RSS

Przyjmiecie moc Ducha Świętego, który zstąpi na was.


W Dziejach Apostolskich w drugim rozdziale, w wersecie 4 czytamy: „I napełnieni zostali wszyscy Duchem Świętym. Tu powiedziane jest o 120 osobach zgromadzonych w komnacie w dniu Pięćdziesiątnicy. To „I„ na początku mówi nam, że do tego momentu ci wierzący nie byli napełnieni Duchem Świętym. Tak więc w tym doniosłym dniu oni doświadczyli czegoś nowego, czegoś, czego nie przeżyli wcześniej. Gdy zostali napełnieni Duchem Świętym, ten dzień stał się dla nich początkiem nowego życia. Na nich wypełniły się słowa Jana Chrzciciela, że On, tj. Jezus Chrystus „będzie chrzcił was Duchem Świętym i ogniem. ” (Mat. 3:11).

Co prawda, ​​wcześniej uczniowie do pewnego stopnia doświadczali obecności Ducha Świętego. Nie były puste słowa Zbawiciela, gdy ukazał się Swoim uczniom w wieczerniku w dniu Swojego zmartwychwstania, gdy tchnął na nich i powiedział: „Weźmijcie Ducha Świętego. ” (Jana 20:22). Nie podejmuję się objaśniania znaczenia tego wydarzenia, wiem tylko, że gdy zostali napełnieni Duchem Świętym w dniu Pięćdziesiątnicy, nastąpiła w nich radykalna przemiana. Możliwe, że 50 dni wcześniej, gdy Chrystus tchnął na nich, mówiąc: przyjmijcie Ducha Świętego, to był to niejako zadatek tego obfitego wylania, które nastąpiło w dniu Pięćdziesiątnicy. Powiedzieć to z pewnością jednak nie możemy. W naszych teoriach i rozważaniach możemy popełniać błędy, ale ważne jest, aby to napełnienie Duchem Świętym, którego doświadczyli uczniowie, było także naszym doświadczeniem. To jest dla nas ważne.

Wiele możemy wiedzieć o Duchu Świętym, ale wiele pozostaje tajemnicą i jest niewytłumaczalne, zwłaszcza Jego działanie i przejawy Ducha. On przejawia swoje działanie tak, jak mu się podoba. Gdy tylko pomyślimy, że teraz wszystko stało się dla nas jasne i stworzyliśmy, jak nam się wydaje, dokładny dogmat o Duchu Świętym i o tym, jak On powinien działać, to nagle On wychodzi z naszych przytulnych, dogmatycznych ram i przejawia się w sposób zupełnie nieoczekiwany i nieprzewidziany dla nas.

Jak powiedział Chrystus: „(Duch) Wiatr wieje, gdzie chce, i słyszysz jego głos, ale nie wiesz, skąd przychodzi i dokąd zmierza. ” (Jana 3:8). Tutaj Chrystus porównuje działanie Ducha Świętego do wiatru. Widzimy skutek działania wiatru, ale nie potrafimy wyjaśnić, jak i skąd on przychodzi. Jedno jest dla nas jasne, że istnieje ogromna różnica między człowiekiem napełnionym Duchem Świętym a człowiekiem, który nie ma Ducha Świętego.

Tę różnicę widzimy u uczniów Jezusa. Jeśli porównamy ich przed dniem Pięćdziesiątnicy, z tymi, jakimi stali się później, możemy pomyśleć, że są to zupełnie różni ludzie. Na przykład przed dniem Pięćdziesiątnicy oni byli nieśmiali, słabi i tchórzliwi, a potem stali się nie do poznania, pełni siły i odwagi nie ludzkiej, ale nadprzyrodzonej. I ta przemiana nastąpiła w jednej chwili, gdy Duch Święty zstąpił na nich i zostali Nim napełnieni.

Bracia i siostry, czyż nie takiego przeżycia potrzebujemy i my. Czy nie nadszedł już czas, by odłożyć na bok wszystkie nasze teorie, dogmatyczne pewności i religijne uprzedzenia i ukorzyć się przed Bogiem Wszechmogącym, wyznając nasze niepowodzenia, pozostając przed Jego obliczem, dopóki nie zostaniemy przyobleczeni mocą z góry. Nasza niemoc powinna skłonić nas do zastanowienia się, o co chodzi, czy właściwie zrozumieliśmy Jego obietnicę. Czy mamy zadowalać się naszymi słabościami? Nie, On obiecał przyjść do wszystkich, którzy na Niego czekają i pragną otrzymać to, co On obiecał. „Ale przyjmiecie moc Ducha Świętego, który zstąpi na was, i będziecie mi świadkami. ” (Dzieje 1:8).               Jaka cudowna przemiana zaszła z apostołami, gdy wypełniła się ta obietnica i zostali przyobleczeni mocą z wysokości.

Ta prawda jest wspaniale zilustrowana w 6 rozdziale Ewangelii Jana. Pamiętamy, jak po nasyceniu 5000 ludzi, Chrystus wymógł na uczniach, aby wsiedli do łodzi i popłynęli przed nim na drugą stronę morza do Kafarnaum, zanim On rozpuści lud. Dalej jest powiedziane, że odprawiwszy lud, „wstąpił na górę, aby samemu się modlić. ” (Mat. 14:23). Ciemność już zapadła, a Jezus jeszcze do nich nie przyszedł. Morze burzyło się pod wpływem silnego wiatru. W Ewangelii Marka jest powiedziane, że oni byli utrudzeni wiosłowaniem, bo mieli wiatr przeciwny. Doświadczyli niesamowitych trudności w wypełnianiu polecenia Chrystusa. Przecież Chrystus kazał im płynąć na drugą stronę morza, prawda? Dlaczego nie popłynął z nimi? Dlaczego został na brzegu? Oni zrozumieli, że przyjdzie do nich, gdy odprawi lud, jak powiedział. Z tego wszystkiego widać, że czekali na Niego, a jednak minęło jakieś 7-8 godzin trudnej przeprawy, zanim On się objawił.

Drodzy przyjaciele, w tym spowolnieniu widzę dla nas bardzo ważną lekcję. Pan pozwala nam odczuć na własnej skórze, jak męczące i nieskuteczne są nasze wysiłki, że nie jesteśmy w stanie sobie sami poradzić, nie jesteśmy w stanie poradzić sobie z wiatrami, falami i burzami, które nawiedzają nas na tym świecie. Świat nigdy nie pojedna się z tymi, którzy chodzą w Słowie Bożym.

Zauważmy, że jak tylko uczniowie weszli do łodzi na polecenie Chrystusa, zaczął wiać przeciwny wiatr. Słowo Boże ostrzega nas, że „musimy przejść przez wiele ucisków, aby wejść do Królestwa Bożego. ” (Dzieje 14:22). Tak, było już ciemno, wiał silny wiatr, morze było wzburzone, ale Pan ich widział przez cały czas. Tak, widział ich w niebezpieczeństwie podczas wiosłowania. Ale dlaczego On nie przyszedł do nich od razu? W końcu obiecał. Czekali na niego, ale On nie przychodził.

Drodzy przyjaciele, On zwleka by okazać nam Swoje miłosierdzie. Pamiętamy, jak przed swoim wniebowstąpieniem, 40 dni po zmartwychwstaniu, Chrystus powiedział do Swoich uczniów: „Oto ja ześlę na was obietnicę mego Ojca, a wy zostańcie w mieście Jerozolimie, aż będziecie przyobleczeni mocą z wysoka. ” (Łuk. 24:49). Nie opuszczajcie Jerozolimy, ale oczekujcie obietnicy Ojca, jak słyszeliście ode Mnie.

Ale ktoś powie: czy te słowa odnoszą się do nas? Oczywiście, że tak, jak jest powiedziane w rozdziale 2 Dziejów Apostolskich: „Obietnica ta bowiem dotyczy was, waszych dzieci i wszystkich, którzy są daleko, każdego, kogo powoła Pan, nasz Bóg. ” (Dzieje 2:39). Ta obietnica jest dla każdego z nas, bez wyjątku. Pan pragnie dać nam tę moc, mój drogi bracie i siostro.

Ale czy muszę czekać, jak czekali uczniowie? Na to pytanie możemy odpowiedzieć sobie i tak, i nie. My nie musimy czekać na zesłanie Ducha Świętego, jak to czynili uczniowie, w tym sensie, że Duch Święty musi jeszcze zejść na Ziemię. On tu już jest. On tylko czeka, aż Go przyjmiemy. Apostoł Paweł wyraźnie stwierdza w Liście do Galatów, że „oni (a więc i my) otrzymali Ducha przez słuchanie z wiarą. ” W tym sensie nie mamy na co czekać. Dar Ducha Świętego jest dany tylko przez wiarę, nie inaczej.

