RSS

Spotkanie z Bogiem.


Czy człowiek jest w stanie przewidzieć na początku dnia, czego może się spodziewać w danym dniu? To znane jest tylko Bogu. Jeśli z tym rzeczywiście zgadzamy się, tj., jeśli jesteśmy całkowicie pewni tego, że naszą przyszłość zna tylko Bóg, to rzeczą rozsądną byłoby rozpoczynać każdy nowy dzień życia z Bogiem, po to, by każdy dzień naszego życia był dniem błogosławionym. Wtedy możemy powiedzieć, jak rzekł Mojżesz, kiedy Bóg kazał mu prowadzić lud Izraela: " Jeżeli oblicze twoje nie pójdzie z nami, to nie każ nam stąd wyruszać. " (IIMojż. 33:15).                                                                                                           Inaczej mówiąc, po to, aby każdy dzień naszego życia był owocnym i był początkiem nowych doznań w jedności z Panem; żeby on był dniem duchowych zwycięstw i dniem głębszego poznania Chrystusa – my potrzebujemy codziennego spotkania z Bogiem, osobistej rozmowy z Nim.

Dziękujmy Bogu za to, że patrząc wstecz na przeżyte dni naszego życia wielu z nas może powiedzieć jak prorok Samuel: "… Aż dotąd pomagał nam Pan. " (1Sam. 7:12). Wspaniałą rzeczą jest, gdy dziecko Boże może zaświadczyć, że i w potrzebie, i w dostatku i radości, w ciężkich próbach, w dniach uroczystych i w chwilach pokusy, w chorobie i zdrowiu - Bóg był zawsze moim wspomożycielem. Możemy wtedy powiedzieć: "… Aż dotąd pomagał nam Pan. " Powinniśmy więc cieszyć się i dziękować Bogu za to, że dał nam duchowe zwycięstwa w przeszłych dniach i latach naszego życia.
Ale w tym samym czasie nie zapominajmy, że to były zwycięstwa dnia wczorajszego. Wraz z pojawieniem się każdego nowego dnia potrzebujemy nowych sił, świeżego napełnienia Duchem Świętym, manny z nieba na dzień dzisiejszy, nowych pouczeń od Pana. Powinniśmy w związku z tym podobnie jak apostoł Paweł zapominając o rzeczach przeszłych biec do przodu. Nie znaczy to jednak, że powinniśmy zapominać o tym wszystkim co Bóg uczynił dla nas! Mówiąc o zapominaniu o tym, co za nami, mam na myśli to, by nie mieć tendencji do opierania się na przeszłości, aby nie polegać na błogosławieństwach dnia wczorajszego, jako wsparciu dla naszej teraźniejszości i przyszłości; tak, jak Izraelici, którzy nie mogli jeść wczorajszej manny, a musieli zbierać świeżą każdego dnia. Pan nauczył nas modlić się: "… Chleba naszego powszedniego daj nam dzisiaj... " (Mat. 6:11).

Za podstawę do dzisiejszych rozważań nad Słowem Bożym chciałbym wziąć jeden przypadek z życia Mojżesza. W jego życiu było to jedno z najważniejszych wydarzeń. Właściwym byłoby powiedzieć, że to wydarzenie było punktem zwrotnym w życiu Mojżesza, męża Bożego. To był ten moment, kiedy Mojżesz miał osobiste spotkanie z Bogiem na pustyni. Mojżesz spotkał Boga twarzą w twarz. Miał wtedy 80 lat.
Minęło już 40 lat od chwili, kiedy odmówił nazywania się synem córki faraona, wolał raczej cierpieć z ludem Bożym. Teraz, kiedy pasł owce swojego teścia Jetry, daleko na pustyni, tam spotkał się twarzą w twarz z Bogiem.

Czterdzieści lat wcześniej Mojżesz nie rozumiał planu Boga. Uważał, że swoimi siłami wybawi lud Boży z niewoli egipskiej. W Bożym planie był zamiar wybawienia Izraela ręką Mojżesza, ale nie metodami Mojżesza, nie tymi drogami, które on uważał za słuszne. I o dziwo największą przeszkodą do realizacji Bożego planu był nie kto inny, jak sam Mojżesz. Z tego powodu Bóg zmuszony był dać lekcję Swojemu słudze, której on nigdy nie zapomni: Mojżesz musiał doświadczyć całkowitej klęski!
Mojżeszowi wydawało się, gdy zabił Egipcjanina że jego współbracia z pewnością zrozumieją, że przez jego ręce Bóg daje im wybawienie. Jednak metody Mojżesza nie były zgodne z wolą Bożą, a więc Bóg nie mógł go błogosławić. Tak nie rozumiany za swoje dobre intencje Mojżesz zmuszony był uciekać z domu faraona, stając się przychodniem w ziemi madiańskiej.

Nie zapominajmy, że dzieło Boga musi wypełnić się Bożymi metodami, a nie ludzkimi. Aby Mojżesz mógł stać się wodzem i wyzwolicielem swojego narodu, on musiał po pierwsze zrozumieć, kim on jest, i po drugie, przyswoić to, że nie powinien pomagać Bogu, gdyż Bóg Sam wypełni Swoje dzieło poprzez niego. Musiał więc nawiązać szczególne relacje z Bogiem; nie brać się za dzieło Boże samodzielnie, a działać słuchając głosu Bożego.             Za pośrednictwem Mojżesza Bóg wyprowadził Swój lud z Egiptu! Mojżesz zaś swoimi siłami nigdy nie uczyniłby tego samodzielnie!

