RSS

Czy jesteście obleczeni w moc? - Paul Washer


0 komentarze

Posted in

Jednego ci brakuje.


 Być może nie ma bardziej uderzających słów wypowiedzianych przez Chrystusa niż słowa skierowane do młodego człowieka, który przyszedł do Niego z zapytaniem: co mam czynić, aby odziedziczyć życie wieczne? ” (Mar. 10:17). Jezus odpowiedział mu tymi słowami: Jednego ci brakuje. Idź, sprzedaj wszystko, co masz i rozdaj ubogim, a będziesz miał skarb w niebie. Potem przyjdź, weź krzyż i chodź za mną. ” (Mar. 10:21).                                               Nie byłoby zaskoczeniem, gdyby Chrystus powiedział mu, że wiele ci jeszcze brakuje, ale te słowa, że „jednego ci nie dostaje”, skłaniają nas do poważnego zastanowienia. Aby więc lepiej zrozumieć istotę tego braku, musimy najpierw lepiej poznać tego młodego człowieka.

W tym rozważaniu chcę zwrócić uwagę na trzy ważne cechy jego osobowości. Pierwszą rzeczą, która przyciąga nas do tego młodego człowieka, jest jego wrażliwe serce. Widzimy to z jego słów którymi zwraca się do Jezusa Chrystusa. „Nauczycielu dobry! ” - mówi on. On jest wrażliwy na wszystko, co dobre, czyste, piękne i święte.                                                        Ponadto jest człowiekiem odważnym. Będąc jednym z przywódców należał do tej klasy ludzi religijnych, którzy już od początku posługi Chrystusa krytycznie odnosili się do Zbawiciela, a teraz otwarcie występują przeciw Niemu. I mimo to, widząc dobroć i życzliwość w Chrystusie, odważnie mówi: „Nauczycielu dobry. ”

Poza tym zauważmy, że ten młody człowiek był człowiekiem wielkiej pokory, bo gdy przyszedł do Jezusa, powiedziane jest, że „upadł przed Nim na kolana. ” (Mar. 10:17). Z reguły osoby u władzy w ten sposób nie witały pospolity lud, nawet w krajach wschodnich. Typowy człowiek tamtych czasów uważał Chrystusa za człowieka związanego z pracą na roli z Nazaretu. Jednak ten młodzieniec, posiadający wielkie bogactwo, zajmujący wysoką pozycję w społeczeństwie, pada na kolana przed Chrystusem. Tak, on miał zarówno odwagę, jak i pokorę. Chrystus jednak patrząc na niego, powiedział mu: „Jednego ci brakuje. ”

Tutaj należy podkreślić, że ten młodzieniec był więcej niż dobrym, uczciwym, skromnym, odważnym człowiekiem. Jego przeszłość i teraźniejszość były jakby bez skazy. Gdy Chrystus wymienił sześć przykazań: nie zabijaj, nie cudzołóż, nie kradnij, nie mów fałszywego świadectwa, nie oszukuj, czcij ojca swego i matkę, to ten młody człowiek mógł powiedzieć: „Nauczycielu, tego wszystkiego przestrzegałem od młodości mojej. „ (Mar. 10:20). Być może niektórzy go osądzą, że on tu się przechwala i nie mówi prawdy. Osobiście jestem przekonany, że powiedział prawdę, nie przesadzał. Spójrzmy na to, co zaraz potem jest powiedziane: „Jezus spojrzał nań z miłością…” (Mar. 10:21).

Nie oznacza to jednak, że Chrystus nie miłował by go, gdyby on naruszał wszystkie te sześć przykazań. Wręcz przeciwnie, Chrystus miłuje i może zbawić wszystkich, ale miłował młodzieńca za jego czystość, za jego chęć poznania drogi życia wiecznego i za jego odwagę. Oprócz tych wszystkich dobrych cech jego charakteru, należy zwrócić uwagę na jeszcze jedną ważną cechę w tym młodym człowieku. W nim płonął ogień do poznania wyższych celów życiowych.

Z jakim pytaniem przyszedł on do Jezusa? "Nauczycielu dobry, co mam czynić, aby odziedziczyć życie wieczne? ” Dążył do czegoś wyższego w życiu, do życia duchowego, do życia Bożego. Jest jasne, że jeszcze nie znalazł tego życia. Czuł w sobie jakąś pustkę, jakiś niedostatek. Posiadanie bogactwa nie mogło zaspokoić tych pragnień jego wewnętrznego człowieka. Wszystko to go nie satysfakcjonowało. Szukał życia, życia wiecznego, szukał Boga. Nawet jego nienaganne życie nie przyniosło mu satysfakcji, której pragnęła jego dusza. Będąc pokornym i uczciwym, odczuwał jednak jakiś nieopisany ból, ponieważ te cechy charakteru nie mogły pozyskać dla niego tego, czego pragnął jego wewnętrzny człowiek. Tak, zdawał sobie sprawę, że jest czymś więcej niż zwykłą istotą zadowalającą się tylko jedzeniem. Wiedział, że jest istotą wieczną, stworzoną na obraz i podobieństwo Boga i dlatego potrzebuje czegoś więcej niż materialnego zadowolenia.

I właśnie dlatego przyszedł do Chrystusa i mówi: „Tego wszystkiego przestrzegałem od mojej młodości. Czego mi jeszcze brakuje? ” (Mat. 19:20). Sam więc przyznaje, że mimo posiadania tych wszystkich cech, którymi niewielu mogło się pochwalić, on tym niemniej odczuwa i pyta Jezusa: czego mi jeszcze brakuje. Szukał tego, czego nie dałyby mu ani pieniądze, ani popularność, ani wykształcenie, ani moralne życie, ani nawet religia. On szukał Boga. Chrystus o tym wiedział i dlatego powiedział do niego: „Jednego ci brakuje. ”

Zastanówmy się teraz nad znaczeniem tych słów? Czy zauważyliście, że gdy Chrystus zapytał tego młodzieńca o jego stosunek do zakonu, to wymienił tylko sześć z dziesięciu przykazań. Te sześć przykazań dotyczy relacji człowieka z człowiekiem. O nich młody człowiek mógł powiedzieć: Tego wszystkiego przestrzegałem od młodości mojej. I właśnie tu dodaje: „Czego jeszcze mi brakuje? ”                                                                                          Chrystus nie wspomniał o pierwszych czterech przykazaniach, które mówią o relacji człowieka z Bogiem. Mówiąc: „Jednego ci brakuje” Pan wskazał na to, co było barierą.

Zazwyczaj niedostatek lub przeszkoda jest wyrażana jakąś zewnętrzną okolicznością. W tym młodym człowieku ten niedostatek urzeczywistnił się w jego bogactwie. Ono było mu przeszkodą nie dlatego, że bogactwo samo w sobie jest szkodliwe, nie, ono może też służyć dobru, w zależności od tego, kto kogo posiada. Jeśli bogactwo nad nami panuje, to nas niszczy, a jeśli nasze bogactwo jest pod kontrolą Boga, może przynieść wiele korzyści. W tym przypadku to nie młody człowiek był właścicielem bogactwa, ale ono zawładnęło nim. Był pod wpływem mamony. Czcił boga bogactwa. Złoto i srebro zapewniały mu popularność, władzę i pozycję w społeczeństwie.                                                                               I Chrystus widział w czym był jego problem. Młody bogacz nie znał Boga. Nie czcił prawdziwego Boga, nie podążał za Nim. To, czego brakowało temu młodemu człowiekowi, podsumowują ostatnie słowa Chrystusa: „naśladuj mnie. ” Innymi słowy, jego problem polegał na tym, że nie naśladował Chrystusa. Ten młody człowiek nie znalazł jeszcze swojego prawdziwego sprawcę zbawienia, swojego Króla, swojego Pana.