Więc teraz mój drogi przyjacielu, możesz przyjąć ten wspaniały dar Ducha Świętego z prostą, dziecięcą wiarą. Przyjmij Go, Jego moc, On tylko czeka na Twoją wiarę. Ale powiesz: już to uczyniłem, ale nic nie poczułem, nie zauważyłem żadnej różnicy. Powiedz mi, czy przyjąłeś Go z dziękczynieniem. Zacznij teraz wielbić Pana, że ​​On uczynił to, co obiecał. Chrystus powiedział: „Jeśli tedy wy, będąc złymi, potraficie dawać dobre dary dzieciom swoim, o ileż więcej Ojciec wasz, który jest w niebie, da dobre rzeczy tym, którzy go proszą.” (Mat. 7:11). Cóż może być prostszego, niż prosić, a każdemu, kto prosi, będzie dane - powiedział Chrystus. Dlatego jeśli prosiłeś, uwierz, że otrzymałeś i zacznij dziękować Panu, że już dał Ci to, o co prosiłeś. „Wszystko, o cokolwiek byście się modlili i prosili, tylko wierzcie, że otrzymacie, a spełni się wam. ” (Mar. 11:24). Jak tylko poprosiłeś, to już otrzymałeś.

I tu powrócę do pytania: czy powinniśmy czekać? Powiedziałem i nie, i tak. Nie - ponieważ Duch Święty już zstąpił, jest na Ziemi. Jego zstąpienie nigdy się nie powtórzy.                          Ale z drugiej strony musimy czekać z innych powodów, aż przejawi się to, co już przyjęliśmy wiarą. To nie jest mniej istotne, ale Pan opóźnia z przejawami Ducha z określonych powodów. W tym czasie oczekiwania chce, abyśmy odczuli naszą słabość i bezsilność w radzeniu sobie z „przeciwnymi wiatrami„, które napotykamy w naszym zyciu. Tak, Pan to czyni, byśmy nie polegali na sobie, ale całkowicie na Nim. Aby On mógł nas napełnić Duchem, musimy stać się „pustymi naczyniami.„

Dlaczego więc, skoro otrzymaliśmy dar Ducha Świętego, musimy tak męczyć się tym wiosłowaniem. Dlatego, abyśmy zrozumieli, że „nie wojskiem ani siłą, ale Duchem Bożym” uda nam się przepłynąć to „ziemskie morze. „ Ale pamiętajmy, że w tym czasie oczekiwania nasz Pan jest z nami. On widzi naszą udrękę i tylko czeka na moment, gdy może przyjść do nas i objawić się w mocy, tak jak obiecał.

I tak w wersecie 19 czytamy: „Gdy więc przepłynęli około dwudziestu pięciu do trzydziestu stadiów, ujrzeli Jezusa chodzącego po morzu i zbliżającego się do łodzi, i strach ich ogarnął.” (Jana 6:19). To w co wierzyli, tj. w Jego obietnicę, że ​​przyjdzie do nich, ona teraz się spełniła. Tak, On był z nimi cały czas. Widział ich w nieszczęściu, ale teraz oni ujrzeli Go, ale nie w sposób, jaki oczekiwali.

Zauważmy przede wszystkim, że On ukazał się im idąc po wodzie. Oni byli przerażeni, bo wydawał się być duchem. Możemy z całą pewnością powiedzieć, że On nigdy nie przychodzi tak, jak byśmy tego oczekiwali, bo Duch tchnie tam, gdzie chce i głos jego słyszysz, ale nie wiesz, skąd przychodzi i dokąd idzie. Mało prawdopodobne jest, by czekając na Pana uczniowie spodziewali się idącego po wodzie. Najprawdopodobniej myśleli, że przypłynie do nich łodzią. Ale On przyszedł tak, jak chciał.                                                                             Gdy Jezus przyszedł do nich około czwartej straży nocnej, jest powiedziane, że „gdy ujrzeli Go idącego po morzu, przerazili się i powiedzieli: To zjawa! I krzyknęli ze strachu. ” (Mat. 14:26). Bali się, myśląc, że to zjawa, ale On przemówił do nich i powiedział im: „Ufajcie, Ja jestem, nie bójcie się! ” (Mar. 6:50).

Tak, Pan oczekuje, gdy będziemy tak rozczarowani naszymi własnymi siłami i zdolnością wypełnienia Jego woli, że będziemy gotowi z ochotą przyjąć Go w całej Jego pełni. On pragnie objawić Siebie, pokazać, co On może uczynić, gdy wejdzie do naszej łodzi (życia). Przez siedem godzin uczniowie męczyli się ciężko wiosłując i pokonali zaledwie 4-5 kilometrów. Ale gdy Chrystus wszedł do łodzi, natychmiast przybili na brzegu, do którego płynęli. Siłą nie własną, ale mocą Pana osiągnęli ten cel bez żadnego wysiłku. Tym Pan chciał im pokazać, co może uczynić, gdy wejdzie w pełni do naszej łodzi.

Spójrzmy, co działo się w dniu Pięćdziesiątnicy, gdy uczniowie doświadczyli pełni Ducha Świętego i zostali przyobleczeni Jego mocą. Wcześniej nic szczególnego nie zauważymy w posłudze apostołów, ale gdy głoszą w mocy Ducha Świętego, w wyniku jednego kazania Piotra cała Jerozolima została poruszona do głębi.                                                                           To nie oznacza jednak, że ​​za każdym razem będą wielkie, widoczne rezultaty mocy Ducha Świętego. Nie to jest najważniejsze, ale gdy nasz trud dla Pana wykonywany jest w mocy Ducha Świętego, wtedy nie musimy wyczerpywać naszych sił, które w taki czy inny sposób nie są w stanie wypełnić to, co On nam powierzył. A w mocy Ducha Świętego Bóg przez nas może wypełnić to, co zamierzał osiągnąć, niezależnie od tego, czy wyniki są widoczne dla nas, czy nie. Gdy działamy w mocy Ducha Świętego, nie musimy martwić się o widoczne rezultaty, ani o to, co ludzie o nas myślą. Tylko takie świadectwo może podobać się Bogu i przynosić trwałe rezultaty.

„Przyjmiecie moc Ducha Świętego, który zstąpi na was, i będziecie mi świadkami. ” (Dzieje 1:8). Właśnie tego chce Pan. On szuka Sobie świadków, a nie dla naszego kościoła, związku czy organizacji.                                                                                                                                         Drodzy bracia i siostry, jaki sens ma trudzenie się dla Pana, jeśli ten trud nie prowadzi do upragnionego celu, a to możliwe jest „nie wojskiem ani siłą, ale moim Duchem, mówi Pan zastępów. ” (Zach. 4:6). O, jak ważne jest, byśmy byli Nim napełnieni. On pragnie napełniać nas bardziej, niż my możemy chcieć. Przyjmijmy to z wiarą i pozwólmy Mu na swój sposób i w swoim czasie przejawić w nas Swoją moc. Chwała i dziękczynienie Mu za ten Jego niewysłowiony dar.

A jeśli jeszcze przyjacielu nie poznałeś Jezusa Chrystusa, jako swojego osobistego Zbawiciela, to przyjmij Go teraz. On czeka, aby zmiłować się nad Tobą. On jest gotów przebaczyć wszystkie Twoje grzechy i uczynić Cię teraz Swoim dzieckiem.                               Niech Pan błogosławi każdej spragnionej i poszukującej Go duszy. Amen.

 

Burze życiowe.


 Prorok Starego Testamentu Malachiasz wypowiedział wspaniałe słowa o Izraelu, które także odnoszą się do nas. W nich my znajdziemy podstawową zasadę, którą Bóg kieruje się w swoich działaniach wobec swego ludu. Dlatego drodzy przyjaciele, tak ważne jest, abyśmy zrozumieli tę Bożą metodę, jeśli chcemy podobać się Mu i osiągnąć to, co mówi List do Efezjan „dorosnąć do wymiarów pełni Chrystusowej, do męskiej doskonałości”, a nie być cały czas „dziećmi, miotanymi i unoszonymi lada wiatrem nauki przez oszustwo ludzkie. ” (Ef. 4:13-14). O ile łatwiej będzie nam pogodzić się z działaniami Boga w naszym życiu, jeśli zrozumiemy tę lekcję.