 W trzecim rozdziale Księgi Wyjścia czytamy: " Gdy Mojżesz pasł trzodę teścia swego Jetry… pognał raz trzodę poza pustynię i przybył do góry Bożej, do Horebu. Wtem ukazał mu się anioł Pański w płomieniu ognia ze środka krzewu; i spojrzał, a oto krzew płonął ogniem, jednakże krzew nie spłonął. Wtedy rzekł Mojżesz: Podejdę, aby zobaczyć to wielkie zjawisko, dlaczego krzew się nie spala. Gdy Pan widział, że podchodzi, aby zobaczyć, zawołał nań Bóg spośród krzewu i rzekł: Mojżeszu! Mojżeszu! A on odpowiedział: Oto jestem! Wtedy rzekł: Nie zbliżaj się tu! Zdejm z nóg sandały swoje, bo miejsce, na którym stoisz, jest ziemią świętą. Rzekł też: Jam jest Bóg ojca twego, Bóg Abrahama, Bóg Izaaka, i Bóg Jakuba. Wtedy Mojżesz zakrył oblicze swoje, bał się bowiem patrzeć na Boga. " (IIMojż. 3:1-6).

 Czterdzieści lat wcześniej Mojżesz zamierzał wybawić lud Izraela, ale bez pomocy Boga, bez Jego namaszczenia, bez osobistego spotkania z Nim, starał się samodzielnie wypełnić polecenie Boże polegając na własnych siłach, pokazując nawet odwagę i śmiałość. Ale przejmując inicjatywę w swoje ręce on zepsuł plan Boży. Myślał, że może wypełnić wolę Bożą siłą i odwagę ludzką, w konsekwencji okazał się uciekinierem w dalekiej pustyni. Tak, Mojżesz poniósł kompletną klęskę i teraz wyszydzony musiał ukryć się od swoich współbraci. A przecież chciał ich dobra!
Ale Bóg nie zapomniał o Mojżeszu, Bóg go nie opuścił. Minęło czterdzieści lat. Mojżesz spędził te lata na wygnaniu, w ciszy na pustyni.

I wydawało by się, że Bóg wykreślił jego imię ze Swoich planów. Ale nie! Bóg przez te wszystkie lata obserwował go. To była niesamowita lekcja w życiu Mojżesza! Bóg pamiętał o nim i wyznaczył czas i miejsce, aby spotkać się Mojżeszem w dalekiej pustyni. Bóg nie chciał, aby to spotkanie z Mojżeszem nastąpiło w Egipcie, tam Mojżesz był zbyt zajęty.
W Egipcie Mojżesz myślał, że dla wyznaczonej przez Boga misji wystarczy dobre wychowanie i wykształcenie. Powiedziane bowiem jest, że: " Wdrożono Mojżesza we wszelką mądrość Egipcjan, a był dzielny tak w słowach, jak i w czynach. " (Dzieje 7:22). Ale Mojżesz wtedy nie rozumiał, że to nie wszystko. On nie wiedział, że nasza walka nie jest z krwią i ciałem, lecz z nadziemskimi władzami, z władcami tego świata ciemności, ze złymi duchami w okręgach niebieskich. Nam nie przykazano walczyć ze złem cielesnym orężem. Musimy mieć inną moc! Ona musi przewyższać moc naszego wroga. Moc ta musi być nadprzyrodzona, pochodzić od Boga. " Nie dzięki mocy ani dzięki sile, lecz dzięki mojemu Duchowi to się stanie - mówi Pan Zastępów. " (Zach. 4:6). Mojżesz jednak nie rozumiał tego do czasu, póki nie doznał całkowitej porażki. Słysząc głos z płonącego krzewu Mojżesz pojął, że Bóg nie opuścił go, że Bóg wciąż jednak zamierza użyć go po tym spotkaniu twarzą w twarz w tej dalekiej pustyni.                                                                                                            Jak wielkie i dziwne jest Boże miłosierdzie!

 Dlaczego Bóg wybrał właśnie ten czas, dlaczego nie przyszedł wcześniej?! Dlatego, że teraz Mojżesz po raz pierwszy w swoim życiu był gotowy wysłuchać to, co powie mu Bóg. Wcześniej sądził, że ma wystarczająco sił, umiejętności, doświadczenia, mądrości, aby wybawić z niewoli lud Izraela. Myślał, że obejdzie się bez szczególnego spotkania z Bogiem. A teraz na dalekiej pustyni, na górze Bożej, uświadomił sobie, że jego doświadczenie, jego siła, jego sposób działania, jego wiedza – wszystko wyczerpało się. Teraz na pustyni, w ciszy, Bóg w końcu z nim rozmawia.                                                                                              Góra Boża, Synaj – to przyznanie się do naszego ubóstwa i napełnienie nas mocą Bożą!

Spotkanie z Bogiem na pustyni był przełomem w życiu Mojżesza. Po tym spotkaniu jego życie zmieniło się całkowicie, nie było już normalne i zwyczajne. Życie nabrało zupełnie nowego znaczenia, stało się nadprzyrodzone. Po spotkaniu z Bogiem w życiu Mojżesza było tak wiele cudów, że życie jego stało się pasmem ciągłych cudów.