Spójrzmy jeszcze raz na początek tekstu, gdzie czytamy, jak ten młody człowiek przychodzi do Jezusa i mówi: „Nauczycielu dobry, co mam czynić, aby odziedziczyć życie wieczne? ” Chrystus odpowiada mu: „Dlaczego nazywasz mnie dobrym? Nikt nie jest dobry, tylko jeden - Bóg. ” (Mar. 10:18). Dlaczego Chrystus odpowiedział mu tak dziwnym pytaniem? Przede wszystkim wydaje się dziwnym, tak jak zadał je sam Jezus Chrystus, Syn Boży. Sens tego pytania może mieć jedno z dwóch znaczeń, albo Chrystus powiedział - nie jestem dobry, albo - jestem Bogiem. To nie jest puste pytanie. A odpowiedź na nie znajdziemy tylko wtedy, gdy prześledzimy to zdarzenie w całość.

Zauważmy, że każde bluźnierstwo zaczyna się od tego, że jakiś tekst z Biblii wyrwany jest z kontekstu. Aby właściwie zrozumieć słowa Chrystusa w tym przypadku, należy zbadać je biorąc pod uwagę wszystko to, co zostało powiedziane przez Chrystusa. Jeśli Chrystus nie był dobry, jeśli nie był Bogiem, to nie mógł wymagać od człowieka, aby za Nim podążał. Spójrzmy, co powiedział Jezus: „Jeśli chcesz być doskonały, idź, sprzedaj, co posiadasz, i rozdaj ubogim, a będziesz miał skarb w niebie, potem przyjdź i naśladuj mnie. ” (Mat. 19:21). Idź, przyjdź, naśladuj, jeśli naprawdę wierzysz, że jestem dobry, jak sam powiedziałeś. Tylko Bóg jest dobry. Tak więc usuń tę przeszkodę, która stoi między tobą a tym, czego szukasz i podążaj za Mną. Odrzuć boga mamony, boga bogactwa, a gdy to uczynisz, przyjdź do Mnie.

Powiedzcie mi, kto oprócz Boga mógł stawiać takie wymagania człowiekowi? Niektórzy twierdzą, że jak najbardziej Chrystus był wielkim i dobrym człowiekiem, ale nie Bogiem. Zastanówmy się: jak On mógł być dobrym człowiekiem i jednocześnie zwodzić ludzi. Przecież On sam mówił, że jest Synem Bożym. Któż, jak nie Bóg, mógł powiedzieć: „Przyjdźcie do mnie wszyscy, którzy jesteście spracowani i obciążeni, a Ja wam dam ukojenie. Weźcie na siebie moje jarzmo i uczcie się ode mnie, że jestem cichy i pokornego serca, a znajdziecie ukojenie dla dusz waszych. Albowiem jarzmo moje jest miłe, a brzemię moje lekkie. ” (Mat. 11:28-30). Tylko Bóg mógł wypowiedzieć takie słowa.

Trzecie słowo, jakie Chrystus wypowiedział do tego młodego człowieka, brzmiało - naśladuj. To było dokładnie to, czego mu brakowało. Chodź za Mną.                                                           A jak on miał naśladować Chrystusa? Czy widział on na swojej drodze do życia wiecznego te przeszkody? Tą przeszkodą był bóg mamony, bóg bogactwa. Chrystus mówi mu - pozostaw tego fałszywego boga i usuń go z twojego serca. W tobie musi nastąpić całkowita, wewnętrzna przemiana, sprzedaj wszystko, co masz i rozdaj ubogim. Strata będzie tylko tymczasowa, ale nagroda będzie wieczna. Gdy to uczynisz, przyjdź do Mnie i idź za Mną, a znajdziesz to, czego szuka twoja dusza. Znajdziesz życie wieczne.

Ta historia kończy się smutnymi słowami, ale nie do końca bez nadziei. Nie możemy powiedzieć, że ten młody człowiek nigdy nie poszedł za Chrystusem. Powiedziane jest że: „odszedł zasmucony, miał bowiem wiele majętności. ” (Mat. 19:22).                                            Jedno wiemy, gdy przyszedł do Jezusa, słysząc głos mówiący do jego serca, głos z samego źródła życia, którego szukał, młody człowiek odszedł ze smutkiem. Odszedł ze smutkiem z powodu bogactwa, z którego nie chciał zrezygnować. Wolał tymczasowe od wiecznego. On stał w obecności światłości i życia wiecznego, którego szukał. Nigdy nie był tak blisko życia wiecznego. Szukał go latami, gorzkniał bolejąc duszą, i tego dnia był tak blisko niego, widział je, słyszał żądanie, a jednak odszedł ze smutkiem.

Cóż mogło się dziać później? Jedno z dwóch. Powróciwszy do domu, patrząc na wszelkie wygody, luksus życia, na całe swoje bogactwo, on odczuwa jakąś pustkę. Teraz wszystko to widzi w innym świetle. Wszystko utraciło swój blask i urok. Podejmuje ważną decyzję i decyduje: już dalej tak nie mogę, widziałem światłość, słyszałem głos życia Bożego. Nic innego nie może mnie zadowolić. Muszę je mieć, to życie wieczne. Sprzedam wszystko, rozdam biednym, pozbędę się tego ciężaru, odnajdę Chrystusa i pójdę za Nim. Tak mogło się zdarzyć.

Z drugiej strony mógł też sobie powiedzieć: to dziwne, co ja dzisiaj zrobiłem? Co sprawiło, że pokłoniłem się temu człowiekowi z Nazaretu? Wszystko to było jakąś iluzją i czego ja szukam? W końcu mam wszystko, bogactwo, władzę i wielu przyjaciół. Czego mi jeszcze brakuje? Rozpamiętując w ten sposób, mógł stopniowo zagłuszyć ten wewnętrzny głos.

Jak postąpił ten młody człowiek, nie wiemy. Słowo Boże o tym nie mówi, ale jedno wiemy z pewnością, że od momentu spotkania z Chrystusem, nie był już tą samą osobą. Albo smutek, z jakim odszedł od Chrystusa, sprawił, że powrócił do Niego i zamienił w radosne naśladowanie Chrystusa, albo ten smutek przerodził się w gorycz, która doprowadziła do śmierci, do śmierci wiecznej.

Mój przyjacielu, to zdarzenie nie wymaga specjalnej interpretacji, ono mówi samo za siebie każdemu z nas. Dziś Chrystus stoi przed nami i mówi: „Ja jestem drogą, prawdą i życiem; nikt nie przychodzi do Ojca, jak tylko przeze Mnie. ” (Jana 14:6). To, czego szukamy, sens życia, życie wieczne, życie Boże, znajdziemy w Chrystusie Jezusie. Zaufajmy Mu. On sam prosi, abyśmy sami Go wypróbowali, otwierając nasze serca i oddając się Mu całkowicie, podążyli za Nim. Niech sam Pan pomoże w tym wielu z nas. Amen.

„Wszystko mogę w Chrystusie, który mnie umacnia.„


 Z treści Listu apostoła Pawła do kościoła w Filippi możemy wywnioskować, że wierzący z tego miasta napisali list do Pawła i wyrazili w nim swoje wątpliwości z powodu jego uwięzienia i prześladowań, których sami doświadczyli. Im wydawało się, że wraz z uwięzieniem Pawła, nadszedł kres głoszenia Ewangelii. W obliczu tego fałszywego poglądu, który powstał wśród Filipian, Paweł uznał za konieczne poinformować ich, że bardzo się mylą, sądząc, że teraz wszystko się skończyło. Wręcz przeciwnie, Paweł pisze do nich w 12 wersecie pierwszego rozdziału swego Listu: A chcę, bracia, abyście wiedzieli, że to, co mnie spotkało, spowodowało jeszcze większe rozkrzewienie Ewangelii. ” (Fil. 1:12). Paweł chce powstrzymać tę falę pesymizmu, która pochłonęła wierzących w Filippi. 