Na początek chciałbym więc zacytować te wersety proroka Malachiasza. Znajdziemy je w rozdziale 3, wersety 3 i 4: „I zasiądzie jako ten, kto roztapia i oczyszcza srebro: oczyści synów Lewiego, oczyści ich jak złoto i srebro i będą składać Panu ofiarę w sprawiedliwości. Wtedy ofiara Judy i Jerozolimy będzie miła Panu, jak za dawnych dni i jak za lat minionych. ” Tutaj prorok przedstawia Boga jako „wytapiacza„, który zasiadł przy piecu, by przetopić srebro. Czyni On to wszystko po to, by oczyścić Swój drogocenny metal z wszelkiego rodzaju zanieczyszczeń i skamieniałości. Wiedząc, że tylko ogniem można oczyścić srebro, wytapiacz przetapia je.

Czy zauważyliście, że tu jest napisane, że siądzie Ten, który roztapia. Dlaczego On siedzi przy tyglu? Co On robi podczas przetapiania metalu? Nieustannie patrzy do tygla z przetopionym srebrem. Po co? Patrzy w nie, czy aby nie ujrzy odbicia swojej twarzy w roztopionym srebrze. Gdy ono stanie się czyste i przejrzyste jak lustro, wtedy srebro jest gotowe.

Jaka to wspaniała lekcja dana jest nam w tym przykładzie. Jeśli przyswoimy tą lekcję, wtedy zrozumiemy powód dopuszczonych nam ognistych pokus i nie będziemy ich unikać jako dziwnych dla nas incydentów. Otóż, Bóg dopuszcza te próby w określonym celu. One nie są posyłane nam przypadkowo, nie, On uszlachetni je, jak złoto i srebro, abyśmy mogli składać Panu ofiarę w sprawiedliwości.

Czym jest ta ofiara miła Panu, o której mówi prorok Malachiasz? Odpowiedź znajdziemy u apostoła Pawła w 12 rozdziale Listu do Rzymian, gdzie on mówi: „Proszę więc was, bracia, przez miłosierdzie Boże, abyście składali wasze ciała jako ofiarę żywą, świętą, przyjemną Bogu, to jest wasza rozumna służba. ” (Rzym. 12:1). Dlaczego? Abyśmy „nie upodabniali się do tego świata, ale się przemienili przez odnowienie umysłu swego, abyśmy umieli rozróżnić, co jest wolą Bożą, co jest dobre, miłe i doskonałe. ” (Rzym. 12:2).

Drodzy przyjaciele, aby Pan mógł dokonać w nas te święte dzieło, Jego dobrą, przyjemną i doskonałą wolę, musimy stawić siebie przed Nim bez zastrzeżeń. Tak jak złoto i srebro znajdują się pod pełną kontrolą wytapiacza, tak i my musimy oddać Panu nasze całe życie. Wtedy wszystko w naszym życiu będzie współdziałać dla naszego dobra. Oddać się Bogu - to znaczy miłować Go. To i jest nasze powołanie.

Bóg nie postępuje z nami nieprzemyślanie, nie, On ma cel. Tak jak wytapiacz nie jest usatysfakcjonowany, zanim nie ujrzy swojego odbicia w przetopionym przez siebie srebrze, tak i Bóg poprzez różne próby przemienia nas na podobieństwo Swojego Syna Jezusa Chrystusa. To jest Jego celem. Jego dobrą, przyjemną i doskonałą wolą dla nas jest to, byśmy odzwierciedlali Jezusa Chrystusa. W tym celu Bóg przeznaczył każdego z nas, byśmy byli podobni obrazowi Jego Syna.

Prawdą jest, że mądre działania naszego Boga są dla nas niepojętne, ale pocieszajmy się tym, że On zna naszą drogę. Bóg jest wierny i nie pozwoli, żebyśmy byli kuszeni ponad nasze siły, ale wraz z pokusą da wyjście, żebyśmy mogli ją znieść ” - mówi Słowo Boże. (1Kor. 10:13). O, jak cudownie jest wiedzieć, że zamiary naszego Boga są tylko dla naszego dobra, a to dobro uczyni nas podobnymi do Pana Jezusa Chrystusa.

Ta zasada jest dobrze zilustrowana w 6 rozdziale Ewangelii Jana. Ten rozdział zaczyna się od cudu nasycenia 5000 głodnych ludzi. Było to błogosławione doświadczenie przede wszystkim dla uczniów, ponieważ byli aktywnymi uczestnikami tego wydarzenia. Atmosfera była podniosła i lud chciał od razu obwołać Jezusa królem. Ten duch entuzjazmu udzielił się również Jego uczniom.                                                                                                        Dlaczego Chrystus musiał ich oddzielić od ludzi i wysłać na drugą stronę Jeziora Galilejskiego? Marek mówi, że Chrystus „zaraz przymusił swoich uczniów, aby wsiedli do łodzi i popłynęli przed nim na drugi brzeg. ” (Mar. 6:45). On sam pozostał i odprawiwszy lud, odszedł na górę, aby się modlić. Taki był nakaz wydany przez Nauczyciela swoim uczniom - płynąć na drugą stronę Jeziora Galilejskiego.

To jest pierwsza rzecz, którą musimy wziąć pod uwagę, że sam Jezus wysyła uczniów w drogę wiedząc, co ich czeka. Tak jak wiedział, co zamierza zrobić, gdy wystawiając na próbę Filipa pyta go: „Gdzie kupimy chleba, aby oni mogli jeść? ” (Jana 6:5). Tak dokładnie wiedział, co stanie się z uczniami tej nocy. Oni nie wiedzieli, ale On wiedział. Chrystus każe im odpłynąć, nie wyjaśniając, dlaczego mają to zrobić i co będzie dalej, co ich czeka. Ich zadaniem było - być posłusznymi. W wersecie 17 jest powiedziane: „było już ciemno”, a w wersecie 18 „powstał wielki wiatr, morze zaczęło się burzyć. ” (Jana 6:17-18). A pomiędzy tymi dwoma wersami czytamy te znamienne słowa: „Jezus jeszcze do nich nie przybył. ” Najwyraźniej oczekiwali Go, bo On obiecał, że do nich przyjdzie. Ciemność już zapadła, morze wzburzyło się pod wpływem silnego wiatru, a Jego nie było.

Mateusz i Marek mówią, że „mieli wiatr przeciwny. ” Nowe doświadczenia, a jakże odmienne od tego cudownego błogosławieństwa, w którym przed chwilą uczestniczyli. Jaki cud właśnie widzieliśmy, jaką moc pokazał nasz Nauczyciel, a teraz znajdujemy się tutaj w tej strasznej burzy. Jeśli On mógł dokonać taki cud, to czy nie mógł przewidzieć tego niebezpieczeństwa i dlaczego zostawił nas samych, dlaczego do nas nie przychodzi. W końcu obiecał. Czy nie sądzicie, że takie myśli powstawały u nich i że tak rozsądzali między sobą. Bo to jest dla nas naturalne.

Ale zauważmy, że pomimo tych niesprzyjających warunków, nie odważyli się wrócić, ale nadal wiosłowali pod wiatr. Marek mówi, że byli „utrudzeni wiosłowaniem. ” W języku greckim powiedziane jest, że męczyli się przy wiosłowaniu. Dlaczego więc nie zawrócili? Ponieważ Pan kazał im płynąć w tym kierunku. Tak, płynęli zgodnie z wolą Bożą, drogą posłuszeństwa, a mimo to doświadczyli niewiarygodnych trudności.

Być może apostoł Piotr przypomniał sobie to zdarzenie, gdy zachęcał wierzących do rozproszenia się pod ogniem prześladowców, pisząc do nich: „Radujcie się, choć teraz na krótko, jeśli trzeba, zasmuceni jesteście z powodu rozmaitych prób, aby doświadczenie waszej wiary, o wiele cenniejszej od zniszczalnego złota, które jednak próbuje się w ogniu. ” (1Ptr. 1:6-7).

Drodzy bracia i siostry, wola Boża nie gwarantuje nam lekkiej drogi. Jest ona pełna cierni, ale za to na niej czeka nas taka siła, takie błogosławieństwo, jakie sobie trudno wyobrazić. Na tej właśnie ścieżce, w ciemnościach, gdy wiał przeciwny wiatr, gdy fale prawie nie rozbiły ich łodzi, uczniowie mieli nowe i świeże objawienie Zbawiciela. To właśnie w tej burzy, umęczeni wiosłowaniem, spotkali Jezusa.