Teraz zwróćmy uwagę na to, jak Bóg objawił się Mojżeszowi. Bóg przemówił do Mojżesza spośród krzewu. W tym, że krzew płonął nie było niczego niezwykłego. Na pustyni na palącym niemiłosiernie słońcu można było spodziewać się tego. Wszelki zestarzały, suchy krzew mógł się zapalić. Ale nie to zdziwiło Mojżesza. Mojżesz był zaskoczony faktem, że krzew się nie spala. Gdy podszedł bliżej by przyjrzeć się temu niezwykłemu zjawisku nagle spośród płonącego krzewu usłyszał głos Boga: " Mojżeszu! Mojżeszu!... Zdejm z nóg sandały swoje, bo miejsce, na którym stoisz, jest ziemią świętą. "
Bóg dokonał cudu: bardzo powszechne zjawisko stało się nadprzyrodzonym, a miejsce, gdzie się zdarzył ten cud, stało się miejscem świętym. Dlaczego? Ponieważ tam był Bóg! Sam płonący krzew nie jest niczym nadzwyczajnym, ale kiedy Bóg mówi spośród krzewu, krzew staje się czymś niezwykłym.

Tak samo jest z nami. Kiedy Bóg wchodzi w nasze życie, staje się ono niezwykłe. Gdy ogień Boży zapala się w nas, to my, jak ten krzak na pustyni stajemy się czymś nadprzyrodzonym.
Właśnie tego Bóg chce dzisiaj dla nas. Dlatego miejsce na którym stoimy, jest miejscem świętym; w tym miejscu Pan chce spotkać się z nami, aby życie nasze było ciągłym cudem! Dziś Bóg pragnie dokonać tego świętego dzieła w naszym bezpłodnym, zwyczajnym, codziennym życiu. I nawet jeśli doznaliśmy porażek na wszystkich frontach, Bóg pragnie rozpocząć w nas nowe życie, byśmy mogli wielbić  i chwalić Go. " Zdejm z nóg sandały swoje, bo miejsce, na którym stoisz, jest ziemią świętą. "

Czy nie wiecie, że świątynią Bożą jesteście i że należycie do Niego? – mówi apostoł Paweł. Bóg pragnie napełnić nas Duchem Świętym, tak, abyśmy płonęli Jego świętym ogniem. Zastanówmy się, co przekonało Mojżesza, że ogień w płonącym krzaku jest ogniem Bożym? Mogą być różne ognie: może być ogień obcy, ludzki, nie Boży: " Oto wy wszyscy - ostrzega prorok Izajasz - którzy rozniecacie ogień i zapalacie strzały ogniste, wejdźcie w żar waszego ognia i na strzały ogniste, które zapaliliście. Spotka was to z mojej ręki, będziecie leżeć na miejscu kaźni. " (Iz. 50:11).

Taki ogień jest obrzydliwością przed Bogiem. On zawsze prowadzi do cierpienia. Ale ogień z góry, ogień Boży, kiedy go rozpala w naszych sercach Duch Święty, płonie na chwałę Bożą. Wtedy nasze życie staje się cudem, wtedy sławimy Pana! Ten niebiański ogień zmienia nasze życie, staje się światłem wskazującym drogę do Boga, on ogrzewa nas i przywołuje ludzi do Jezusa Chrystusa.
Tak, ogień Boży zmienił naturalne cechy krzewu, który rósł na pustyni. W jaki sposób? Bóg musiał wejść pośród niego. A wtedy to, co jest grzeszne, bezsilne, nie nadające się do niczego, staje się płonącą pochodnią, oświetlają drogę innym. Życie całkowicie oddane Bogu, życie, oświecone ogniem Ducha Świętego, będzie nie tylko radością dla nas, ale także zmieni życie tych, którzy są wokół nas.

Dlaczego nie ma przebudzenia? Dlaczego Kościół Chrystusowy jest w stanie letargu? Dlaczego w Nim są spory? Dlaczego lud Boży rozbiega się do swoich "namiotów"? Dlaczego grzesznicy nie znajdują radości w kręgu chrześcijan? Ponieważ wśród nas nie widać tego osobistego spotkania z Bogiem. Nasz krzak nie płonie dlatego, że nie ma w nim ognia Bożego.

Myliśmy, że sprawować dzieło Chrystusowe można polegając na mądrości ludzkiej, na swoich siłach, bez Bożego namaszczenia, bez mocy Ducha Świętego. Dlaczego Kościół apostolski miał tak wielkie sukcesy, mimo prześladowań i przeciwności ze strony wroga? Dlatego, że On płonął świętym ogniem Bożym. Gdy prości rybacy zaczynali głosić, władcy, kapłani, uczeni w Piśmie i żołnierze słuchali i drżeli.
Kiedy Mojżesz chciał samodzielnie wybawić lud Izraela, nie mając na to polecenia od Boga, to on nie tylko siebie zniesławił, ale i dzieło Boże. Bóg musiał więc zmienić myślenie Mojżesza.
Kiedy my próbujemy coś zmienić swoimi metodami, nie podoba się to Bogu. Nam potrzebny jest Bóg. On musi wejść do naszego serca i w pełni nad nim panować. Właśnie to wydarzyło się w życiu Mojżesza. Pod przewodnictwem Bożym Mojżesz stał się nowym człowiekiem, który wstrząsnął najpotężniejszym państwem świata owego czasu. Z Bogiem Mojżesz mógł czynić cuda! Kiedy Mojżesz wyciągał swoją laskę na ziemią egipską, Bóg kierował jego działaniami. Następował jeden cud za drugim, a wszystko zaczęło się od spotkania Mojżesza z Bogiem w dalekiej pustyni. Tak Bóg możną Swoją ręką wywiódł lud Izraela z Egiptu.