Wiemy, że wiele zależy od tego, kto ocenia sytuację. Człowiek bez wiary określiłby tę sytuację jako beznadziejną. Jak inaczej można rozumieć uwięzienie Pawła i prześladowanie wierzących. Czyż nie jest to całkowite zwycięstwo szatana? Nie ma już sensu walczyć, poddajmy się. Tak sugerowała niewiara, ale Paweł, człowiek wiary, widział całą sytuację zupełnie inaczej. On patrzy na nią z innego punktu widzenia i dlatego widzi zupełnie inny obraz. Patrzy z Bożego punktu widzenia. Spójrzmy jeszcze raz na to, co mówi: „chcę, bracia, abyście wiedzieli, że to, co mnie spotkało, posłużyło ku rozkrzewieniu ewangelii. ” 

 

Umiłowani bracia, mówi apostoł Paweł, głosiciel Ewangelii wśród pogan, to nie przypadek, że trafiłem do więzienia. To był Boży zamysł. Jestem tu po to, by był większy sukces ewangelizacyjny.                                                                                                                          Filipianie uważali, że uwięzienie apostoła Pawła przeszkodzi dalszemu szerzeniu Ewangelii Jezusa Chrystusa, ale fakt ten nie niepokoił ani trochę Pawła, ponieważ on w tym wszystkim widział warunek do większego rozkrzewienia Ewangelii. Swojemu młodemu współpracownikowi Tymoteuszowi, Paweł pisze: „Dla ewangelii znoszę cierpienia jak złoczyńca, aż do więzów, ale słowo Boże nie jest związane. " (2Tym. 2:9).

 

Gdy panował bezbożny cesarz - Neron, apostoł Paweł przebywał w więzieniu, zakuty w kajdany, a jednak ewangelizacja posuwała się naprzód. Nieustannie krok za krokiem torując drogę wiary w zarośniętych lasach niewiary, bezbożności i zła. Chwała Panu, że nie ma więzów dla Słowa Bożego, bez względu na to, jak bardzo wróg się stara. Doświadczając różnych burzliwych przeżyć głosiciel Ewangelii, apostoł Paweł, pokonuje wszelkie przeszkody i udaje się prosto do stolicy ówczesnego świata - Rzymu. To tu znajdował się tron ​​szatana, ośrodek sprzeciwu wobec Ewangelii Jezusa Chrystusa, główna siedziba bezbożności. I to tutaj Pan posyła swojego wiernego i oddanego sługę.

 

O, gdybyśmy oczami wiary mogli widzieć wszystkie okoliczności, które dotyczą nas, że nie dzieją się one przypadkowo, ale według pewnego Bożego planu, aby dobra nowina, Słowo Boże przez nas jeszcze bardziej się rozkrzewiło. Taka była wiara apostoła Pawła. Od niego nie usłyszymy ani jednej pesymistycznej frazy. Wręcz przeciwnie, ten, który powiedział: „dla mnie życiem jest Chrystus”, mógł radować się w każdych okolicznościach, widząc w nich Boże działanie. Czy możesz powiedzieć mój przyjacielu: „Dla mnie życie jest Chrystus.” (Fil. 1:21).  Przecież w tym tkwi tajemnica mocy, życia Chrystusowego w nas „Wszystko mogę w Chrystusie, który mnie umacnia. ” (Fil. 4:13). Życie chrześcijańskie jest nadprzyrodzone, ponieważ prawdziwe chrześcijaństwo to Chrystus żyjący w nas. 

 

W kolejnych wersetach tego rozdziału apostoł Paweł daje konkretne dowody na jeszcze większy sukces Ewangelii, jaki przyniosło jego uwięzienie. Spójrzmy ja jego słowa: „moje więzy z powodu Chrystusa stały się znane w całym pałacu i u wszystkich innych. ” (Fil. 1:13). To jeden z dowodów triumfu ewangelizacji. Paweł mówi: czy nie widzicie, bracia, że ​​przez moje uwięzienie Słowo Boże przeniknęło do tej warstwy społeczeństwa, do której w zwykłych okolicznościach nie przeniknąłby żaden głosiciel. Moje więzy w Chrystusie stały się znane, mówi o nich w całej pretorii, w całej gwardii cesarza. Jeden po drugim pilnujący go strażnicy słuchali świadectwa apostoła Pawła o jego nawróceniu. A jego radosny nastrój wywarł na nich głębokie wrażenie. Paweł miał tę przewagę, której nie ma zwykły głosiciel, a mianowicie, że jego słuchacze byli przykuci do niego. Faktem jest, że w tym czasie szczególnie niebezpieczni przestępcy byli przykuci do strażników i Paweł mówi, że wszyscy członkowie pretorium, a w starożytnym Rzymie byli to żołnierze, którzy stanowili najlepszą straż w pałacu cesarza, zaczęli mówić o Chrystusie.

Nie doszłoby do tego, gdyby Paweł przybył do Rzymu, powiedzmy jako zwykły głosiciel. Któż z nich zatrzymał by się, powiedzmy, na ulicy lub na rynku, by posłuchać kazania Pawła. Ale tutaj, na sześciogodzinnej zmianie, jeden po drugim będąc przykuci do Pawła, zmuszeni byli słuchać z jego ust cudowną mowę o Jezusie Chrystusie. Chwała Bogu - mówi apostoł Paweł, że Bóg posłał mnie tutaj, do więzienia, inaczej nikt z domu cesarskiego nie usłyszałby o Bożej miłości. To, że wielu uwierzyło, w tym niektórzy nawet z domu cesarza, widzimy z ostatniego wersetu tego Listu, gdzie apostoł Paweł pisze kończące pozdrowienie. „Pozdrawiają was wszyscy święci, szczególnie zaś ci z domu cesarskiego. ” (Fil. 4:22).  To znaczy, że w domu Cezara nie tylko usłyszeli Słowo Boże, ale niektórzy z nich także uwierzyli.

Tak, apostoł Paweł świadczył nie tylko słowem, ale także codziennym więziennym życiem. Nie było w nim sprzeczności, tak jak głosił, tak żył. Często nasze życie mówi głośniej niż to, co mówimy naszymi ustami.

Mój przyjacielu, być może jesteś niezadowolony z okoliczności swojego życia. Chociaż te okoliczności nie są takie same jak w przypadku apostoła Pawła, tym niemniej jednak jesteś do nich przykuty i nie umiesz wyjść z sytuacji w której się znajdujesz. Być może upadłeś na duchu, jesteś przygnębiony, ponieważ Bóg zmienił twoje plany i znalazłeś się tam, gdzie nie myślałeś. Potraktuj to jako postanowienie Boże. Zacznij chwalić i dziękować Pana, a będziesz błogosławieństwem dla otaczających Cię osób. Być może Pan postawił Cię właśnie w tym miejscu, abyś mógł być Jego świadkiem.

Drugim skutkiem uwięzienia Pawła było to, że „większość braci w Panu nabrała otuchy z powodu więzów moich i zaczęła z większą śmiałością, bez bojaźni, głosić Słowo Boże. ” (Fil. 1:14). Tak, w Rzymie byli wierzący, ale wielu z nich było bardzo słabych, niezdolnych do złożenia świadectwa o Jezusie Chrystusie. Oni przyjęli Chrystusa jako swojego Zbawiciela, ale nie otworzyli swoich ust, by świadczyć o Nim innym. Nie kiwnęli nawet palcem, by przywieść choć jedną duszę do Pana. Byli, jak wielu wierzących w dzisiejszych czasach, którzy zadowalają się tym, że są zbawieni i nie robią nic, aby zdobywać dusze dla Chrystusa. Ale widząc tego starca z pochylonymi plecami, z bliznami na ciele od smagania za świadectwo o Chrystusie, poczuli się zawstydzeni i zachęceni przykładem apostoła, tego nieustraszonego bojownika o wiarę Ewangelii, zaczęli śmielej głosić Chrystusa. Jego odwaga rozpaliła większą śmiałość u innych. Tak, odwaga jest zaraźliwa. Ona zachęca do naśladowania. Nic tak nie dodaje odwagi, jak przykład nieustraszonego dziecka Bożego w trudnych warunkach.