Wola Boża nie zawsze prowadzi najkrótszą drogą, ale w samej rzeczy ta droga jest najbardziej prosta i najkrótsza. To prawda, że czasami ona nie wydaje nam się taką, wręcz przeciwnie, jest kręta, długa i wydaje się taka niebezpieczna. Często nie widzimy więcej niż jeden krok do przodu, tym nie mniej ta droga posłuszeństwa jest najbezpieczniejsza, ponieważ na tej drodze jest nam wyznaczone spotkanie z Jezusem Chrystusem.                 Tak, On obiecał im, że do nich przyjdzie, a jeśli tak, to bez względu na to, w jaką burzę wpadną, bez względu na to, jak jest ciemno, bez względu na to, jak wieją przeciwne wiatry, On spełni swoją obietnicę.

Zauważmy drodzy przyjaciele, że przez ten cały czas ich udręki podczas wiosłowania, On wiedział, co się z nimi dzieje i modlił się. Cudowny jest nasz Pan, Jego oko jest stale nad nami. On widział ich cierpiących na morzu, a jednak do nich nie przychodził, tj. nie przyszedł, gdy oni myśleli, że powinien był przyjść.

Kochani, być może najtrudniejszą dla nas próbą jest czekanie. Wierzmy dalej, mimo że nie ma najmniejszego znaku, że będzie szybka odpowiedź. I pytanie brzmi – dlaczego jest to spowolnienie? Spójrzmy, co mówi prorok Izajasz: „I dlatego Pan czeka, aby wam okazać łaskę, i dlatego podnosi się, aby się nad wami zlitować, gdyż Pan jest Bogiem prawa. Szczęśliwi wszyscy, którzy na niego czekają. ” (Iz. 30:18). Co mówią nam te słowa? Co to za spowolnienie dla naszego dobra. Pan ma dla nas coś szczególnego, coś więcej, niż moglibyśmy nawet pomyśleć.

Uczniów czekało nowe objawienie Chrystusa, jego siły, miłości, troski o nich i umiejętność niesienia pomocy swoim dzieciom w każdych okolicznościach życia. Nie tylko na twardej ziemi, ale także na szalejących falach morskich. On chce im pokazać, że jest Panem w każdych warunkach i okolicznościach życia. Chwała i dziękczynienie Mu za wszystko.

Tak, uczniowie spodziewali się, że Chrystus przyjdzie do nich w każdej chwili, ale miłość sprawiła, że ​​opóźnił swoje ukazanie się im. Jeśli weźmiemy pod uwagę wszystkich trzech ewangelistów - Mateusza, Marka i Jana, którzy mówią o tym wydarzeniu, to możemy stwierdzić, że uczniowie wiosłowali przez co najmniej 7 godzin. Od Jana dowiadujemy się, że przepłynęli około 25-30 stadiów, co odpowiada 5 kilometrom. Według Mateusza Chrystus ukazał się im podczas czwartej straży. Czwarta straż to okres między 3 a 6 rano. Wiosłowali więc przez około siedem długich i niebezpiecznych godzin. I pomimo grożącego im niebezpieczeństwa i pozornie bezsensownej walki z żywiołem i mimo znikomego rezultatu ich wysiłków, Pan do nich nie przychodził.

Czy kiedykolwiek doświadczyłeś czegoś takiego, mój przyjacielu? Być może jesteś teraz w takiej sytuacji. Gdzie jest Pan, pytasz? Dlaczego On nie odpowiada? On odpowie i przyjdzie. Kto pokłada ufność w Panu, nigdy nie będzie zawstydzony. Nie porzucajcie więc ufności waszej, mówi Słowo Boże „albowiem wytrwałości wam potrzeba, abyście, gdy wypełnicie wolę Bożą, dostąpili tego, co obiecał. Bo jeszcze tylko mała chwila, a przyjdzie Ten, który ma przyjść, i nie będzie zwlekał. (Hebr. 10:36-37).

Jedną z pokus w takim czasie oczekiwania jest myśl, że tracimy to, co mamy najcenniejszego, czyli czas. Po co takie opóźnienie. Ile byłbym w stanie uczynić dla Pana, gdyby dał mi to, o co teraz proszę. Ale pamiętajmy, że to Bóg ustala czas wydarzeń. Ten, kto ufa Panu, czekając Jego godziny, nigdy nie traci czasu. Przeciwnie, zyskuje. Pan wie, jak nadrobić czas pozornie stracony.                                                                                                            Gdy w końcu po długim czasie oczekiwania Jezus ukazał się uczniom i wszedł do nich do łodzi, to czytamy że: „łódź od razu przybiła do brzegu, do którego płynęli. ” (Jana 6:21). Tak, Pan w swoim czasie i na swój sposób zawsze nagradza tych, którzy pokładają w Nim nadzieję i czekają Jego godziny.                                                                                                 Pamiętajmy drodzy przyjaciele, że we wszystkich swoich postępowaniach z nami, bez względu na to, jak niezrozumiałe wydają się one nam, Bóg ma zawsze jeden nadrzędny cel - ukształtować nas na podobieństwo Jezusa. Dla tych, którzy miłują Pana, którzy zgodnie z Jego wolą są powołani, wszystko działa ku dobremu.

Ale mój drogi przyjacielu, Ty, który nigdy nie stanąłeś przed Jezusem, mówisz - tak, to wszystko dotyczy wierzących. Oni zapewne znają kierunek swojego życia, ale ja pływając po tym „morzu życia„, tak naprawdę nie wiem, dokąd płynę. Nie mogę powiedzieć, że jestem niewierzący, tak naprawdę to wierzę w Boga, ale nie mam celu w życiu. Nie wiem, jak zostać chrześcijaninem. O przyjacielu, to takie proste. Tylko zaufaj Jezusowi Chrystusowi. Ty sam nie możesz siebie zbawić. Może to uczynić tylko On. Stań przed Nim ze swoimi wszystkimi grzechami, wątpliwościami, porażkami i problemami i powiedz: Panie, bądź miłościw mnie grzesznemu. On zbawi Cię nie tylko od Twoich grzechów, ale pokieruje Tobą, a Twoje życie nie będzie bezcelowe. Gdy to uczynisz, osiągniesz prawdziwe szczęście i wtedy Twoje życie będzie miało znaczenie. Niech sam Syn Boży w tym Ci teraz dopomoże. Amen.

Przełamany, jak chleb.


 Gdy Jezus Chrystus żyjąc tu na Ziemi dokonywał ten czy inny cudu, zawsze czynił to po to, by przez to przekazać nam jakąś ważną duchową lekcję. Inaczej mówiąc, rezultat cudu widoczny dla nas okiem nie był w sumie jego ostatecznym rezultatem. Dlatego, gdy spotykamy się na kartach Ewangelii z jakimś cudem, wtedy zawsze powinniśmy zadać sobie pytanie: co poza przejawieniem się mocy Bożej, Pan chce nam powiedzieć przez ten cud.

Weźmy jako przykład cud nakarmienia 5000 osób pięcioma chlebami i dwiema rybami. Przede wszystkim w tym cudzie przejawiła się moc Boża dla tej rzeszy ludzi, a jednocześnie wszyscy oni otrzymali od Niego bezpośrednią korzyść, tj. wszyscy najedli się do syta w wyniku tego cudu. Ale czy myślicie, że ta widzialna moc Boża i fizyczny pokarm są końcowymi rezultatami tego cudu. Myślę, że nie, ponieważ wszystko, co Bóg czyni, ma wartość zarówno pouczającą, jak i budującą.

Dlatego proszę Ducha Świętego by wskazał nam, co nasz Zbawiciel chciał powiedzieć przez ten cud. Aby przyswoić tą lekcję proszę by Duch Święty otworzył nasze oczy i uszy, abyśmy mogli ujrzeć i usłyszeć, co On chce przekazać każdemu z nas.                                                Wierzę, że przez ten cud Pan chciał zilustrować nam bardzo ważną prawdę. Powiem więcej, tutaj odkryjemy tę podstawową Bożą prawdę. Czyż nie dlatego ten cud ze wszystkich dokonanych przez Chrystusa jest wspominany przez każdego z czterech ewangelistów. Oczywiste jest, że cud ten wywarł silne wrażenie na uczniach i co dziwne, nie zrozumieli od razu jego głębszego znaczenia, a dopiero po zmartwychwstaniu Jezusa Chrystusa.

