowanie i rozpowszechnianie literatury chrześcijańskiej, w tym Biblii, jest zabronione. Ale chwała Panu, w tych krajach są wierni świadkowie Chrystusa, którzy nie mówią, że jeszcze cztery miesiące i władza zmięknie. Wtedy będziemy mieć nadzieję na rozpowszechnianie Słowa Bożego. Ci, którzy tak mówią, nie doczekają się takiego czasu. Inni, pomimo zagrożeń i niebezpieczeństw znaleźli metody na rozpowszechnianie Słowa Bożego.

Jakim wspaniałym przykładem w naszym tekście jest Samarytanka. Gdy ona tylko poznała Chrystusa, nie czekając ani dnia, ani godziny, pospieszyła z radosną nowiną powiedzieć w mieście, że Chrystus ją zbawił. Jak proste było jej świadectwo: „Chodźcie, zobaczcie człowieka, który mi powiedział wszystko, co zrobiłam. Czy to nie jest Chrystus? ” (Jana 4:29). Wiele można by dodać do tego świadectwa i może coś w nim poprawić, ale spójrzmy jakie ono przyniosło wspaniałe rezultaty. Za tą kobietą podążyło całe miasto, aby ujrzeć Człowieka, który powiedział jej wszystko, co czyniła.                                                                       To wszystko co ona mogła uczynić. Nie potrafiła ich przekonać do wiary w Chrystusa, ale zrobiła, co mogła i w rezultacie wielu Samarytan z tego miasta uwierzyło w Jezusa Chrystusa.                                                                                                                                              Bracia i siostry, w głoszeniu Słowa nie chodzi o elokwencję, o doskonałość treści naszego słowa, ale o to, czy w naszych sercach płonie ogień miłości do ginących dusz.

W poprzednim, tj. 3 rozdziale Ewangelii Jana spotykamy się z Nikodemem. On był człowiekiem wysokiej kultury, biegłym w Pismach, członkiem żydowskiej rady rządzącej, człowiekiem z wykształceniem teologicznym. On też miał spotkanie z Jezusem Chrystusem. Czy przeżył narodzenie na nowo, o którym mówił mu Jezus Chrystus, nie możemy powiedzieć z pewnością. Zakładamy, że tak, że stał się dzieckiem Bożym, przynajmniej mamy nadzieję, że nastąpiło przebudzenie, ale zauważmy, że nigdzie nie jest napisane, że on zaczął świadczyć o Chrystusie. A jeśli ktokolwiek mógł to zrobić, to wydaje się, że Nikodem mógł.

Albo weźmy na przykład uczniów, których Chrystus strofuje tymi słowy: „Czy wy nie mówicie: Jeszcze cztery miesiące, a nadejdzie żniwo? Otóż mówię wam: Podnieście oczy swoje i spójrzcie na pola, że już są dojrzałe do żniwa. ” Mieli oczy, ale nie widzieli, poszli do miasta po jedzenie, byli otoczeni ginącymi duszami tego miasta, a jednak nic nie widzieli. To nie są nasi ludzie (Żydzi), to poganie, oni nie mają być zbawieni. Tak rozumowali. Ale oczy Samarytanki natychmiast zaczęły widzieć wyraźnie, w tych duszach zobaczyła pobielałe, dojrzałe żniwo i bez zwłoki poszła zebrać kłosy dla Jezusa Chrystusa.

Jakie jest znaczenie tych słów Chrystusa? Co On chce nam powiedzieć? Chce powiedzieć, że tej świętej sprawy nie można odkładać. Pan powiedział: „Żniwo wprawdzie wielkie, ale robotników mało. Proście więc Pana żniwa, aby wysłał robotników na swoje żniwo. ” (Mat. 9:37-38). Dlaczego Pan mówi nam, byśmy modlili się do Pana żniwa, aby wysłał robotników na swoje żniwo. Ta modlitwa dotyczy dzieci Bożych. Pracownikiem na niwie Bożej może być tylko dziecko Boże. Niewierzący nie ma udziału w Królestwie Bożym.

Jak wiele jest dzieci Bożych, którzy są zajęci robieniem rzeczy, które zajmują im tak cenny czas. Są tak bardzo zafrasowani sprawami doczesnymi, że są niewolnikami własnych interesów. Ich pragnieniem jest jak najlepiej zorganizować sobie życie tu, na tej Ziemi. A Pan mówi nam, by dopełnić Jego plan szerzenia dobrej nowiny aż po krańce Ziemi. Te związane sprawami doczesnymi dzieci Boże trzeba przez modlitwę wyrwać i wysłać na żniwo Boże.