Tak, mówi apostoł Paweł, zostałem wyznaczony do obrony Ewangelii i sam Pan wyznaczył mnie. Nie trafiłem przypadkiem do więzienia. Tu postawił mnie mój sprawca i dokończyciel mojej wiary - Jezus Chrystus, abym mógł być Jego świadkiem. Dlatego „chcę, bracia, abyście wiedzieli, że to, co mnie spotkało, spowodowało jeszcze większe rozkrzewienie ewangelii, bo Słowo Boże nie jest związane. ” (2Tym. 2:9).

Paweł chce jednak zwrócić uwagę na jeszcze jeden przywilej czasu spędzonego w rzymskim więzieniu. To dotyczyło jego osobiście. W wersetach od 19 do 21 w tym samym 1 rozdziale Listu do Filipian on zwraca uwagę Filipian na fakt, że te okoliczności przyczynią się ku jego wybawieniu.

Ale ktoś powie: czy Paweł nie był już zbawiony? Czy on musiał odkupić grzechy swoim cierpieniem? Nie, takie pojmowanie zbawienia jest całkowicie fałszywe. Ono nie jest zgodne ze Słowem Bożym. Paweł był już zbawiony i usprawiedliwiony przez wiarę w Jezusa Chrystusa. I absolutnie nic, żadne cierpienia ani wysiłki z jego strony nie mogły uczynić jego zbawienia bardziej doskonałym. Od dnia, w którym spotkał zmartwychwstałego Chrystusa na drodze do Damaszku, on był już zbawiony. Tak więc w tym przypadku musimy rozumieć słowo zbawienie lub wybawienie w szerszym znaczeniu, a mianowicie, zbawienie w sensie duchowego wzrostu i rozwoju, lub jak to ujął apostoł Paweł: „aby Chrystus był uwielbiony w ciele moim. „ (Fil. 1:20). „Wiem bowiem” mówi, „że przez modlitwę waszą i pomoc Ducha Jezusa Chrystusa wyjdzie mi to ku wybawieniu. ” (Fil. 1:19). To poznanie sprawiało mu wielką radość, bo próby, które na niego spadły nie były przypadkowe, ale zostały dopuszczone przez Boga dla jego dobra.

Poza tym Paweł w więzieniu, będąc przykuty do strażników przez całą dobę, nie miał ani chwili na samotność. Na wolności tak zwani bracia z zawiści, kłócąc się, głosili nieszczerze, sądząc, że dodadzą ucisku jego więzom, Paweł jednak nie był tym zakłopotany. Wręcz przeciwnie, mówi: „Z tego się raduję i będę się radował, wiem bowiem, że to doprowadzi do mojego zbawienia. ” (Fil. 1:18-19). Paweł miał jedno nieugaszone pragnienie, a mianowicie, aby Chrystus był uwielbiony w jego ciele.                                                                                             Przed swoim przybyciem do Rzymu apostoł Paweł napisał do wierzących w Rzymie, że „wszystko współdziała dla dobra tych, którzy miłują Boga, to jest tych, którzy są powołani według postanowienia Boga. ” (Rzym. 8:28). Teraz, przebywając w rzymskim więzieniu, on już nie w Liście, ale żywym przykładem świadczy o tej cudownej prawdzie, że wszystko współdziała dla dobra tych, którzy miłują Boga.

Ale ktoś zapyta: w czym zawiera się to dobro? Aby odpowiedzieć na to pytanie, musimy spojrzeć nie tylko na werset 28 z 8 Listu do Rzymian, ale także werset 29. „Tych bowiem, których on przedtem znał, tych też przeznaczył, aby stali się podobni do obrazu jego Syna, żeby on był pierworodny między wieloma braćmi. ” Jakim pocieszeniem jest wiedzieć, że wszystko co dotyczy człowieka miłującego Boga, wszystko współdziała dla jego dobra. A dobrem jest byśmy się stali podobni do Syna Bożego, aby On mógł być uwielbiony w nas.

Jak to jest możliwe? Jak przebiega ten proces przemiany? Dzięki wsparciu Ducha Jezusa Chrystusa. Ciekawe jest to, że Paweł nie mówi w tym przypadku „z pomocą Ducha Świętego”. Mówi: „przez pomoc Ducha Jezusa Chrystusa. ” A czy Duch Święty i Duch Chrystusa nie są tym samym? Tak, ten Duch jest jeden, to jest trzecia Osoba Trójedynego Boga, ale najwyraźniej Paweł ma coś konkretnego na myśli, gdy mówi o Duchu Świętym jako Duchu Jezusa Chrystusa. W ten sposób zdaje się nam przypominać o wsparciu Ducha Świętego w życiu Jezusa Chrystusa, gdy On był tu na Ziemi. Chrystus jest najwyższym przykładem posługi Ducha Świętego w życiu dzieci Bożych.

Spójrzmy, jak ważną rolę w ziemskim życiu Jezusa Chrystusa odegrał Duch Święty. Nasz Pan został poczęty z Ducha Świętego. Został namaszczony Duchem Świętym nad Jordanem, napełniony Duchem, zaprowadzony przez Niego na pustynię, gdzie był kuszony przez diabła. Po ukończeniu 40 dni postu wrócił z pustyni w mocy Ducha Świętego do Galilei. Sam Jezus mówi, że: Duchem Bożym dokonywał cudów, wypędzał demony, wskrzeszał umarłych i głosił miłościwy rok Pana. On oddał Siebie zgodnie z wolą Ojca na odkupieńczą śmierć przy wsparciu Ducha Świętego. Został wzbudzony ze śmierci mocą Ducha. I na koniec czytamy, że w ciągu Swojego czterdziestodniowego przebywania tu na Ziemi po Swoim zmartwychwstaniu, On przez Ducha Świętego udzielał poleceń apostołom.

W ten sposób my widzimy całkowitą zależność naszego Pana od Ducha Świętego podczas Jego wcielenia i przebywania tu na Ziemi. Jako doskonały Człowiek, bez grzechu i skazy, On tym nie mniej był całkowicie zależny od Ducha Świętego. Spełnił wolę Ojca w mocy Ducha Świętego i w tym jest dla nas najwyższym przykładem. Jeśli Chrystus, Syn Boży, potrzebował wsparcia Ducha Świętego, to kim my jesteśmy, by sądzić, że możemy obejść się bez Ducha Świętego.

Co pomogło apostołowi Pawłowi nie tylko cierpieć i znosić najcięższe okoliczności bez szemrania i narzekania, a nawet szczerze z głębi serca radować się nimi? Wiedział, że wszystko to przyczynia się do większego rozkrzewienia Ewangelii i jego własnego dobra. On stanie się podobny do obrazu Syna Bożego.                                                                                   Ale sama wiedza nie wystarczy. Potrzebujemy pomocy Ducha Chrystusowego, potrzebujemy mocy Ducha Świętego. Chrystus w przeddzień swego uniesienia do nieba powiedział: „Ale weźmiecie moc Ducha Świętego, kiedy zstąpi na was, i będziecie mi świadkami. ” (Dzieje 1:8).

Tej siły, mocy Ducha Świętego my potrzebujemy i dzisiaj. Kościół cierpi, świat ginie, a my upadamy. Wszystko dlatego, że myślimy, że możemy obejść się bez mocy Ducha Świętego. Tylko ta moc pomoże nam zwyciężyć nad grzechem, pokonać naszego „starego„ człowieka. Duch Święty daje nam namaszczenie, abyśmy odważnie i bez lęku dawali świadectwo o Jezusie Chrystusie. Duch Święty wzbudza w naszych sercach miłość do grzesznika i daje radość w trudnych okolicznościach. Czyni to wszystko, aby Jezus Chrystus zawsze i we wszystkim był wywyższony. Paweł nie mówi, że cierpienia same w sobie poprawią go, że upodobnią go do obrazu Chrystusa. Nie, cierpienia i próby same w sobie nie mogą nas uświęcić. Może to dokonać tylko Duch Święty. Te cierpienia i próby z pomocą Ducha Świętego są narzędziem Boga do przemienienia nas na obraz Jezusa Chrystusa.