Zwróćmy uwagę na to, co jest powiedziane w ósmym rozdziale Ewangelii Marka. Ten rozdział dotyczy drugiego cudu nasycenia. Tym razem czterech tysięcy ludzi. Chrystus nakarmił ich siedmioma chlebami i kilkoma rybami. Zauważmy tę różnicę, pięć tysięcy nakarmionych - pięcioma bochenkami, a cztery tysiące - siedmioma bochenkami. Dalej powiedziane jest, że Chrystus po tym cudzie wraz z uczniami przeprawił się na drugą stronę jeziora. A w wersecie 14 czytamy: „A uczniowie zapomnieli wziąć chlebów, mieli z sobą w łodzi tylko jeden bochenek. I nakazywał im, mówiąc: Baczcie i wystrzegajcie się kwasu faryzeuszów i kwasu Heroda. " (Mar. 8:14-15). To, że nie zrozumieli o czym mówił Zbawiciel, widzimy w następnym wersecie. „A oni rozmawiali między sobą o tym, że chleba nie mają. " Następnie w wersecie 17 czytamy: „Zauważył to Jezus i rzekł do nich: O czym rozmawiacie, czy o tym, że chleba nie macie? Jeszcze nie pojmujecie i nie rozumiecie? Czy serce wasze jest nieczułe? Macie oczy, a nie widzicie? Macie uszy, a nie słyszycie? I nie pamiętacie? Gdy łamałem pięć chlebów dla pięciu tysięcy, ile koszów pełnych resztek chleba zebraliście? Odpowiedzieli mu: Dwanaście. A ile koszów pełnych okruszyn zebraliście z siedmiu chlebów dla czterech tysięcy? Odpowiedzieli mu: Siedem. I rzekł im: Jeszcze nie rozumiecie? " (Mar. 8:17-21).

Warto zauważyć, że zaraz po tym cudzie Pan uzdrawia ślepego. A ten cud, podobnie jak nakarmienie pięciu tysięcy osób, ma o wiele większe znaczenie niż tylko fizyczne uzdrowienie niewidomego człowieka. Co więcej, nie bez znaczenia jest fakt, że jest to jedyny cud, jaki Chrystus dokonał w dwóch etapach. Chrystus dwukrotnie dotknął jego oczu. Po pierwszym dotknięciu Jezus zapytał go, czy coś widzi. Ślepiec powiedział - „widzę ludzi chodzących jakby drzewa. " Wtedy Pan ponownie położył ręce na jego oczach i kazał mu spojrzeć w górę, i jest powiedziane, że „został uzdrowiony, tak że nawet z daleka widział wszystkich wyraźnie. " (Mar. 8:25-26). Przy pierwszym dotknięciu wzrok odzyskał, ale był on niewyraźny. Widział tak niewyraźne, że nie mógł odróżnić ludzi od drzew.

Czyż nie w ten sposób uczniowie postrzegali znaczenie dokonywanych przez Chrystusa cudów i Jego nauczania? Chrystus mówi im o zakwasie faryzeuszy i Heroda, a oni myśleli, że mówi im o chlebie. Zakwas - to znaczy, że mówi o chlebie, a o chlebie dlatego, ponieważ zapomnieli go zabrać ze sobą. Dziwna logika, prawda, ale w ten sposób myśli człowiek o rzeczach duchowych. Dlatego drodzy przyjaciele, to drugie dotknięcie Zbawiciela jest konieczne, aby człowiek mógł wyraźnie widzieć i zrozumieć, co Bóg chce mu powiedzieć.

Spójrzmy, jak reagują na ten cud ludzie, którzy zostali nasyceni przez Chrystusa. Ewangelia Jana w rozdziale 6 mówi: „A ci ludzie, ujrzawszy cud, który uczynił Jezus, mówili: To jest prawdziwie ten prorok, który miał przyjść na świat. " (Jana 6:14). Wtedy Jezus, poznawszy, że chcieli przyjść i obwołać go królem, odszedł znowu sam jeden na górę. Wydaje się to dziwne, ale czy Chrystus nie przyszedł po to, aby ustanowić tu na ziemi Królestwo prawdy i miłości.

Dlaczego On nie pozwolił obwołać się królem Izraela? Lud był gotów to uczynić. Widział w Jezusie upragnionego króla i dlatego był gotów przyjąć Go, ale Chrystus oddalił się od nich. Dlaczego? Jednocześnie zauważmy, że ci ludzie znali Pisma Święte. Oni wiedzieli, że Mojżesz i prorocy przepowiedzieli o przyjściu Mesjasza, o tym szczególnym proroku. Jak wyraźnie o tym prorokował Mojżesz: „Proroka takiego jak ja jestem, wzbudzi ci Pan, Bóg twój, spośród ciebie, spośród twoich braci. Jego słuchać będziecie. " (VMoj. 18:15). Tak, oni bardzo dobrze znali to proroctwo i czekali na tego konkretnego proroka. Gdy pojawił się Jan Chrzciciel, ten lud oczekujący Mesjasza zapytał go: „Czy Ty jesteś tym, który ma przyjść? " (Mat. 11:3). On odpowiedział im, że nie. Wkrótce po tym na ich arenie pojawił się Jezus Chrystus. Wiemy, że Jan nie dokonał żadnego cudu, a Jezus – tak, teraz dokonał taki cud, który całkowicie utożsamił Go z tym obiecanym prorokiem. Albowiem Psalm 132 mówi: „Albowiem Pan wybrał Syjon I chciał go na swoje mieszkanie. Zasoby jego hojnie pobłogosławię, Ubogich jego nakarmię chlebem. " (Ps. 132:13,15).

Te obietnice Mesjasza były znane każdemu Izraelicie. Dlatego też lud zdecydował, że Jezus musi być tym obiecanym Mesjaszem. I w tym mieli absolutną rację. On naprawdę był ich Mesjaszem. Tak, na tyle wzrok ich był prawidłowy, że ​​rozpoznali w Nim Mesjasza, proroka, ale ten „wzrok„ był daleki od doskonałości. Zamiast prawdziwego Mesjasza, ich „słabo widzące oczy„ widziały Mesjasza zgodnego z pragnieniem ich serca. Oni domagali się Mesjasza według własnych kalkulacji, takiego, który zapewniłby im tylko dobra ziemskie - chleb, żywność i zdrowie. Wszystko dla ciała, ale nic dla „wewnętrznego„ człowieka. On był dla nich akceptowalny, na ile zapewniał im dobra materialne.

Tak, to byli ludzie religijni, ludzie, którzy znali Pisma Święte i wierzyli w nie, ale wierzyli w nie częściowo, a nie całkowicie. Oczywiście oni sami nigdy by się do tego nie przyznali, ale tak wyszło w praktyce. Dla nich miały znaczenie tylko te miejsca w Pismach, które mówiły o Mesjaszu zaspokajającym ich w ziemskie potrzeby. Reszta treści dla nich nie istniała. Dlatego byli gotowi siłą uczynić Jezusa królem po cudzie nasycenia, ale na takich warunkach Chrystus nigdy nie zgodziłby się zostać ich królem. „Albowiem Królestwo Boże, to nie pokarm i napój, lecz sprawiedliwość i pokój, i radość w Duchu Świętym. " - mówi Słowo Boże. (Rzym. 14:17). A to Królestwo jest możliwe tylko wtedy, gdy Chrystus zostanie naszym Królem na Swoich warunkach, a nie na naszych.

Tragicznym skutkiem fałszywego myślenia o Chrystusie jest to, że prędzej czy później ten tłum zażądał Jego ukrzyżowania. Ten tłum, który co tylko chciał uczynić Go królem na podstawie swojego fałszywego pojmowania Pism i na podstawie swoich egoistycznych pragnień w dzień Paschy krzyczał - „ukrzyżuj Go. Nie mamy króla, tylko cesarza. " (Jana 19:15).

Ale zauważmy, że również uczniowie nie zrozumieli znaczenia tego cudu. Oni także zostali zarażeni tym duchem materializmu. Oni także oczekiwali tego ziemskiego królestwa. Dlatego Mateusz i Marek mówią, że Chrystus „zaraz przymusił swoich uczniów, aby wsiedli do łodzi i wyprzedzili go na drugi brzeg, a on tymczasem odprawił tłumy. " (Mat. 14:22). Słowo przymusił ma bardzo ważne znaczenie. Tak, ich „wzrok„ był słaby. Marek mówi: „Nie zrozumieli bowiem cudu z chlebami, gdyż ich serce było odrętwiałe. " (Mar. 6:52). Nic dziwnego, że nie rozumieli, bo Chrystus musiał im powiedzieć nawet po drugim cudzie nasycenia: „Jeszcze nie pojmujecie i nie rozumiecie? Czy serce wasze jest nieczułe? Macie oczy, a nie widzicie? Macie uszy, a nie słyszycie? I nie pamiętacie? " (Mar. 8:17-18). Oni byli ja ten ślepiec, który po pierwszym dotknięciu widział ludzi, jak drzewa.

