Dlaczego Jezus Chrystus musiał przechodzić przez Samarię?
Moje dzisiejsze rozważanie chciałbym poświęcić tej części 4 rozdziału Ewangelii Jana która mówi o spotkaniu Jezusa Chrystusa z Samarytanką, o Jego rozmowie z nią i o jej nawróceniu. Jest to jeden z bardziej znaczących fragmentów Pisma Świętego, który jest znany większości wierzących. Wiele jest kazań i rozważań na temat tego zdarzenia przy studni w Sychar, jednak z każdym nowym czytaniem, rozmyślając nad tym 4 rozdziałem Ewangelii Jana, Duch Święty odkrywa mi nowe, wcześniej niezauważone prawdy. Dzisiaj, zaczynając analizować ten rozdział, chciałbym podejść do niego z modlitwą prosząc Ducha Świętego, aby dał jeszcze większe zrozumienie tego rozdziału Ewangelii, mimo że jest nam tak znany.
Zwrócimy uwagę na początkowe słowa wypowiedziane w pierwszych 4 wersetach tego 4 rozdziału. Są one bardzo ważne, gdyż w nich znajdziemy prawdy, które należy wziąć pod uwagę, aby zrozumieć resztę tego czwartego rozdziału. W tym celu spójrzmy na pierwsze 4 wersety, które mówią: „A gdy Pan się dowiedział, że faryzeusze usłyszeli, iż Jezus zyskuje więcej uczniów i więcej chrzci niż Jan, Chociaż sam Jezus nie chrzcił, ale jego uczniowie. Opuścił Judeę i odszedł z powrotem do Galilei. A musiał przechodzić przez Samarię. „
Pierwszą rzeczą, na którą należy zwrócić uwagę, jest to, że Chrystus opuszcza Judeę i powraca do Galilei. Po drodze jednak zatrzymuje się w Samarii. W dalszej części tego rozdziału jest powiedziane, że przebywał w Samarii dwa dni, a to, co wydarzyło się w tym mieście jest opisane w dalszej części tego rozdziału. Dlaczego Pan opuścił Judeę. Dlaczego ją pozostawił? Chrystus dowiedział o czymś i ta wiedza skłoniła Go do tego. A co się dowiedział? Dowiedział się, że do faryzeuszy dotarła pogłoska, że pozyskuje i chrzci więcej uczniów niż Jan. Tak, wielki sukces Jego posługi nie umknął uwadze przywódców religijnych. Już posługa Jana, jego ogromna popularność, zaniepokoiła ich. Ale teraz widząc, że Chrystus odnosi jeszcze większy sukces niż Jan, ogarnia ich strach.
W rozdziale 3 Ewangelii Jana czytamy, jak Żydzi spierali się z uczniami Jana na temat oczyszczenia. Z tego faktu jasno widzimy, że chrzest Jana, jego posługa była sprzeczna z ich nauczaniem. I zauważmy, że zaraz po tym sporze uczniowie Jana przychodzą do niego, tj. do Jana i mówią: „(Rabbi) Mistrzu! Ten, który był z tobą za Jordanem, o którym ty wydałeś świadectwo, oto On chrzci i wszyscy idą do niego. „ (Jana 3:26). Czy rozumiecie, co się tutaj dzieje? Tym faryzeuszom udało się wzbudzić zazdrość w uczniach Jana Chrzciciela. Ich celem było wbicie klina między Janem Chrzcicielem a Chrystusem. Ale to im się nie powiodło. Jan krótko i wyraźnie swoim uczniom odpowiada: „On (tj. Chrystus) musi wzrastać, a ja stawać się mniejszym. „ (Jana 3:30). Widząc swoją porażką faryzeusze teraz całkowicie skupiają całą swoją uwagę na Jezusie Chrystusie. Chcą za wszelką cenę Go uciszyć, gdyż wszyscy za Nim podążają. Okazało się bowiem, że ten drugi stał się dla nich bardziej niebezpieczny niż ten pierwszy. Gdy Chrystus dowiedział się o tym, opuścił Judeę i wraca do Galilei.
Widzieliśmy już w rozdziale 2 Ewangelii Jana, jak po oczyszczeniu świątyni, gdy Chrystus wypędził z niej tych, którzy sprzedawali owce, gołębie i wekslarzy, to wywołało to gniew ze strony faryzeuszy. „Jaki znak pokażesz nam na dowód, że ci to wolno czynić? „ - mówią do Niego. (Jana 2:18). I wtedy rozpoczął się konflikt między faryzeuszami a Chrystusem. A teraz dotarła do nich wiadomość, że Ten, który oczyścił świątynię i ukazał ich hipokryzję, teraz odnosi niebywały sukces nawet większy niż Jan Chrzciciel. Chrystus widząc że konflikt będzie jeszcze bardziej się zaostrzał, opuszcza więc Judeę. Jasne jest, że Jezus w tym przypadku unika nie tylko zagrażających kłopotów, ale nawet niebezpieczeństw.