Mój drogi bracie i siostro, czy otrzymaliście moc Ducha Świętego? Słowo Boże mówi: „bądźcie napełnieni Duchem. ” (Ef. 5:18). Otwórzcie swoje serca i dajcie Mu całkowitą kontrolę nad swoim życiem, a wtedy prawdziwie Chrystus będzie wywyższony również w was. Wtedy wszystko, wszelkie próby, pokusy, cierpienia, smutki i rozczarowania będą współdziałać dla waszego dobra.

Ale być może są tacy, którym to jest niezrozumiałe. Myślą, czy można mieć moc Bożą, przezwyciężyć grzech, radować się w każdych okolicznościach i miłować wszystkich? Tak mój przyjacielu, to jest możliwe. Ale najpierw musisz wyznać swój grzech Chrystusowi, prosić Go przebaczenie, przyjąć Jego dar zbawienia, innymi słowy - narodzić się na nowo. A wtedy On spełni Twoje pragnienie bycia lepszym i zaspokoi pragnienie, które odczuwasz. Przyjdź do Niego teraz i pozwól Mu być Twoim Zbawicielem i Panem.                               Niech sam Pan Ci w tym dopomoże. Amen.

Bezradność człowieka.


 Gdy zaczniemy czytać Biblię, to po krótkim czasie przekonamy się, że to, czego ona wymaga od człowieka, jest niemożliwe wypełnić. Spójrzmy na przykład na 5 rozdział pierwszego Listu do Tesaloniczan. Tutaj czytamy: „Zawsze się radujcie! " Powiedzcie mi, kto z nas może zawsze się radować? Czy to możliwe? Dalej przeczytajmy następny werset. Mówi on: Nieustannie się módlcie. ” Czy kiedykolwiek ktoś z nas próbował modlić się bez przerwy, nieustannie? A dalej powiedziane jest: „Za wszystko dziękujcie. ” (1Tes. 5:16-18). Kto z nas dziękował za wszystko? Dziękujemy za to, co jest dla nas przyjemne, wygodne i dobre, to normalne. Niestety wielu z nas w ogóle nie dziękuje. Ale dziękować za wszystko, łącznie z bólem i nieprzyjemnościami, urazą i stratą, to zupełnie co innego. Tym niemniej  tu wyraźnie jest powiedziane: „Taka jest bowiem wola Boża w Chrystusie Jezusie względem was”, tj. należy za to dziękować.

Tak, Bóg wymaga od nas niemożliwego. Ktoś powie: czy to nie żart. To szydzenie z niemocy człowieka, żądać od niego czegoś, czego on nie jest w stanie zrobić. A jednak Bóg wymaga wypełnienia Jego przykazań. Jak to wyjaśnić?

Weźmy przykład z Ewangelii Jana. Rozdział 5 mówi o mężczyźnie, który był chory od 38 lat. Przypomnijmy tą sytuację, gdy leżał on przy sadzawce zwaną Betesda, czekając, aż zstąpi anioł i poruszy wodę. I nagle przychodzi Chrystus i pyta go: „Czy chcesz być zdrowy?” I jak ten chory Mu odpowiedział? „Panie, nie mam człowieka, który by mnie wrzucił do sadzawki, gdy woda się poruszy; zanim zaś ja sam dojdę, inny przede mną wchodzi. ” (Jana 5:6-7).                                                                                                                                       Zauważmy, że Chrystus póki co nie każe mu coś zrobić, ale zadaje mu pytanie. I w tym pytaniu cierpiący widzi to, co niemożliwe. Jak mogę wyzdrowieć, gdy nie mam człowieka, który by mi pomógł? On liczył na pomoc człowieka. Przez trzydzieści osiem lat czekał na tę pomoc i tak jej nie otrzymał. Co mogło uzdrowić tego człowieka? Nic, oprócz cudu. Tylko moc Boża mogła go postawić na nogi. Ten, kto polega na ludzkich możliwościach, jego losem jest śmierć, a ten kto pokłada nadzieję w Bogu, nigdy nie będzie zawstydzony. Ujrzy chwałę Bożą.

Spójrzmy na przykład na człowieka, który wyrzekł się Boga. Jakie są owoce u człowieka, który odrzuca Boga? Żadne. W końcu owoc jest wynikiem życia, a życie pochodzi od Boga. A co daje ateizm? Nic, bo zaprzecza najważniejszej rzeczy - Bogu, że On jest źródłem życia. Ateizm pozostawia człowieka w śmiertelnie chorym stanie. Ludzkość jest chora bez Boga. Ona nie jest w stanie zmienić się, przeciwnie, ona będzie staczać się w dół. Grzech rozprzestrzenia się coraz bardziej, a człowiek staje się coraz gorszy i ostatecznie przychodzi mu umrzeć. Dlatego tam, gdzie jest bezbożność, są kłamstwa i nierząd, rozpusta, morderstwa i przemoc. Najgorsze jest to, że ta choroba rozprzestrzenia się i wpływa na całe społeczeństwo. Jak powiedział jeden z pisarzy: Kiedy Boga nie ma w duszy, to wszystko jest dozwolone.

Czy może istnieć bez Boga dobro, sprawiedliwość, wierność i moralność? To niemożliwe. Człowiek bez Boga liczy tylko na własne korzyści, a gdy osobisty zysk staje się celem życia, to nic dziwnego, że poziom moralny jest coraz niższy. Człowiek bez Boga upada coraz niżej i niżej. Będąc słabym moralnie, będzie widział jak jego sytuacja będzie pogarszać się w zależności od tego, jak bardzo polega na własnych siłach. To przywodzi na myśl słowa apostoła Jana zapisane w ostatniej Księdze Biblii: „Kto czyni nieprawość, niech nadal czyni nieprawość, a kto brudny, niech nadal się brudzi, lecz kto sprawiedliwy, niech nadal czyni sprawiedliwość, a kto święty, niech nadal się uświęca. ” (Obj. 22:11). A prorok Jeremiasz tak wyraził tę prawdę: „Czy Etiopczyk może zmienić swoją skórę, a lampart swoje pręgi? Tak samo czy możecie czynić dobrze, wy, którzyście się nauczyli postępować przewrotnie? ” (Jer. 13:23). Odpowiedź brzmi - oczywiście, że nie.

Drodzy przyjaciele, czy zauważyliście, że człowiek bez Boga mimo wszystko uważa za konieczne, aby jakoś wyjaśnić swoje istnienie. W końcu skądś się wziął i w swoim szaleństwie stworzył teorię ewolucji. Ale teoria ta nie daje mu zadowalającej odpowiedzi. Bezbożnicy odrzucają najpierw przyczynę, a jednocześnie starają się ją znaleźć. I tak wymyślili, że człowiek pochodzi od małpy. Jeśli zastanowić się nad tym wyjaśnieniem, nietrudno znaleźć w nim zamysł diabła. Ateiści stworzyli człowieka na obraz i podobieństwo małpy, dlatego dobro bezbożności jest dobrem małpim. Prosta logika, ale ta logika jest logiką ateizmu, bezbożności.                                                                                            Co chcę przez to powiedzieć? Tylko to, że człowiek sam w sobie jest bezsilny, by czynić dobro. Bez względu na to, jak bardzo by się nie starał, bez względu na to, jak bardzo by liczył na swoje możliwości, swoje siły i umiejętności, on pozostaje tą nieszczęśliwą, sparaliżowaną istotą. I dopóki nie zrozumie swojego prawdziwego stanu, będzie jak ten człowiek leżący u sadzawki Betesda. Przez trzydzieści osiem lat czekał na pomoc człowieka i nie doczekał się.

Ale wszystko zmieniło się, gdy na drodze jego nieszczęśliwej egzystencji pojawił się Jezus Chrystus. W życiu tego godnego pożałowania, bezradnego człowieka zabłysło światło prawdy. Ten siedzący w ciemności człowiek ujrzał wielką światłość i w tym strachu, w cieniu śmierci, zabłysło mu światło. Gdyby ktoś inny mu powiedział: chcesz być zdrowy, to byłaby to tylko kpina, ale te słowa wypowiedziane przez Chrystusa były pierwszym promieniem, który przeniknął przez jego mroczne życie. I tu dochodzimy do tego, o czym wspomniałem na samym początku rozważania - Bóg przychodzi do nas w naszym bezsilnym stanie i wymaga od nas niemożliwego.