A jaki jest sekret drugiego dotknięcia, w wyniku którego ślepiec zaczął widzieć wszystko wyraźnie? W przełamaniu chleba. Bez niego nasze życie pozostanie bezowocne, wzrok niewyraźny, a uszy nasze z trudem słyszące.                                                                                 Pamiętamy, jak Chrystus szedł z dwoma uczniami po swoim zmartwychwstaniu do Emaus i jak wieczorem zaprosili Go do siebie i siedząc z nimi wziął chleb, pobłogosławił, przełamał go i podawał im. I jest napisane: „Wtedy otworzyły się ich oczy i poznali Go. " (Łuk. 24:31). Został przez nich rozpoznany po przełamaniu chleba.

Drodzy przyjaciele, tylko wtedy, gdy skłonimy swoje kolana u krzyża Golgoty i ujrzymy tam Zbawiciela ukrzyżowanego za nas, to poznamy Go takim, jakim On jest. On przyszedł nie tylko po to, aby pokazać nam doskonałe życie, bez grzechu i występku. I takie było Jego życie, ale przyszedł, aby usprawiedliwić nas, oczyścić nas z naszych grzechów, stworzyć Sobie nowy lud, a mógł to uczynić tylko będąc „złamanym„ za nas na krzyżu Golgoty. Tylko u krzyża Golgoty możemy otrzymać to drugie dotknięcie ręką Zbawiciela. Nasza dusza nigdy nie nasyci się nieprzełamanym chlebem. Chrystus powiedział: „Ja jestem chlebem żywota”, ale życiem Swoim mógł obdarzyć nas tylko będąc „złamanym„ na krzyżu.

Jak Chrystus odpowiedział Filipowi, gdy ten przyprowadził do Niego Greków? Było to na kilka dni przed Jego ukrzyżowaniem. Oni chcieli zobaczyć Jezusa. I co powiedział im Jezus? „Nadeszła godzina, aby został uwielbiony Syn Człowieczy. Zaprawdę, zaprawdę, powiadam wam, jeśli ziarnko pszeniczne, które wpadło do ziemi, nie obumrze, pojedynczym ziarnem zostaje; lecz jeśli obumrze, obfity owoc wydaje. " (Jana 12:23-24).

Co oznacza ta odpowiedź Chrystusa dla pogan, którzy Go szukali? Oni mogą Mnie poznać i zobaczyć, kim jestem, (czyli ich Zbawicielem), dopiero wtedy, gdy Ja, jak ziarno pszenicy, które wpadło w ziemię, umrę. Prawdziwie Mnie poznają dopiero wtedy, gdy będę „złamany„ wtedy ujrzą Mnie takim, jakim jestem - ich Zbawicielem.

To jest podstawowa prawda Pisma Świętego - życie przez śmierć. Krzyż - jest centrum, a jego rezultatem - jest zmartwychwstanie. Dlatego Chrystus dodał te znamienne słowa: „Kto miłuje życie swoje, utraci je, a kto nienawidzi życia swego na tym świecie, zachowa je ku żywotowi wiecznemu. Jeśli kto chce mi służyć, niech idzie za mną. " (Jana 12:25-26). Ta zasada leży u podstaw całej Biblii. Ona dotyczy nie tylko Jezusa Chrystusa, który mógł nas zbawić tylko przez Swoją śmierć, ale dotyczy również nas. Możemy być błogosławieństwem dla innych i przynosić owoce na chwałę Bożą tylko wtedy, gdy zostaniemy przełamani w rękach naszego Pana. Gdy On będzie całkowicie nad nami panował i rozporządzał nami tak, jak mu się podoba, wtedy my nie będziemy liczyć się z tym, co mamy. Wtedy nie będzie miało znaczenia, czy mamy pięć chlebów i dwie ryby, czy siedem chlebów i kilka ryb. Wtedy nie będziemy się liczyć z tym, co jest widoczne dla ludzkiego oka, ponieważ nasz wzrok będzie wyraźny, będzie skierowany na Niego.

Tak, wtedy odkryjemy zdumiewającą rzecz, że Pan lubi wyrównywać mądrość tego wieku, nie przez mądrych, silnych i szlachetnych, ale przez słabych, nic nie znaczących w oczach tego świata. Bez względu na to, jak byśmy nie byli mali, słabi i nieistotni, jeśli jesteśmy Mu całkowicie oddani, nie ma takiej rzeczy, której On nie mógłby uczynić przez nas. To jest lekcja, którą Chrystus chciał udzielić uczniom. Siedem chlebów dla czterech tysięcy i pięć chlebów dla pięciu tysięcy. Ilość, jaka jest do dyspozycji, nie ma żadnego znaczenia. Najważniejsze jest to, byśmy byli całkowicie Mu oddani.

Zwróćmy uwagę na ten proces błogosławieństwa. Pierwszą rzeczą, którą On czyni, jest wzięcie pięciu bochenków chleba i dwie ryby. Tak, On bierze to, co Mu dajemy. Jan mówi: „Jezus wziął więc chleby i podziękowawszy rozdał uczniom. " (Jana 6:11).                        Pomyślmy kochani, Chrystus jest wdzięczny, gdy oddajemy Mu nasze złamane i okaleczone, nędzne życie. Cóż za błogosławieństwo. Wdzięczność za to, że nas przyjmuje, powinna być jakby tylko nasza, a okazuje się, że On jest za nas wdzięczny. Któż może pojąć taką miłość.

Dalej powiedziane jest, że On: „spojrzał w niebo, pobłogosławił, łamał chleby i dawał uczniom. " Pamiętajmy jednak, że to nie koniec. Celem Jego błogosławieństwa jest to, abyśmy byli szczęśliwi i zadowoleni. Ale to wymaga czegoś więcej. On Swoje dzieło jeszcze nie skończył. Ilu jest wierzących, którzy myślą, że to koniec Bożego błogosławieństwa w naszym życiu. Chwała Panu, jestem zbawiony, napełniony Duchem Świętym, mam Jego dary, jestem szczęśliwy. Kochani, nie zapominajmy, że jeśli ziarno pszenicy, które wpadło w ziemię, nie obumrze, pojedynczym ziarnem zostanie, a jeśli obumrze, przyniesie obfity plon.

Jeśli chcemy być błogosławieństwem i dawać chleb życia głodującemu światu, samo błogosławieństwo nie wystarczy. Ono jest konieczne, ale do następnego kroku. Pan nas błogosławi, aby nas „przełamać.„ My powinniśmy tylko pozostać w Jego rękach. Chleb rozmnożony został tylko przy łamaniu, a nie przy błogosławieniu. To właśnie Chrystus chciał powiedzieć swoim uczniom. Przekazać im tę najważniejszą prawdę, która jak złota nić przewija się przez całe Pismo Święte - że życie przynoszące owoce możliwe jest tylko przez śmierć. Tylko przez przełamanie możliwe rozmnożenie, inaczej życie nasze pozostaje bezowocne.

A jeśli ty, drogi przyjacielu, jeszcze nie przyjąłeś Jezusa Chrystusa jako swojego osobistego Zbawiciela, to powierz Mu siebie teraz, a gdy tylko to uczynisz, On Cię przyjmie. On weźmie Cię w Swoje silne dłonie, z których nikt Cię nie wyrwie. Uczyń to teraz. Niech Pan Ci w tym dopomoże. Amen.

Co stało się przed śmiercią Jezusa na krzyżu? - Paul Washer


0 komentarze

Posted in

Poznaj żywego Chrystusa.