Słowo - wysłać, także spotykamy w poprzednich wersetach. Na przykład w wersecie 33 dziewiątego rozdziału Ewangelii Mateusza jest powiedziane, że „kiedy demon został wypędzony, niemy przemówił. ” W języku greckim słowo „wysłać” i „wypędzić” jest tym samym słowem. W innych miejscach tłumaczy się to słowem – wyrzucić, zepchnąć, wygnać, oddalić, wypchnąć. Wiemy, że po to aby wypędzić demony potrzeba Bożej mocy. Tylko moc Boża może wyrwać tych wierzących przykutych do ziemskich rzeczy i wypchnąć ich na niwy Boże.

Czy modlimy się o to, aby Pan wysłał pracowników na Swoje dzieło? To jest najpilniejsza modlitwa, nie można jej odkładać. Dzieło Boże wymaga pracowników. Misja Chrystusowa oczekuje na nowych pracowników, którzy nie są obciążeni światowymi troskami i za nich my musimy się modlić. Świat czeka by usłyszeć dobrą nowinę o Chrystusie.

Drodzy bracia i siostry, przestańmy mówić: jeszcze cztery miesiące i nadejdą żniwa, ale teraz wołajmy do Pana żniwa, aby posłał pracowników na żniwo Swoje. Entuzjastów jest wielu. To są ci, którzy mówią: Tak, Panie, pójdę, gdziekolwiek mnie poślesz. Ale sami nie kiwną palcem w sprawie Bożej. Pan potrzebuje pracowników, którzy nie stawiają Mu żadnych warunków, ale są bezwarunkowo gotowi do każdej pracy i na każdym miejscu. Drogi przyjacielu, co może być ważniejsze niż robienie tego, co Bóg postawił na pierwszym miejscu.

A jeśli jeszcze nie jesteś dzieckiem Bożym, to wiedz, że dzisiaj jest dzień sprzyjający Twemu zbawieniu. Przyjdź do Niego takim, jakim jesteś. Niech Pan dokona dzisiaj Swoje cudowne dzieło zbawienia w sercach wielu. Amen.

Zmiany w naszym życiu.


Pójdźcie wy na odludne miejsce i odpocznijcie trochę. ” (Mar. 6:31). Takie polecenie Pan Jezus Chrystus dał swoim uczniom po powrocie z pierwszej służby misyjnej. Wysłuchawszy ich opowieści o zakończonej sukcesem misji, Chrystus bez komentarza mówi im: „idźcie na osobność, na miejsce ustronne...” Oni właśnie odnieśli wielki sukces w posłudze Panu i rezultaty były imponujące: swoim nauczaniem objęli znaczną część kraju. Ludzie pokutowali, chorzy byli uzdrawiani, dokonywali cudów. I właśnie wtedy, gdy wydawało się, że trzeba kontynuować tę służbę, Chrystus każe im zostawić wszystko i udać się z Nim na miejsce pustynne.

O czym mówi nam to polecenie Chrystusa? Uczy nas, że w naszym życiu potrzebne są zmiany. Każda zmiana w życiu człowieka oddanego Bogu odgrywa ważną rolę w jego wzroście duchowym. To prawda, że ​​takie zmiany nie zawsze są lekko tolerowane.                  W księdze proroka Jeremiasza jest jeden interesujący werset, który brzmi tak: Moab miał spokój od swojej młodości i spoczywał na swoich drożdżach, nie przelewano go z jednego naczynia w drugie i nie poszedł do niewoli; dlatego zachował swój smak, a jego woń się nie zmieniła. ” (Jer. 48:11). Na pierwszy rzut oka ten werset wydaje się nie mówić nic znaczącego. Ale jeśli weźmiemy pod uwagę, że prorok podaje przykład z życia w tamtych czasach, to znajdziemy w tym bardzo pouczającą lekcję. Tutaj Jeremiasz mówi o procesie i metodzie, którą stosowano przy produkcji wysokiej jakości wina. Warunkiem koniecznym w tym długim procesie dojrzewania było przelewanie wina z jednego naczynia do drugiego. Ono musiało przez pewien czas odstać w nowym naczyniu w różnych warunkach i temperaturach. Za każdym razem, gdy wino było przelewane do drugiego naczynia, na dnie starego naczynia pozostawał osad. W ten sposób dzięki przelewaniu wino oczyszczało się, stawało się przejrzyste i smaczniejsze. Nie udałoby się tego osiągnąć, gdyby cały czas pozostawało w tym samym naczyniu. Wino byłoby mętne, z posmakiem osadu.

O czym mówi nam ta przypowieść? Mówi, że my jesteśmy tym właśnie winem, a Bóg jest naszym winogrodnikiem. Przelewa nas z jednego naczynia do drugiego, tak jak uzna to za stosowne i konieczne. A te naczynia mówią o różnych doświadczeniach, próbach, trudnych okolicznościach, nagłych zdarzeniach.

Ale ktoś powie: czy to jest konieczne? Tak, te różne warunki, różne naczynia są również potrzebne w naszym życiu, tak jak ważne są one przy robieniu dobrego wina. Moab, który miał spokój od swojej młodości, spoczywał na swoich drożdżach i nie był przelewany z naczynia do naczynia, zachował swój dawny smak, a jego woń się nie zmieniła. ” On do niczego się nie nadawał. Przeżył swoje życie, nikomu nie przynosząc żadnej przyjemności ani korzyści.