Jak myślicie, co by się stało, gdyby ktoś powiedział ciężko choremu człowiekowi: wstań, ubierz się i chodź. Zapewne nic. A tutaj Chrystus, zwracając się do niego, mówi: „Wstań, weź łoże swoje i chodź. ” (Jana 5:8 ). Chrystus prosi o coś niemożliwego. Tak, jeśli nie weźmiemy pod uwagę, że te słowa wypowiedział Chrystus, Syn Boży, to od tego człowieka rzeczywiście wymagano niemożliwego. Wszystko w Biblii staje się niemożliwe, jeśli polegamy na naszych ludzkich możliwościach. Dlatego Chrystus powiedział: „Beze Mnie nic uczynić nie możecie. ” (Jana 15:5).

Czy zauważyliście to słowo - nic! Zawsze się radujcie. Czy można zawsze się radować, nieustannie modlić, dziękować za wszystko? Oczywiście, że nie. „Beze mnie nic uczynić nie możecie. ” Nic więc dziwnego, że Paweł mówiąc: „Umiem się ograniczyć, umiem też żyć w obfitości; wszędzie i we wszystkim jestem wyćwiczony; umiem być nasycony, jak i głód cierpieć, obfitować i znosić niedostatek ” nie kończy na tym, ale od razu dodaje te słowa: „Wszystko mogę w Chrystusie, który mnie umacnia. ” (Fil. 4:12-13).                                       Chrystus powiedział: „beze mnie nic uczynić nie możecie”, a apostoł Paweł mówi, że wszystko mogę uczynić w Jezusie Chrystusie, który mnie umacnia. Tak więc każde polecenie jest możliwe do wykonania dzięki mocy tego, który je nakazuje.

Ale ktoś powie: ale to dotyczy wierzącego, a co z niewierzącym? Ale patrząc na tekst zauważymy, że Chrystus powiedział te słowa do człowieka nie tylko chorego fizycznie od 38 lat, ale także chorego duchowo. Ten człowiek był grzesznikiem. Wiemy to z dalszej części tekstu, gdy Chrystus mówi mu później, gdy spotyka go po uzdrowieniu w świątyni: „Oto wyzdrowiałeś. Nie grzesz więcej, aby nie przydarzyło ci się coś gorszego. ” (Jana 5:14).

Tak więc temu choremu fizycznie i duchowo człowiekowi Chrystus każe wstać, wziąć łoże i chodzić. Wszystko zrozumiemy, gdy przeczytamy, co wydarzyło się zaraz po wypowiedzeniu tych słów przez Chrystusa. W wersecie 9 czytamy: „I natychmiast człowiek ten odzyskał zdrowie, wziął swoje posłanie i chodził. ” (Jana 5:9). Natychmiast wyzdrowiał. Okazuje się, że słowo wypowiedziane przez Chrystusa natychmiast go uzdrowiło.

Tak, to nie było słowo człowieka, ale Boga-Człowieka. Nie było to Słowo zwyczajne, ale żywe i skuteczne, tak samo jak słowo, które zostało wypowiedziane na początku Biblii: „Niech stanie się światłość. I stała się światłość. ” (1Mojż. 1:3). To słowo samego Boga. „Na początku było Słowo, a Słowo było u Boga i Bogiem było Słowo. Wszystko przez nie się stało, a bez niego nic się nie stało, co się stało. ” - jak mówi Biblia. „W Nim było życie, a życie było światłością ludzi. A światłość świeci w ciemności, lecz ciemność jej nie przemogła. ” (Jana 1:1-5).

Bracia i siostry, słowo wypowiedziane przez Boga jest niczym innym, jak życiem Boga. Bóg czyni wszystko Słowem. Stworzył świat Słowem, Słowem też go zachowuje. Co anioł powiedział do Marii: „U Boga żadne słowo nie pozostanie niespełnione. ” A Psalmista w Psalmie 107 mówi: „(Pan) posyła słowo swe, i uzdrawia ich, a wybawia ich z grobu. ” (Ps. 107:20). Stojąc przy grobie Łazarza, który leżał martwy od czterech dni, Chrystus powiedział: „Łazarzu wyjdź. ” (Jana 11:43). I powiedziane jest: „I wyszedł ten, który umarł.” (Jana 11:44). Pan wypowiedział słowo i natychmiast ono się spełniło.                                        Tak, umarli usłyszą głos Syna Bożego, a usłyszawszy, ożyją. Tylko Chrystus mógł powiedzieć: „Słowa, które ja wam mówię, są duchem i są życiem. ” (Jana 6:63). Oto dlaczego słowa wypowiedziane do chorego spowodowały całkowite jego wyzdrowienie. Dlatego on mógł wstać, wziąć łoże swoje i chodzić. To, co było niemożliwe, Słowo Chrystusowe uczyniło możliwym.

Zauważmy, że Chrystus nie powiedział cierpiącemu od 38 lat: teraz musisz się modlić. Jestem przekonany, że on modlił się nie raz, ale oczekiwał odpowiedzi z innych źródeł. Spodziewał się, że anioł, który poruszy wodę, odpowie na jego modlitwę. Ale nawet to by nie wystarczyło, ponieważ on musiał jako pierwszy wejść do wody, a nie miał osoby, która by mu pomogła. Chrystus nie nakazuje mu modlić się, ale wierzyć. To wszystko co ma uczynić. Uwierzyć w to, co mu powiedziano. Uzdrowienie otrzymał natychmiast, gdy tylko Chrystus powiedział: „Wstań, weź łoże swoje i chodź. ” Powiedziane jest bowiem, że natychmiast odzyskał zdrowie. On jeszcze nie wstał, ale według słowa Pana był zdrowy.

Ale uwierzcie mi, on by nadal tam leżał, gdyby nie uwierzył w to, co mu zostało powiedziane.  Słowo usłyszane nie przydało się na nic, gdyż nie zostało powiązane z wiarą tych, którzy je słyszeli - mówi Słowo Boże. (Hebr. 4:2). „Wiara więc jest ze słuchania, a słuchanie - przez słowo Boże. ” (Rzym. 10:17). Wiara zawsze wymaga działania. Oto dlaczego apostoł Jakub mówi, że „wiara bez uczynków” albo jak można powiedzieć, wiara bez działania - jest martwa. (Jak. 2:26). Martwe jest również działanie bez wiary. Tylko wiara, która daje początek działaniu, jest miła Bogu i daje rezultaty. Dlatego „bez wiary nie można podobać się Bogu. ” (Hebr. 11:6).

A wiarę tą można otrzymać tylko przez Słowo Boże. Otóż, wszystko zależy od Boga. On jest źródłem naszej wiary. On przejmuje inicjatywę, mówi, a Jego Słowo rodzi wiarę. Jezus wziął na Siebie inicjatywę uzdrowienia i zbawienia chorego. Chrystus przyszedł do sadzawki Betesda. Powiedział mu słowa życia: „Wstań, weź łoże swoje i chodź. ” Nasza odpowiedzialność zaczyna się w momencie słuchania. Słowo mówione wykonało swoje dzieło. Mężczyzna natychmiast wyzdrowiał. Teraz pozostało mu tylko jedno - działać. Słowo dało mu możliwość wstania, wzięcia łoża i chodzenia. To słowo wiary było przypływem Bożego życia w sercu chorego człowieka i wszystko, co musiał zrobić, to działać. Tak, wszystko jest możliwe dla wierzącego.