Kto się Mnie dotknął? Zdumiewające pytanie, jeśli weźmie się pod uwagę to, kto je zadał i w jakich okolicznościach. To pytanie zostało zadane przez Jezusa Chrystusa w szczególnych okolicznościach. Ludzie cisnęli się wokół Niego ze wszystkich stron. Otaczał Go wielki tłum i każdy starał się zbliżyć do Niego jak tylko mógł najbliżej i w miarę możliwości dotknąć Go. I w tych okolicznościach nagle Jezus zadaje pytanie: „kto się Mnie dotknął? ” Nie mniej zdziwieni tym pytaniem byli Jego uczniowie. Mistrzu, mówią oni, widzisz, że tłum zewsząd Cię otacza i ściska, a Ty mówisz: „Kto się Mnie dotknął? ” (Łuk. 8:45). Ale Jezus powiedział: Dotknął się Mnie ktoś; poczułem bowiem, że moc wyszła ze mnie. ” (Łuk. 8:46). Tak, wielki tłum napierał na Niego, ale tylko jedna osoba dotknęła brzegu szaty Jego. Była to kobieta, która od dwunastu lat cierpiała na upływ krwi. To ona dotknęła Jego szaty, bo mówiła sobie: „Jeśli się dotknę choćby szaty jego, będę uzdrowiona. ” (Mar. 5:28). Ta kobieta wierzyła. I w rezultacie tej wiary, jest powiedziane, że „zaraz ustał jej krwotok, i poczuła na ciele, że jest uleczona z tej dolegliwości. ” (Mar. 5:29).

Być może setki innych osób również Go dotknęły, ale nie zaszła w nich żadna przemiana. Dlaczego? Ponieważ oni nie dotknęli Go z wiarą. Dzisiaj drodzy przyjaciele, dzieje się to samo. Wielu dotyka Jezusa poprzez czytanie Pisma Świętego, ale niewielu ma z Nim kontakt osobisty. Można czytać Biblię, można studiować ją, dokładnie ją analizować, znać ją nawet na pamięć i znać Jezusa tylko według ciała, tj. znać Jezusa jako postać historyczną, a nie Chrystusa żywego. W takim przypadku On może stać się najwyższym ideałem dla człowieka, ale nie żywą, realną osobą, z którą można mieć stały kontakt i nieprzerwaną jedność.

Pamiętamy historię o dwóch uczniach idących drogą do Emaus. Jest ona opisana w 24 rozdziale Ewangelii Łukasza. Wstrząśnięci wydarzeniami, które miały miejsce w Jerozolimie, ci dwaj uczniowie szli, rozmawiali i dyskutowali między sobą o tym, co stało się z Jezusem, jak ukrzyżowali go. Ten, w którym pokładali nadziej, że przywróci im ich królestwo, On został zabity. A gdy tak rozmawiali sam Jezus przybliżył się do nich i szedł z nimi. I w wersecie 16 jest powiedziane: „Lecz oczy ich były zakryte, żeby go nie poznali. ” (Łuk. 24:16). Chrystus zbliżył do nich i rozpoczyna z nimi rozmowę od pytania: „Cóż to za rozmowy prowadzicie między sobą w drodze? Dlaczego jesteście smutni? ” (Łuk. 24:17). I z głębi zasmuconego serca jednego z nich wyrywają się rozpaczliwe słowa: „Czyś Ty jedyny pątnik w Jerozolimie, który nie wie, co się w niej w tych dniach stało? ” (Łuk. 24:18).              Tak mówili do Niego uczniowie, którzy chodzili z Nim przez dwa lata, a mimo to nie mają najmniejszego pojęcia, że ​​sam Jezus Chrystus do nich mówi. I teraz Pan zachęca ich by wyrazili wszystko, co leżało im na sercu. I zapytał ich: O czym? Oni opowiadają Mu „o Jezusie z Nazaretu, który był prorokiem potężnym w czynie i słowie przed Bogiem i całym ludem. ” (Łuk. 24:19).

Zauważmy, że ich wiedza o Jezusie ograniczała się do poznania Go według ciała. Dla nich był to Jezus Nazarejczyk, potężny prorok przed Bogiem. Taka była ich wiedza o Jezusie. Dla nich był to dobry człowiek, silny przed Bogiem i całym ludem. Był prorokiem i oni Go nie rozpoznali.

Tak też wielu ludzi zna i dzisiaj Jezusa. On był wspaniałym człowiekiem, ale to wszystko. Oni nie znają Go jako żywego Chrystusa. Nie widzą Go, nie czują Go, nie mają z Nim żadnej więzi, ponieważ On po prostu to Jezus, o którym jest napisane na stronicach Pisma Świętego. Kochani taka wiedza jest niedostateczna, ona absolutnie nic nie daje. „Litera bowiem zabija, Duch zaś ożywia. ” (2Kor. 3:6).

Dalej widzimy, że uczniowie zaczynają opowiadać Jezusowi, jak bardzo oni pokładali nadzieję w tym, że On wybawi z niewoli Izraela, a teraz nie ma już nadziei, bo minęły już trzy dni od ukrzyżowania Go. To prawda, mówią, niektóre kobiety twierdzą, że podobno objawił się im anioł i powiedział, że wydaje się, że On żyje i poszliśmy do grobu i rzeczywiście grób był pusty, dokładnie tak, jak nam powiedziały kobiety. Ale nie widzieliśmy Go. To wszystko mówią Jezusowi idąc z Nim drogą. I co im odpowiada Chrystus „O głupi i serca nieskorego do wierzenia we wszystko, co powiedzieli prorocy! ” (Łuk. 24:25).

Dlaczego Chrystus tak ich gani? Ponieważ pokładali nadzieję w Chrystusie według ciała, oczekiwali ziemskiego królestwa i mieli nadzieję, że On, Jezus Nazarejczyk, za którym poszli, przywróci im to królestwo, ale On został ukrzyżowany i teraz pozostali bez nadziei. I teraz Jezus „począwszy od Mojżesza poprzez wszystkich proroków wykłada im, co o Nim było napisane we wszystkich Pismach. ” (Łuk. 24:27). I tego wieczoru pozostał z nimi. „A gdy zasiadł z nimi przy stole, wziąwszy chleb, pobłogosławił i rozłamawszy, podawał im. Wtedy otworzyły się ich oczy i poznali go. ” (Łuk. 24:30). Aż do tej chwili oni nie wiedzieli, kim był ten nieznajomy, z którym rozmawiali i który tak dogłębnie wyjaśniał im Pisma. Ich serca płonęły, gdy do nich mówił, a jednak nie rozpoznali Go, dopóki ich oczy nie otworzyły się przy łamaniu chleba.

Kiedy miało miejsce to objawienie? Gdy Go poprosili by pozostał z nimi, gdy On błogosławił i łamał przed nimi chleb.                                                                                                               Kochani, nigdy nie było takiego przypadku, aby ktoś zaprosił Jezusa do swojego serca, a On nie stał się jego Zbawicielem i Panem. Być może przyjacielu nie raz Twoje serce płonęło podczas czytania Biblii, ale z jakiegoś powodu ten ogień gasł. Dlaczego gasł? Czy nie dlatego, że nie zaprosiłeś Jezusa do swojego serca? On stoi u drzwi i puka. „Jeśli ktoś usłyszy mój głos i otworzy drzwi, wejdę do niego i spożyję z nim wieczerzę, a on ze Mną. ” -mówi Chrystus. (Obj. 3:20). Mój przyjacielu, On chce wejść do Twojego serca i być Twoim Panem. On chce byś poznał Go osobiście, ponieważ On dzisiaj żyje.

Żydom On powiedział: „Badacie Pisma, bo sądzicie, że macie w nich żywot wieczny; a one składają świadectwo o mnie. ” Tak, oni mieli Pisma, studiowali je bardzo dokładnie, szukali w nich życia wiecznego, a jednak nie przyniosło im to najmniejszej korzyści. Dlaczego? O tym mówi następny werset. Chrystus mówi do nich: „A jednak nie chcecie przyjść do mnie, aby mieć życie. ” (Jana 5:40). Tak, można chodzić z Chrystusem i słuchać Jego słów, a jednak Go nie znać. Tak było z wieloma za dni Jego przebywania na Ziemi.

Ale drogi przyjacielu, Ty dzisiaj możesz poznać żywego Chrystusa. Tak jak ci dwaj uczniowie poznali Go, gdy otworzyły się im oczy. Przyjmij Chrystusa z wiarą, a poznasz Go. Duch Święty otworzy Twoje „wewnętrzne oczy„ i wtedy ujrzysz Go w całej okazałości.          A jak możemy przyjść do Jezusa i odzyskać ten wzrok, to życie? Jak możemy poznać Go osobiście jako żywego Zbawiciela i z całego serca powiedzieć za Tomaszem: „Pan mój i Bóg mój!” (Jana 20:28). Tylko wiarą w Niego. Wiara pozwala nam wejść do Królestwa Bożego, nie inaczej.