A w naszym życiu Pan pozwala na te przelewania do różnych naczyń w celu oczyszczenia nas z osadu grzechu. To jest szkoła, przez którą muszą przejść wszyscy chrześcijanie, wszystkie dzieci Boże, aby ich życie stało się błogosławieństwem dla innych, aby oddawały chwałę Bogu i przynosiły Mu radość. Tak dojrzewali wszyscy ludzie wiary.                          Przeczytajmy Biblię lub historię Kościoła, a zobaczymy, jak Bóg zmieniał okoliczności i warunki życia swoich wybranych, często umieszczając ich w trudnych okolicznościach. Na przykład Józef - w więzieniu; prorok Daniel - w jamie pełnej lwów, a jego przyjaciele – w piecu ognistym; na pustyni - Mojżesz, Eliasz, Jan Chrzciciel i wielu, wielu innych. I każde takie „naczynie” było miejscem oczyszczenia i zahartowania Bożego człowieka, gdy następuje proces oczyszczenia i uświęcenia.

Eliasza, silnego i odważnego proroka Izraela, Bóg prowadził w ten sam sposób, zmieniał okoliczności i dawał nowe polecenia, czyli przelewał z jednego naczynia do drugiego. Weźmy jeden z takich przykładów: „I doszło go słowo Pana: Wstań i idź do Sarepty, która należy do Sydonu, i zamieszkaj tam. Oto nakazałem pewnej tamtejszej wdowie, aby cię żywiła. ” (1Król. 17:8-9). Udać się do Sarepty - Sydonu, a ponadto do wdowy - to było niesamowite polecenie dla Eliasza, gdy cały kraj cierpiał głód. Czy Eliasz mógł sobie nawet wyobrazić, że trafi do takiego naczynia? I tak, pomimo tak dziwnego polecenia, Eliasz wykazuje wielką wytrwałość i wiarę. Następny werset mówi: „I wstał i poszedł do Sarepty. ” Tak, Eliasz natychmiast zadziałał zgodnie ze słowem Bożym. Otrzymawszy takie polecenie on mógł się zastanawiać, a nawet oburzyć. Jak mogę tam się udać, pozostać tam i zależeć od jakiejś biednej wdowy? To nie do pomyślenia! Ale Bogu nie potrzebne były jego rady ani opinie. On mówi: "Wstań i idź. " I tu wiara podpowiada: „Zaufaj Panu z całego swojego serca i nie polegaj na własnym rozumie! ” (Przyp. 3:5). Nam mogłoby się wydawać zupełnie naturalnym, gdyby Eliasz powiedział „nie”. A powód jest bardzo prosty i logiczny. Faktem jest, że Sarepta znajdowała się w tej części kraju, gdzie był wróg Eliasza i całego ludu Bożego. Do tego dochodziła też trzyletnia susza i dotkliwy głód. Interesujące jest również to, że Bóg wybrał nie jakiegoś bogacza czy wybitną osobę w Sarepcie, ale biedną, samotną i spracowaną wdowę, aby dostrzegła potrzeby proroka. Ona nakarmiła go ostatnim zapasem mąki i oliwy i była zrozpaczona. Eliasz powiedział jej, że zgodnie ze słowem Pana, mąka w garnku nie wyczerpie się, a oliwy w bańce nie zabraknie aż do dnia, w którym Pan spuści deszcz na ziemię. Cóż za błogosławieństwo! Jak niewiarygodne jest, że Bóg posłał Eliasza do takiej osoby i takiego miejsca. Niezbadane są ścieżki Pana.

Dlatego mój przyjacielu nie zdziw się, jeśli Pan poprowadzi Cię w przeciwnym kierunku, a nie tym, na który liczyłeś. Zaufaj temu, co mówi Pan: „Albowiem Ja wiem, jakie myśli mam o was - mówi Pan - myśli o pokoju, a nie o niedoli, aby zgotować wam przyszłość i natchnąć nadzieją. ” (Jer. 29:11).

Mój przyjacielu, może przytłaczają Cię trudności jedna za drugą i nie rozumiesz, o co chodzi, Twoje próby są ponad Twoje siły. Przyjdź do Boga w imieniu Jezusa Chrystusa z dziecięcą wiarą, On chce Ci pomóc i Cię zbawić. I wszystko, co wydaje Ci się tak beznadziejne, Bóg zamieni w błogosławieństwo. On tylko prosi by mógł wejść w Twoje życie. Otwórz Mu drzwi swojego serca, a w Twoim życiu zajdą wielkie i cudowne zmiany i Ty będziesz najbardziej radosnym i szczęśliwym człowiekiem. Niech Pan Ci w tym dopomoże! Amen.

 

Szukaj na tym blogu

Followers

Obsługiwane przez usługę Blogger.