Każdy z nas, jak ten zwyczajny krzew rośnie na pustynnej ziemi. Bóg dziś pragnie dokonać w nas Swój cud. Jeśli tylko Jemu pozwolimy On wykona ten cud w nas. On pragnie, aby Twoje życie było owocne i miłe Bogu.
Jeśli jeszcze nie jesteś zbawiony, to dzisiaj Bóg chce spotkać się z Tobą. Pragnie spotkać się z Tobą sam na sam. Nie myśl, że możesz być zbawiony przyłączając się do tej lub innej denominacji. Twoje życie zmieni się tylko wtedy, gdy otworzysz drzwi Swojego serca Temu, który teraz stoi obok Ciebie, który oddał za Ciebie Swoje życie na Golgocie. Dziś, teraz Jezus Chrystus stoi u drzwi Twojego serca i pragnie spotkać się z Tobą. Chrystus mówi: " Oto stoję u drzwi i kołaczę. Jeśli ktoś usłyszy głos mój i otworzy drzwi, wstąpię do niego i będę z nim wieczerzał, a on ze mną. " (Obj. 3:20). Kiedy On wejdzie do Twojego serca, usłyszysz te słowa przebaczenia: " Synu, odpuszczone są grzechy twoje. " (Mar. 3:5).

Wezwij, a Jezus przystanie!


Czytając Ewangelię możemy zauważyć z jak wielkim oddaniem, gorliwością i niezachwianą determinacją szedł Chrystus do Jerozolimy, aby tam Swoją śmiercią dokonać dzieła odkupienia rodzaju ludzkiego.
Cofnijmy się jednak trochę wcześniej, gdy Jezus mówi Swoim uczniom, że musi iść do Jerozolimy, gdzie wiele wycierpi i będzie zabity. Piotr chce powstrzymać swojego Mistrza od tego kroku. I jak odrzekł mu Chrystus? Pan powiedział: " Idź precz ode mnie, szatanie! Jesteś mi zgorszeniem..." (Mat. 16:23).                                                                                               A jeszcze dużo wcześniej przed tym zdarzeniem Jezus powiedział o oczekujących Go cierpieniach i śmierci tak: " Chrztem mam być ochrzczony i jakże jestem udręczony, aż się to dopełni. " (Łuk. 12:50). W innym miejscu Ewangelii możemy przeczytać, że "… gdy dopełniły się dni kiedy miał być wzięty do nieba, (Jezus) postanowił pójść do Jerozolimy. " (Łuk. 9:51).                                                                                                                                    Chrystus nie pozwolił, aby cokolwiek odwracało Jego uwagę od wypełnienia tej głównej misji, dla której przyszedł na ziemię. Czym bardziej przybliżał się czas Jego odejścia, tym bardziej pragnął ją wypełnić.

I oto na kilka dni przed ukrzyżowaniem, w drodze do Jerozolimy kiedy miało się wypełnić wszystko to, co przepowiedzieli prorocy o Chrystusie, powiedziane są te dwa uderzające i pełne znaczenie słowa: "Jezus przystanął…" (Mar.10:49).
Co mogło zatrzymać Zbawiciela w drodze do Jerozolimy? Jaka siła mogła zatrzymać Syna Bożego w tak ważnej chwili Jego życia?                                                                                      Jezusa Chrystusa zatrzymał krzyk będącej w potrzebie duszy, płacz niewidomego żebraka, rozpaczliwy krzyk bezradnego i strapionego człowieka! Tak, Chrystusa pochłoniętego jedynym pragnieniem, pragnieniem wypełnienia woli Ojca zatrzymuje modlitwa jednego biednego grzesznika!

Gdy Jozue wobec Izraela powiedział: "Słońce, zatrzymaj się…" - ono zatrzymało się. Możemy tu podziwiać tak niesamowitą moc, jaką Bóg dał człowiekowi pozwalając mu zmienić naturalny ruch Słońca. Ale w przypadku Bartymeusza, modlitwa ślepca okazała się silniejszą od modlitwy Jozuego, ponieważ ten żebrak zatrzymał nie bieg natury, ale Tego, Który ją stworzył. Pomyślmy nad tym, jak wielka to łaska, jaką moc Bóg dał człowiekowi! Jaka siła i moc w jednym okrzyku duszy będącej w potrzebie! Czy kiedykolwiek zastanawialiście się nad tym jaką moc ma wiara?

Ale ktoś może zapytać: Czy taka moc dostępna jest dzisiaj dla człowieka? Bogu niech będą dzięki! Nasz Zbawiciel, Jezus Chrystus wczoraj i dziś, Ten sam na wieki! Jestem całkowicie przekonany, że i dziś krzyk duszy człowieka może zatrzymać Chrystusa, tak, jak wtedy przystanął On na wołanie niewidomego Bartymeusza!                                                      Zwróćmy uwagę, że ślepy Bartymeusz wołał do Pana, ale nie o przejrzenie i zbawienie swojej duszy. Nie o to on prosił, choć bardziej potrzebował duchowego przejrzenia, a nie uzdrowienia fizycznej ślepoty. Bartymeusz chciał widzieć i wierzył, że Zbawiciel może go uzdrowić – może przywrócić mu wzrok.
Tak więc Bartymeusz przyszedł do Chrystusa z pragnieniem cielesnym. Ślepota fizyczna pobudziła go do wzywania Pana, nie zaś główna jego potrzeba, potrzeba duchowa. Tym niemniej Jezus usłyszał jego wołanie. Ale tu należy podkreślić, że ta ludzka potrzeba, którą uważał za główną, doprowadziła go do poznania Zbawiciela. Gdy otworzyły się oczy tego człowieka, on ujrzał Zbawiciela i w tym samym momencie przejrzał duchowo, stając się prawdziwym naśladowcą Chrystusa.