Tak więc przyjacielu, jeśli jeszcze nie jesteś zbawiony, to dzisiaj możesz otrzymać całkowite wybawienie, przebaczenie grzechów i życie wieczne. Moc nie jest w Tobie, ale moc jest w Słowie, które Pan kieruje do Ciebie: „Wstań i chodź, odpuszczone są ci grzechy twoje. ” (Mat. 9:5). „Uwierz w Pana Jezusa Chrystusa, a będziesz zbawiony. ” (Dzieje 16:31). Co mówi Pismo: „Blisko ciebie jest słowo, w ustach twoich i w sercu twoim; to znaczy, słowo wiary, które głosimy. Jeśli ustami swoimi wyznasz, że Jezus jest Panem, i uwierzysz w sercu swoim, że Bóg wzbudził go z martwych, zbawiony będziesz. ” (Rzym. 10:8-9).                        To są słowa wiary skierowane do Ciebie. Jeśli chcesz być zbawiony, to zbawienie otrzymasz tylko wiarą w Jezusa Chrystusa. Wyznaj Go jako swojego Pana, uwierz, że Bóg wskrzesił Go z martwych, a będziesz zbawiony.

Mój przyjacielu, wiara zbawia i nic więcej. Ale mówisz: czy to wszystko? Tak, w tym zawiera się cud zbawienia. Taka wiara bowiem zbawia od grzechu, kłamstwa, pijaństwa, nierządu i wszelkiego zła. Podobnie jak słowo wypowiedziane przez Chrystusa natychmiast uzdrowiło chorego, tak też natychmiast zbawi każdego, kto w Niego uwierzy. To, co niemożliwe u człowieka, możliwe jest u Boga. Chwała i dziękczynienie Mu za to na wieki! Amen.

Oczekiwanie.


W rozdziale 5, wersecie 1 Ewangelii Jana powiedziane jest: „Potem było święto żydowskie i Jezus udał się do Jerozolimy. ” Tak, w Jerozolimie było to wielkie i uroczyste święto, a dzień ten był szabatem. W mieście zgromadziła się duża rzesza ludzi. Przyjmuje się, że w tak świątecznym czasie w Jerozolimie gromadziło się nie mniej niż milion osób. Zakon Mojżeszowy wymagał, aby trzy razy w roku, tj. podczas trzech głównych świąt każdy Hebrajczyk płci męskiej pojawił się w Jerozolimie. Chociaż rozdział 5 werset 1 Ewangelii Jana nie mówi, jakie to było święto, to oczywiście było to jedno z tych trzech świąt. Najprawdopodobniej było to święto Kusz, obchodzone 50 dni po święcie Paschy. Jezus również udał się do Jerozolimy na te święto zgodnie z Prawem.                                            Pamiętamy, że swój drugi cud Chrystus dokonał w Jerozolimie podczas święta Paschy, gdy oczyścił świątynię. Teraz jest znowu w Jerozolimie. Lud oczywiście zgromadził się wokół świątyni i zakładano, że Jezus tam przyjdzie.

I tu stało się coś nieoczekiwanego, On nie poszedł od razu do świątyni, ale do sadzawki przy Owczej Bramie zwanej po hebrajsku Betesda. W wersecie 2 rozdziału 5 Ewangelii Jana powiedziane jest: „A jest w Jerozolimie przy Owczej Bramie sadzawka, zwana po hebrajsku Betesda, mająca pięć krużganków. ” Betesda - oznacza dom dobroci, źródeł, miłosierdzia. Brama Owcza była jedną z bram miasta Jerozolimy, przez którą wnoszono zwierzęta, które były składane na ofiarę. A ta sadzawka, która znajdowała się w pobliżu Owczej Bramy, służyła do omywania zwierząt. Zwierzęta które były składane w ofierze, musiały być czyste, bez skazy lub zmazy. Dlatego każde zwierzę po umyciu było sprawdzane przez kapłanów. Jeśli on je akceptował, ono było składane w ofierze. W sadzawce tej, która miała pięć krużganków, jak mówi werset 3, 5 rozdziału Ewangelii Jana: leżało mnóstwo chorych, ślepych, chromych i wycieńczonych. ” To właśnie do tej sadzawki udał się nasz Pan, Jezus Chrystus. Tak, On zawsze szedł tam, gdzie była największa potrzeba, On wiedział o tym miejscu cierpienia. Wszyscy o nim wiedzieli, ale ludzie unikali tego miejsca. Iluż to bezradnych i cierpiących gromadziło się przy tej sadzawce, i właśnie w tym miejscu znajdujemy Jezusa. Bycie tam, gdzie jest potrzeba i cierpienie, gdzie On może pomóc ludziom, było prawdziwym świętem dla naszego Zbawiciela.

Taki jest nasz Pan. On raduje się, dla Niego największym świętem jest, gdy może okazać miłosierdzie cierpiącej duszy. Tak, całe niebo raduje się z Nim, gdy On znajdzie przynajmniej jedną zagubioną owcę. Gdy był tu na Ziemi, powiedziane jest, że: „Przyszło do niego mnóstwo ludu, mając z sobą chromych, kalekich, ślepych, niemych oraz wielu innych i kładli ich u nóg jego, a On ich uzdrowił. ” (Mat. 15:30).

Niejeden z nas powiedział by, o gdyby Chrystus był tu na Ziemi, to przyszedłbym do Niego z moją potrzebą. Ale mój przyjacielu, czy naprawdę myślisz, że On teraz jest mniej miłosierny i mniej dostępny, jak był za dni życia w ciele? Wręcz przeciwnie, dzisiaj jest bardziej dostępny, siedząc po prawicy Ojca w niebie. Wtedy był ograniczony będąc w ciele, a teraz każdy może przyjść do Niego z każdą potrzebą i w każdej chwili. Co więcej, sam skosztowawszy śmierci, tym bardziej może we wszystkim współczuć nam, którzy ze strachu przed śmiercią byliśmy przez całe życie podlegli niewoli. Tak, nasz Zbawiciel musiał stać się taki jak my pod każdym względem, przechodząc przez dolinę śmierci, „miłosiernym i wiernym arcykapłanem przed Bogiem ” - jak mówi List do Hebrajczyków. (Hebr. 2:17). Bo tak jak On sam znosił pokusy, tak może pomóc tym, którzy są kuszeni.

A teraz spójrzmy, co jest powiedziane w Liście do Hebrajczyków w rozdziale 4: „Nie mamy bowiem arcykapłana, który by nie mógł współczuć ze słabościami naszymi, lecz doświadczonego we wszystkim, podobnie jak my, z wyjątkiem grzechu. Przystąpmy więc z ufnością do tronu łaski, abyśmy dostąpili miłosierdzia i znaleźli łaskę ku pomocy w stosownej chwili. ” (Hebr. 4:15-16).

Drodzy przyjaciele, czy rozumiecie, co to oznacza? Że my, kimkolwiek jesteśmy i jaka nie byłaby nasza potrzeba, możemy w każdej chwili, w godzinie naszej największej potrzeby, przyjść do Niego i otrzymać zmiłowanie i łaskę u Niego. Nie musimy czekać ani chwili, On jest dostępny w każdym momencie, jesteśmy w znacznie lepszej sytuacji niż ludzie w chwili, gdy Chrystus był tu na Ziemi. Nie musimy czekać, aż przyjdzie do naszego miasta lub domu. On już przyszedł, już jest, wystarczy się do Niego zwrócić. On czeka na każdego z nas.

Gdy Chrystus przyszedł do sadzawki Betesda, to co On tam ujrzał? W pięciu krużgankach „leżało mnóstwo chorych, ślepych, chromych i wycieńczonych, którzy czekali na poruszenie wody. ” Byli to najbardziej nieszczęśliwi i cierpiący ludzie w Jerozolimie i co oni robili? Czekali i czekali, aż coś się wydarzy. Sadzawkę Betesda można nazwać - domem oczekujących. Wszyscy czekali na chwilę, w której poruszy się woda, aby pierwszemu wejść do tej sadzawki. Nie jest powiedziane, jak często zstępował anioł, ale najprawdopodobniej rzadko, ponieważ oczekiwało tam wielu chorych, chromych i wycieńczonych.                    Powiedziane jest, że jeden człowiek chorował tam od trzydziestu ośmiu lat. Przez te lata leżał on przy sadzawce cały czekając, że być może uda mu się następnym razem jako pierwszemu wstąpić do wody. Tak, rzeczywiście, to był dom cierpiących i wszyscy byli zajęci jednym - czekaniem. Nie mogli uczynić nic innego, jak tylko wpatrywać się w wodę, mając nadzieję, że ujrzą najmniejsze poruszenie wody. O, jaki smutny obraz. Czy można sobie wyobrazić rozczarowanie, jakie doświadczał człowiek, który od lat czekał na swoją kolej, myśląc, że tym razem będzie pierwszy i nagle odkrywa, że o sekundę ktoś go wyprzedził. Jakie było uczucie rozpaczy, którego doświadczał ten nieszczęśliwy człowiek.