Dlaczego Żydzi nie przyjęli Chrystusa? Dlaczego Chrystus musiał im powiedzieć: „poznałem was, że nie macie w sobie miłości Bożej. Ja przyszedłem w imieniu Ojca mego, a wy mnie nie przyjmujecie; jeśli kto inny przyjdzie we własnym imieniu, tego przyjmiecie. ” (Jana 5:42-43). Dlaczego Chrystus tak im powiedział? Co stało na przeszkodzie, by uwierzyli? Ich duma, egoizm i brak miłości. Nie szukali chwały Bożej, ale chwały własnej. Dla nich najważniejsze było to, co o nich myślą ludzie. Wszystko, co czynili, było na pokaz. „Jakże możecie wierzyć wy, którzy nawzajem od siebie przyjmujecie chwałę, a nie szukacie chwały pochodzącej od tego, który jedynie jest Bogiem? ” - mówi im Chrystus. (Jana 5:44). Oni religię wykorzystywali dla własnych korzyści. Jeśli pościli lub modlili się, to po to, aby ludzie myśleli, że są tacy dobrzy i pobożni. Jeśli dawali jałmużnę, zawsze czynili to przy świadkach. Cała ich religia przybierała tylko zewnętrzne pozory, a nie było w niej życia wewnętrznego.                                                                                                                                             A nie było to możliwe, ponieważ nie chcieli oddać chwały Synowi Bożemu. Doskonale wiedzieli, że pokłonić się przed Nim, przyjść do Niego i uznać Go za Zbawiciela i Boga, znaczyło przyznać swoją grzeszność, a tego oni nie chcieli. Uważali siebie za lepszych od innych, więc we własnych oczach byli wystarczająco dobrzy.

Po co więc szukać chwały Bożej? Oznaczało to uniżyć się przed Nim i przyznać swoje ubóstwo i swoją grzeszność. I to jest główna przyczyna przeszkód w wierze - niechęć do wyznania swojego grzechu, uniżenia się przed Bogiem, przyznania Jezusa swoim Panem.

Czego ci Żydzi oczekiwali? Oni pokładali nadzieję w zakonie Mojżeszowym. Dlatego Chrystus mówi im: „Nie myślcie, że Ja was będę oskarżał przed Ojcem; oskarża was Mojżesz, w którym wy złożyliście nadzieję. ” (Jana 5:45). Mojżesz będzie waszym sędzią, nie Ja, skoro go wybraliście - mówi Jezus. Ale oni nie mogli spełnić wymagań zakonu, a jednocześnie Mojżesz wskazywał na Chrystusa jako jedynego, który może zbawić duszę człowieka. „Gdybyście bowiem wierzyli Mojżeszowi, wierzylibyście i mnie. O Mnie bowiem on napisał. ” - mówi im Chrystus. (Jana 5:46). Okazuje się, że nie wierzyli i Mojżeszowi, tylko zasłaniali się nim, bo gdyby mu uwierzyli, uwierzyliby i Jezusowi. Dlatego Chrystus kończy swoją rozmowę z nimi tym poważnym ostrzeżeniem: „Jeśli jego pismom nie wierzycie, jakże uwierzycie moim słowom? ” (Jana 5:47). Tak, w Pismach nie ma dysharmonii, ono w pełni świadczy o Chrystusie.

Jak mój przyjacielu, masz nadzieję zbawić swoją duszę? Przez zakon, przez dobre uczynki. Wtedy jesteś skazany na całkowitą porażkę. Jeśli porównujesz siebie z sąsiadem, to Twoja miara jest błędna, bez względu na to, jak dobry jest Twój sąsiad. Tutaj pojawia się pytanie: nie to, czy jestem tak dobry jak mój sąsiad, ale czy podobam się Bogu. Istota jest w tym, jak widzi mnie Bóg. Jeśli porównuję siebie z innymi ludźmi, to może nawet mogę się czymś pochwalić i poczuć satysfakcję, ale właśnie to samozadowolenie zabija wiarę. Wiara rodzi się ze świadomości moich potrzeb. Dlatego, jeśli porównuję się z Jezusem Chrystusem, wtedy natychmiast mam świadomość rozpaczliwej potrzeby i w pokorze powinienem paść na twarz i zawołać z głębi serca: „Nędzny ja człowiek! Któż mnie wybawi z tego ciała śmierci? ” (Rzym. 7:24). W takiej chwili rodzi się wiara i pozostaje tylko jedno - zaufać miłosierdziu Bożemu. Tylko wtedy, gdy porównamy siebie z Synem Bożym, dostrzeżemy potrzebę odkupienia, które On dokonał dla nas, aby uczynić nas nowym stworzeniem.

Tak, Bóg wymaga doskonałości. Nic innego Go nie zadowoli. Tak mówi zakon: „Przeklęty każdy, kto nie wytrwa w pełnieniu wszystkiego, co jest napisane w księdze zakonu. ” (Gal. 3:10). To jest to oskarżenie Mojżesza, o którym mówi Chrystus w tym 5 rozdziale Ewangelii Jana. Każdy, kto pokłada nadzieję w zakonie, że przez niego zostanie zbawiony, jest skazany na przekleństwo, ponieważ „przez zakon nikt nie zostaje usprawiedliwiony przed Bogiem. ” - mówi Słowo Boże. (Gal. 3:11). W niebie nie spotkamy ani jednego człowieka, który jest tam dlatego, że przestrzegał zakon. Zakon wymaga bezwzględnego, całkowitego i stałego wypełniania go. Pismo Święte mówi: „Ktokolwiek bowiem zachowa cały zakon, a uchybi w jednym, stanie się winnym wszystkiego. ” (Jak. 2:10). Oznacza to, że doskonałość nie jest mierzona tym, jak dobrze dana osoba wypełnia jedno przykazanie, dwa, trzy lub pięć, ale to, czy w pełni wypełnia wszystkie przykazania. Według tej miary człowiek jest również niedoskonały, tak jakby złamał wszystkie 10 przykazań.

Ale teraz Bóg zwiastuje nam radosną nowinę o całkowitym zbawieniu, nam naruszającym Jego zakon, choć nie zmienił Swojego żądania. Zakon jest Jego standardem. Jest to jedyna możliwa norma, ale fakt jest taki, że zakon nie jest w stanie zbawić człowieka, a Bóg może. Tak, Bóg znalazł taki cudowny sposób, dzięki któremu nie naruszając swojej świętości i wymagań zakonu, może nas zbawić. Bóg znalazł odpowiedź w Swoim Synu. Jezus Chrystus przyszedł na tę Ziemię, aby pojednać nas ze swoim Ojcem. Tylko On mógł to uczynić. Będąc Synem Bożym bez grzechu i występku, tylko On był w stanie złożyć ofiarę miłą Bogu. Po to On stał się człowiekiem, żył doskonałym życiem, dokładnie i całkowicie wypełnił zakon. Umarłszy na krzyżu Golgoty, zajął nasze miejsce kary i teraz Bóg mówi, że nas pojedna, jeśli złożymy w Nim naszą nadzieję, „albowiem końcem zakonu jest Chrystus, aby usprawiedliwiony był każdy, kto wierzy. ” - mówi Słowo Boże. (Rzym. 10:4). Teraz Bóg widzi każdego, kto wierzy w Jezusa, już nie jako grzesznika, On widzi go w Chrystusie jako doskonałego. Jego, tj. Jezusa Chrystusa Bóg uczynił dla nas mądrością i sprawiedliwością, i poświęceniem, i odkupieniem, aby, jak napisano: Kto się chlubi, w Panu się chlubił. ” (1Kor. 1:30-31).

Mój przyjacielu, czym się chlubisz? Jeśli szukasz chwały od ludzi, to nie masz w sobie miłości Bożej. Człowiek chlubi się tym, w kim pokłada nadzieję. Jeśli polegasz na swoich dobrych uczynkach, wtedy będziesz się nimi chlubić, a ten, kto nie chlubi się Panem, nie ujrzy Królestwa Bożego. Oddaj chwałę Panu Jezusowi Chrystusowi. Uwierz w Niego, bo tylko On może Cię zbawić. A gdy to uczynisz, będziesz się chlubić tylko Nim. Ukorz się przed Nim i przyjmij Jego dar zbawienia. Niech Pan dopomoże Ci uczynić to teraz. Amen.

 

Szukaj na tym blogu

Followers

Obsługiwane przez usługę Blogger.