My nie zawsze jesteśmy w stanie znać i widzieć nasze rzeczywiste potrzeby i dlatego Pan dopuszcza w naszym życiu różne próby cielesne, powodując tym samym, że modlimy się i wołamy o pomoc. Głównie jednak poprzez te próby Pan chce pokazać nam, że w rzeczywistości nasz niedostatek – jest duchowy. Dlatego niezależnie od tego jaka byłaby nasza potrzeba, przede wszystkim wykorzystajmy tą niesamowitą moc, która jest nam dana – tj. wiarę! A wiara wyraża się w wołaniu do Pana w dniu próby i ucisku! To wołanie zwróci uwagę naszego Zbawiciela na nas, wtedy On pomoże i wybawi nas w potrzebie. Chwała mu za Jego łaskę!

A teraz spójrzmy na tego, którego wiara spowodowała, że przystanął Jezus z Nazaretu, Syn Boży, Zbawiciel świata. To była wiara niewidomego żebraka. To nie Herod, nie Piłat, ani żaden arcykapłan lub uczony w Piśmie wpłynął na Pana i zmienił Jego pragnienie w drodze do Jerozolimy.
Wręcz przeciwnie, ci ludzie tylko przyspieszali kroki Pana przed siłami piekła, by dopełnił odkupienia rodu ludzkiego Swoją śmiercią na krzyżu Golgoty! Herod słyszał wiele o Jezusie, miał też nadzieję ujrzeć jakiś cud uczyniony przez Pana. Ale na wszystkie jego pytania (a były one swego rodzaju krzykiem) Jezus nic mu nie odpowiedział. A ten nieszczęśliwy, ubogi i ślepy żebrak swoim wołaniem zatrzymał Chrystusa!

Modlitwa Bartymeusza nie była wyuczoną religijną formułką. To była modlitwa pochodząca z głębi złamanego serca człowieka, którego gorącym pragnieniem było przejrzeć i ujrzeć światło Boże po wielu latach życia w ciemności.                                                                            Jeśli głębiej wnikniemy w modlitwę Bartymeusza, to zrozumiemy dlaczego Pan nie mógł odmówić jego prośbie. Modlitwa Bartymeusz była prośbą o łaskę, o zmiłowanie: "… Jezusie, Synu Dawida! Zmiłuj się nade mną! " (Mar. 10:47). Właśnie dlatego Chrystus zatrzymał się.
Drogi bracie lub siostro, jeśli chcesz otrzymać coś od Pana, to jest to możliwe tylko dzięki łasce Bożej, a nie przez Twoje osobiste zasługi! Jeśli myślisz, że w Tobie jest coś, co zasługuje na łaskę Bożą, to uwierz, że Jezus z Nazaretu nie przystanie przy Tobie. Taka modlitwa nigdy nie zatrzyma Zbawiciela! Chrystus powiedział: " Nie przyszedłem wzywać do upamiętania sprawiedliwych, lecz grzesznych. " (Łuk. 5:32).

Przypomnijmy, jak modlił się człowiek pełen pychy? On myślał, że dzięki swojemu wielosłowiu i krasomówstwu będzie usłyszany przez Boga. Myślę, że taka modlitwa jest jak para, która jest przez krótki czas, a potem znika. A modlitwa pokornego grzesznika bijącego się w pierś i wołającego: " Boże, bądź miłościw mnie grzesznemu! " - dochodzi do Boga, ponieważ " Bliski jest Pan tym, których serce jest złamane, A wybawia utrapionych na duchu. " (Ps. 34:19).

Jeśli przychodzisz do Boga i prosisz Go, aby dał Ci według Swojej łaski i miłosierdzia, a nie według Twoich zasług, nawet jeśli nie wiesz jak się modlić, to wiedz, że Bóg cię usłyszy. Mając nadzieję tylko w Jego łasce, możesz przyjść do Boga w modlitwie tylko z trzema słowami - Wybaw mnie, Panie! Wybacz mi Panie! Pomóż mi! A Chrystus zatrzyma się i tak jak niegdyś zapytał Bartymeusza, zapyta Cię: " Co chcesz, abym ci uczynił? " (Łuk. 18:41). Czy w tych słowach nie przejawia się cała szerokość, długość, wysokość i głębokość miłości i dobroci Bożej?! Chrystus powiedział: "… o  cokolwiek prosić będziecie w imieniu moim, to uczynię…" (Jana 14:13).                                                                                                                   Przykład Bartymeusza pokazany jest nam po to, abyśmy nie upadali na duchu, ale z ufnością wierzyli Bogu, że w dniu próby, gdy wezwiemy Pana, On usłyszy i wybawi nas od wszystkich utrapień.

Chciałbym wspomnieć jeszcze o jednym, a mianowicie, że wielu ludzi pragnąc poderwać wiarygodność Pisma Świętego pokazuje przykład uzdrowienia Bartymeusza jako jeden z dowodów na sprzeczności w Biblii. Krytycy biblijni wysuwają zarzuty względem tych fragmentów podważając spójność i nieomylność Pisma Świętego. Wskazują oni na to, że Ewangelista Łukasz mówi, że zbliżając się do Jerycha Jezus spotkał niewidomego i uzdrowił go przed tym, jak wszedł do Jerycha. Ewangelista Marek mówi nam, że Jezus spotkał żebraka imieniem Bartymeusz wychodząc z miasta, a w Ewangelii Mateusz mówi, że Chrystus uzdrowił dwóch żebraków również wychodząc z Jerycha, ale żadne z imion nie jest wymienione.