Ale drodzy przyjaciele, smutne jest to, że dziś także znajdziemy ludzi, którzy cały czas czekają na coś, choć nie ma powodu do czekania. W swoim sercu mówią: „Kto wstąpi do nieba? To znaczy, aby Chrystusa sprowadzić na dół; Albo: Kto zstąpi do otchłani? - to znaczy, aby Chrystusa od umarłych wyprowadzić. ” (Rzym. 10:6-7). Co mówi Słowo Boże: „Bliski jest Pan tym, których serce jest złamane. Bliski jest Pan wszystkim, którzy go wzywają, Wszystkim, którzy, go wzywają szczerze.” (Ps. 34:19,144:18). Jezus sam powiedział: „Gdzie bowiem dwaj albo trzej są zgromadzeni w moje imię, tam jestem pośród nich. ” (Mat. 18:20). Apostoł Paweł w swoim Liście do Filipian mówi wprost: „Pan jest blisko”. (Fil. 4:5). Jak blisko? Bliżej niż możemy sobie wyobrazić. Wystarczy, że skierujemy nasz wzrok na Niego, a On nas wybawi. „Do mnie się zwróćcie, wszystkie krańce ziemi, abyście były zbawione, bo Ja jestem Bogiem i nie ma innego. ” - mówi Pan. (Iz. 45:22). Oznacza to, że wystarczy spojrzeć okiem wiary na Baranka Bożego, który został zabity za nas, a natychmiast będziemy uleczeni, jak ten ukąszony Izraelita, który kierował swój wzrok na miedzianego węża.

Kimkolwiek jesteś przyjacielu, jakie by nie były Twoje potrzeby, cóż może być bardziej proste i dostępne niż skierowanie oczu na Chrystusa. W naszych czasach jest tak wielu ludzi, którzy wyglądają jak ci chorzy, ślepi, chromi i wycieńczeni, którzy leżeli przy sadzawce Betesda spodziewając się jakiegoś cudownego poruszenia wody. Jakiego poruszenia Ty oczekujesz przyjacielu? Być może oczekujesz jakiegoś szczególnego objawienia, jak wielu, którzy wierzą, że prędzej czy później nagle oświeci ich światłość z nieba. Słyszeli, że jakiś słynny kaznodzieja otrzymał objawienie i jak po tym doświadczeniu stał się mężem Bożym. Albo czytali w jakiejś broszurze, jak pewien brat nagle zobaczył wyraźnymi literami napisane szczególne dla niego słowo na chmurach. Tak, przez lata leżą w wyimaginowanej sadzawce Bethesdy i czekają, czekają. Wierzyć w to, co Bóg wyraźnie objawił w Swoim Słowie nie potrafią, ale gotowi są uwierzyć w jakieś wyimaginowane zjawisko lub sen. Dla nich Pismo Święte nie wystarcza, chcą czegoś więcej niż to, co Bóg uwiecznił w Swoim Słowie. Takie oczekiwanie to nic innego jak niewiara, niechęć przyjęcia tego, co Bóg już powiedział. Niech więc taki człowiek nie myśli, że otrzyma coś od Boga, „bo bez wiary nie można podobać się Bogu. ” (Hebr. 11:6).

Ale są też ludzie, którzy zawsze czekają na dogodniejszy czas. Dzisiaj nie pora, dlatego że nie jestem gotowy, lepiej poczekam, aż moje uczucia powiedzą mi, kiedy nadejdzie ten moment. Mają nadzieję, że gdy otrzymają te uczucie, zostaną przyjęci przez Chrystusa, ale na razie czekają.

Mój przyjacielu, jeśli jesteś jednym z tych, którzy czekają na dogodniejszy czas, aby zdecydować się na naśladowanie Chrystusa, to mogę Ci śmiało powiedzieć, że wróg Twojej duszy - diabeł, oszukuje Cię. To on, a nie Duch Boży, szepcze Ci, że jeszcze nie teraz, ale innym razem, gdy będzie bardziej odpowiedni moment. To jest głos diabła. Uwierz mi, że piekło jest wypełnione duszami, które zamierzały przyjść do Pana, ale czekały na dogodniejszy czas. Jakie smutne słowa wypowiedziane są w Księdze proroka Jeremiasza: „Przeminęło żniwo, skończyło się lato, a nie jesteśmy wybawieni! ” (Jer. 8:20). Jeśli jeszcze nie przyjąłeś Chrystusa, to przestań oszukiwać się. Przyjdź do Niego teraz. „Dzisiaj, jeśli usłyszycie jego głos, nie zatwardzajcie serc waszych. ” - mówi Słowo Boże. (Hebr. 3:15). Dla wielu jutro, będzie już za późno.

Ale są też tacy, którzy czekają na czas szczególnego przebudzenia, deszcz błogosławieństwa. Gdy nadejdzie to przebudzenie, wtedy oddam się Panu. Albo jak jakiś znany głosiciel pomodli się za mnie, to otrzymam oczekiwane błogosławieństwo, bo Bóg na pewno go wysłucha. Tacy ludzie oczekują pomocy od człowieka. Mają nadzieję na jakieś szczególne przeżycie, które rzekomo pojawia się tylko w czasie przebudzenia duszy.

Drodzy przyjaciele, wszyscy radujemy się z przebudzenia i jak bardzo chcielibyśmy ujrzeć obfite wylanie Ducha Świętego, ale ci, którzy myślą, że moc Boża jest mniejsza, lub nie działa aż do chwili gdy przyjdzie przebudzenie, to ulegli złudzeniom. Kto w to wierzy, wierzy kłamstwom diabła. Nigdzie w Biblii nie jest napisane, że musimy siedzieć i czekać na przebudzenie. Chrystus powiedział: „Idźcie na cały świat i głoście Ewangelię wszelkiemu stworzeniu. Kto uwierzy i ochrzci się, będzie zbawiony, ale kto nie uwierzy, będzie potępiony. ” (Mar. 16:15-16). A dalej jest powiedziane: „A takie znaki będą towarzyszyć tym, którzy uwierzą: w moim imieniu będą wypędzać demony, będą mówić nowymi językami; Będą brać węże, a choćby wypili coś śmiercionośnego, nie zaszkodzi im; na chorych będą kłaść ręce, a ci odzyskają zdrowie. ” (Mar. 16:17-18).                                                                     Te znaki towarzyszą przebudzeniu, ale aby przyszło to przebudzenie, nie możemy siedzieć i czekać, ale wierzyć, a wierzyć to znaczy działać. Musimy działać zgodnie ze Słowem Bożym - iść i głosić Ewangelię.

Jeśli Ty przyjacielu chcesz ujrzeć przebudzenie, musisz działać zgodnie ze Słowem Bożym. Nadszedł więc czas, aby działać, a nie czekać na coś innego. „Dzisiaj, jeśli głos jego usłyszycie, nie zatwardzajcie serc waszych. ” (Hebr. 3:15). Czekać to znaczy - zatwardzać swoje serce, a teraz działać zgodnie ze Słowem Pańskim, to być mądrym. Dzisiaj jest Twój dzień - dzień łaski. Niech Duch Boży pomoże Ci uczynić to teraz. Amen.

 

Szukaj na tym blogu

Followers

Obsługiwane przez usługę Blogger.