We właściwej interpretacji Biblii czasami pomagają nam odkrycia archeologiczne. I tak prace niemieckiego archeologa Ernesta Sellina, który na początku XX wieku prowadził prace wykopaliskowe na terenie Jerycha doprowadziły do odkrycia, że za czasów Jezusa, Jerycho było miastem bliźniaczym. Stare miasto żydowskie leżało w odległości około półtora kilometra od nowego Jerycha, miasta rzymskiego. (J. Free, H. Vos: Archaeology and Bible History, 1964, s. 295).                                                                                                      Możliwe jest, że Marek i Mateusz opisując to zdarzenie mówią o mieście żydowskim, które Chrystus już opuścił, Łukasz zaś o rzymskim, do którego jeszcze nie wszedł.                      Jeszcze kwestia liczby uzdrowionych osób, tzn. jeden czy dwóch mężczyzn. Mogą być dwa wytłumaczenia. Jedno to, że Marek i Łukasz opisując skupiają uwagę na jednym z tych dwóch ślepców, Mateusz zaś podał faktyczną liczbę osób. Powodem dla którego Mateusz wzmiankuje dokładną liczbę dwóch uzdrowionych osób, jest to, że jego Ewangelia pisana była głównie do Żydów, dla których każde świadectwo musi być oparte na zeznaniu minimum dwóch osób. (VMoj. 19:15).

Jest jeszcze pogląd mówiący, że rzecz idzie nie o jednym przypadku, ale co najmniej dwóch lub trzech podobnych przypadkach. Jerycho był bogatym miastem, a przy drodze w pobliżu miasta zawsze było dużo żebraków i niewidomych. A gdy jeden z nich wezwał przechodzącego Zbawiciela i został uzdrowiony, to inni usłyszawszy o cudzie jaki się dokonał, także wzywali przechodzącego Jezusa i prosili o uzdrowienie.

Dziś Pan mówi nam: " Wezwij mnie w dniu niedoli, Wybawię cię, a ty mnie uwielbisz! " (Ps. 50:15). Kto z nas, poznawszy Pana nie zaświadczy: " Zanim zostałem upokorzony, błądziłem, Ale teraz strzegę twego słowa… Naucz mnie ustaw twoich! " (Ps. 119:67-68).

Proś, co ci mam dać?


Załóżmy, że Pan objawiłby się nam w nocy i powiedział: " Proś, co ci mam dać? " Jakbyśmy na to odpowiedzieli? Mamy pełną swobodę wyboru, więc możemy otrzymać wszystko, czego pragniemy!
Jeśli poważnie pomyśleć o takiej możliwości, to tak naprawdę, czy jesteśmy gotowi dzisiaj dać odpowiedź?

W Biblii istnieje kilka przykładów pokazujących człowieka stojącego właśnie przed taką możliwością. Klasycznym przykładem jest król Salomon. Bóg powiedział do niego we śnie "Proś, co ci mam dać? " (IKs.Król. 3:5). A jaka była odpowiedź? Król Salomon odpowiedział: " Daj przeto twojemu słudze serce rozumne, aby umiał sądzić twój lud, rozróżniać między dobrem a złem, inaczej bowiem któż potrafi sądzić ten twój ogromny lud. " (IKs.Król. 3:9). Zaraz po tych słowach Salomona czytamy w Biblii: " I podobało się Panu, że Salomon prosił o taką rzecz. " (IKs.Król. 3:10).

W IIKsiędze Królewskiej w 2 rozdziale opisane jest ostatnie zdarzenie z życia proroka Eliasza, tj. jego wstąpienie wśród burzy do nieba. Ale zanim to nastąpiło prorok Eliasz mówi do swojego duchowego spadkobiercy i przyszłego następcy, Elizeusza:  " Proś, co mam dla ciebie uczynić, zanim zostanę wzięty od ciebie…" (IIKs.Król. 2:9). Pełna swoboda wyboru: proś o co chcesz! I jak odpowiedział Elizeusz na taką propozycję Eliasza? A oto jego słowa: " Proszę, niech będzie dwójnasobny duch twój we mnie. " (IIKs.Król. 2:9)BG. On chce, aby "duch", który był w Eliaszu, był i w nim, ale podwójnie.                                         A jak Eliasz odpowiada mu: " O trudną rzecz poprosiłeś. Lecz jeśli mnie ujrzysz w chwili, gdy będę od ciebie wzięty, spełni ci się to, a jeśli nie, to się to nie spełni. " (IIKs.Król. 2:10).

Przypomnijmy, co Chrystus powiedział do Swoich uczniów: "... proście o cokolwiek byście chcieli, stanie się wam. " (Jana 15:7). Także pełna swoboda wyboru!                                            W Swojej ostatniej rozmowie z uczniami niedługo przed śmiercią Pan powiedział do nich: "... o cokolwiek byście prosili Ojca w imieniu moim, da wam. " (Jana 16:23).                              O co mają prosić? Jaka wspaniała możliwość była im dana: "... proście o cokolwiek byście chcieli, stanie się wam... O cokolwiek, byście prosili Ojca w imieniu moim, da wam. " (Jana 15:7, 16:23)! Jak ważne jest mądrze korzystać z tej możliwości.                                                   Nie ulega wątpliwości, że Pan chciał dać im coś wyjątkowego, ponieważ dalej mówi: "Dotąd o nic nie prosiliście w imieniu moim; proście, a weźmiecie, aby radość wasza była zupełna. " (Jana 16:24). Lekkomyślna odpowiedzieć na taką propozycję byłoby największym głupstwem. Odpowiedź musi być przemyślana, a na to trzeba czasu i przygotowania.

A teraz powracając do biblijnych przykładów. Co pobudziło Salomona by prosić o "serce rozumne"? (IKs.Król. 3:9). Wówczas miał już czterdzieści lat, był więc człowiekiem dorosłym. Jego ojciec, król Dawid umiera. Salomon zostanie więc następcą tronu. Jeszcze przed śmiercią król Dawid przykazał swojemu synowi: " Przestrzegaj wiernie służby Pana, Boga swego, i chodź jego drogami, przestrzegając jego ustaw ... aby ci się wiodło we wszystkim, co będziesz czynił ..." (IKs.Król. 2:3).                                                                            Salomon zrozumiał i uświadomił sobie, że nie poradzi sobie z obowiązkami króla, jeśli mu nie dopomoże Bóg.
Kiedy więc Pan ukazał mu się we śnie i rzekł: " Proś, co ci mam dać ", Salomon był gotowy dać odpowiedź. On widział, jak jego ojciec Dawid rządził narodem i słyszał polecenia ojca, dlatego mówi: "...Panie, Boże mój, Ty ustanowiłeś królem twego sługę w miejsce Dawida, mojego ojca, ja zaś jestem jeszcze bardzo młody [spójrzmy, jaka pokora] i nie wiem, jak należy postępować. A twój sługa jest pośród twojego ludu, który wybrałeś, ludu licznego, który trudno dokładnie zliczyć z powodu wielkiej jego ilości. " (IKs.Król. 3:7-8). I prosi Boga, aby dał mu "serce rozumne" (IKs.Król. 3:9). " I podobało się to Panu, że Salomon prosił o taką rzecz. Toteż rzekł Bóg do niego: Dlatego że o taką rzecz prosiłeś, a nie poprosiłeś dla siebie ani o długie lata życia, ani… o bogactwo, ani… o śmierć dla twoich wrogów, lecz prosiłeś o rozum, aby umieć być posłusznym prawu. Przeto uczynię zgodnie z twoim życzeniem: Oto daję ci serce mądre i rozumne, że takiego jak ty jeszcze nie było przed tobą i takiego jak ty również po tobie nie będzie. Oprócz tego daję ci to, o co nie prosiłeś, a więc bogactwo, jak też sławę, tak iż takiego jak ty męża nie będzie między królami po wszystkie dni twoje. " (IKs.Król. 3:10-13).

Co możemy powiedzieć o Elizeuszu i jego prośbie? Być może powinien prosić o coś innego? Jaka niezwykła i śmiała była jego prośba! Prosi o ducha, ale w dwójnasób, będącego w najmocniejszym proroku w historii ludu izraelskiego.                                                                  Czy ta prośba brzmi nieskromnie? Otóż nie, w tej prośbie widzimy pokorę Elizeusza. Zdaje on sobie sprawę, że wybrany został na następcę męża Bożego - Eliasza, dlatego w czasie posługi potrzebna mu będzie podwójna moc. Eliasz zaś mu powiedział: " Proś, co mam dla ciebie uczynić. " Elizeusz pomyślał: " Dobrze, będę prosił o to, co jest najbardziej konieczne: " Proszę, niech będzie dwójnasobny duch twój we mnie " - w przeciwnym razie nie poradzę sobie.                                                                                                                                                  Zauważmy, że on chodził za Eliaszem już kilka lat. Słuchał jego poleceń, obserwował jego posługę i zrozumiał, że żyć jak tak Eliasz można tylko w mocy Ducha Bożego. Teraz on już wiedział i był gotowy dać odpowiedź na słowa Eliasza.

Wyobraźmy sobie, jak nierozsądne postąpiłby Elizeusz gdyby rzekł do Eliasza: " Daj mi dar prorokowania, który ty ​​masz " lub " Daj mi moc, która może zesłać ogień z nieba. " lub " Daj mi wiarę, abym mógł otwierać i zamykać okna nieba jak ty czyniłeś." Jak ograniczone byłyby te jego prośby! Elizeusz poprosił więc: " Daj mi ducha, który jest w tobie, ale w dwójnasób. " Zrozumiał, że mając Ducha Bożego będzie miał wszystko - nie tylko dar prorokowania czy moc sprowadzania ognia z nieba, lub wiarę zamykającą i otwierającą niebiosa, ale będzie miał możliwość czynić wszystko, absolutnie wszystko, co rozkaże mu Bóg. On będzie miał nie tylko dary, ale i Samego Dawcę.

Jezus Chrystus dał taką samą możliwość swoim uczniom. Powiedział im: " ... proście o cokolwiek byście chcieli, stanie się wam. " (Jana 15:7). I rzekł to do nich kilka razy, choć w różny sposób.                                                                                                                              Zauważmy, że Chrystus powiedział te słowa przy końcu Swojej misji na ziemi, dzień przed Swoją śmiercią. Uczniowie przebywając z Nim przez trzy i pół roku cały ten czas słuchali Jego nauczań, widzieli cuda, które ​​Chrystus czynił, a teraz mówi, że musi ich opuścić. Ale przed tym, jak odejdzie Pan mówi im: " Zaprawdę, zaprawdę, powiadam wam: Kto wierzy we Mnie, ten także dokonywać będzie uczynków, które Ja czynię, i większe nad te uczyni, bo Ja idę do Ojca. " (Jana 14:12).

Zastanówmy się, co przeżyli i co myśleli uczniowie słysząc te słowa? Przecież powiedział, że idzie do Ojca, Jezus pozostawia ich, ale w tym samym czasie mówi im, że będą dokonywać uczynków, które On czynił i nawet większe niż On. Jak to możliwe? Czy to jest możliwe? A zaraz potem Chrystus mówi do nich: "… o cokolwiek prosić będziecie Ojca w imieniu moim, to uczynię ..." (Jana 14:13). Jeśli nam poruczono dokonywać dzieła, które On czynił, a może i większe, to co jest nam potrzebne? W takim razie, o co możemy prosić? Uczniowie prawdopodobnie byli zakłopotani. Oni nie wiedzieli o co prosić.

Ale nie śpieszmy się - trzeba wysłuchać to, co Jezus mówi dalej, On wiedział co im jest potrzebne. I zaraz mówi im: " Ja prosić będę Ojca i da wam innego Pocieszyciela, aby był z wami na wieki… " (Jana 14:16). Innego Pocieszyciela? Jakże to!
Uczniowie nie rozumieli tych słów Chrystusa. Kto mógłby zająć miejsce Jezusa! My Go znamy, miłujemy – czy możliwe jest by ktoś był lepszy od Niego? Kim jest ten inny Pocieszyciel? Nie, Panie, my chcemy, abyś pozostał z nami. Bez Ciebie my nigdzie nie pójdziemy, my nie chcemy żyć bez Ciebie. Ty Jesteś wszystkim dla nas. Prosimy: nie zostawiaj nas. "- takie myśli przychodziły zapewne do głowy uczniom. Chrystus znał ich myśli, więc rzekł do nich: " Ale że wam to powiedziałem, smutek napełnił serce wasze. " (Jana 16:6). I dalej Jezus mówi: " Lecz Ja wam mówię prawdę: Lepiej dla was, żebym Ja odszedł. Bo jeśli nie odejdę, Pocieszyciel do was nie przyjdzie, jeśli zaś odejdę, poślę go do was. " (Jana 16:7).

Tak więc z tych słów, które Chrystus powiedział do uczniów było jasne o co należało prosić. Załóżmy, że uczniowie prosiliby Pana by ich nie opuszczał, dlatego, że im lepiej być z Nim niż z nieznanym im Pocieszycielem, to czy mądrze by oni postąpili? Nie - mówi Chrystus - Lepiej dla was, żebym Ja odszedł. Bo jeśli nie odejdę, Pocieszyciel do was nie przyjdzie. Kiedy On przyjdzie, On będzie nie tylko z wami, jak Ja byłem, ale On będzie w was. " Nie zostawię was sierotami, przyjdę do was. " (Jana 14:18).

Przypomnijmy, dlaczego lepiej, aby Pocieszyciel przyszedł do nas. To jest ten sam Ja. Chrystus mówi: Ja Duchem Świętym będę nie tylko z wami, ale Ja także będę w was. Chcę, byście prosili o Pocieszyciela, a Ojciec da go wam, Ducha prawdy. On wszystkiego was nauczy. Abyście mogli Go mieć, to Ja muszę iść na krzyż Golgoty, aby wykupić was Swoją śmiercią.
" Ogień przyszedłem rzucić na ziemię - mówi Chrystus do Swoich uczniów - i jakże bym pragnął, aby już płonął! " (Łuk. 12:49). Mówi im o Duchu Świętym. Pragnieniem Jego serca było to, aby Ten oczyszczający i ożywiający ogień zapalił się w sercach tych, którzy w Niego wierzą. " Ale – mówi im - nie mogę dać Go, dopóki nie dopełni się przebłagalna ofiara: Chrztem mam być ochrzczony i jakże jestem udręczony, aż się to dopełni! " (Łuk. 12:50).

I tak, gdy dopełniła się Jego ofiara, Chrystus zmartwychwstał, a w dniu Pięćdziesiątnicy wierzący w Niego nie tylko otrzymali dary, moc lub błogosławieństwo - ale teraz zostali napełnieni Bogiem: posiadali Ducha Świętego, Boga Wszechmogącego. A jeśli Wszechmogący Bóg jest nie tylko z nami, ale i w nas, to czy coś dla nas jest niemożliwe? W ciele Chrystus był Immanuelem, co oznacza "Bóg z nami", a Duchem Świętym - On - Bóg zamieszkał  i przebywa w nas. To właśnie jest obietnica Ojca, dar Ducha Świętego.

Wracając do możliwości, od której zacząłem ten rozdział: " Proś, co ci mam dać? " - niech każdy z nas zastanowi się jak na nią odpowie? O co teraz poprosi? Pierwszy krok, który musi uczynić jest bardzo prosty – przyjść do Pana ze słowami szczerego upamiętania i prosić! Co może być prostszego, niż prosić? Każdy może przyjść i prosić, gdyż my potrzebujemy jednego, potrzebujemy Boga.                                                                                       Po to i przyszedł Chrystus na ziemię, aby nas odkupić i dać nam wspaniały dar życia. Gdy mamy Chrystusa, mamy wszystko.                                                                                                 Apostoł Piotr w dzień Pięćdziesiątnicy mówi: " Upamiętajcie się i niechaj się każdy z was da ochrzcić w imię Jezusa Chrystusa na odpuszczenie grzechów waszych, a otrzymacie dar Ducha Świętego. Obietnica ta bowiem odnosi się do was i do dzieci waszych oraz do wszystkich, którzy są z dala, ilu ich Pan, Bóg nasz, powoła. " (Dzieje 2:38-39).

Szukaj na tym blogu

Followers

Obsługiwane przez usługę Blogger.