Ale ktoś powie: czy słusznie, że tak postąpił? Czy powinniśmy unikać niebezpieczeństwa? Czy Chrystus nie powinien pozostać tam na miejscu, a nie opuszczać miejsca zagrożenia? Widzimy, że Jezus wielokrotnie unikał takich sytuacji. Na przykład w 12 rozdziale Ewangelii Mateusza jest powiedziane, że „faryzeusze, wyszedłszy, naradzali się przeciwko niemu, w jaki sposób go zgładzić. A gdy się o tym Jezus dowiedział, odszedł stamtąd. „ (Mat. 12:14-15). Tak więc nie był to pierwszy, ani ostatni raz, gdy Chrystus odszedł będąc w niebezpieczeństwie.
Drodzy przyjaciele, nie możemy powiedzieć, że zawsze postępujemy niewłaściwie, unikając niebezpieczeństwa. W tym sam Chrystus jest dla nas przykładem. Zdarzają się jednak i takie przypadki, że opuszczając miejsca zagrożenia, grzeszymy. Powinniśmy pozostać, a my uciekamy. I tu pojawia się pytanie: jak właściwie wiedzieć, kiedy musimy pozostać, a kiedy opuścić miejsce zagrożenia. Czym powinniśmy się kierować, jakimi zasadami? Czy możemy to wiedzieć na pewno?
Czym kierował się Chrystus? Strachem przed faryzeuszami? Oczywiście, że nie. Wiemy, że trzy lata później, gdy przyszli Go aresztować i prowadzili na ukrzyżowanie, to On nie protestował. Tak, mógł prosić swojego Ojca, aby wystawił Mu więcej niż dwanaście legionów aniołów, jak sam powiedział, ale On tego nie uczynił. Tym razem przyszli po Niego, jak po złodzieja, z mieczami i kijami, aby Go pojmać, a On nie powstrzymywał ich. Ale tu nie było zagrożenia w takiej formie, a mimo to odszedł z Judei. Jasne jest, że Jezus nie kierował się strachem, a jednocześnie nie kierował się tym, co wydawało się korzystne lub celowe w danych okolicznościach. Prawdę jest, że tutaj okoliczności powiedziały - oddal się i On to uczynił.
Ale to nie okoliczności były powodem takiej Jego decyzji, ale coś innego. A co to było? Otóż, On był pod stałym przewodnictwem woli Swojego Ojca. Nikt nie mógł podnieść na Niego ręki, gdyż jeszcze nie nadeszła Jego godzina. Ale wtedy pojawia się pytanie: dlaczego w ogóle musiał oddalić się z Judei? Gdyby pozostał tam to i tak nikt nie mógłby Go tknąć. Przecież nie nadeszła jeszcze Jego godzina. Pozostanie byłoby jednak kuszeniem Boga. Pamiętamy, jak diabeł kusił Jezusa i powiedział do Niego: rzuć się w dół. To jak odpowiedział mu Jezus? „Napisane jest również: Nie będziesz kusił Pana, Boga swego. „ (Mat. 4:7). Chrystus kierował się wyłącznie wolą Ojca i bez względu na to, jak wiele razy diabeł nie cytował by Pismo Święte, Chrystus nie uczynił by tego bez nakazu Ojca. „Syn nie może sam od siebie nic czynić, tylko to, co widzi, że Ojciec czyni; co bowiem On czyni, to samo i Syn czyni. " (Jana 5:19).
Widzimy więc, że Chrystus kierował się nie tylko bezpośrednim kontaktem ze swoim Ojcem, ale także Pismem Świętym. Głos Ojca i Pismo Święte były przewodnimi czynnikami w Jego ziemskim życiu. Zauważmy, że zaraz po tym, jak powiedział, że mógłby prosić Ojca by wystawił 12 legionów aniołów, aby zapobiec Swojej śmierci, powiedziane jest: „Ale jak by wtedy wypełniły się Pisma, że tak się stać musi? „ (Mat. 26:54). A w następnym wersecie Jezus dalej mówi: „Wyszliście jak na bandytę z mieczami i kijami, aby mnie schwytać. Codziennie siadałem z wami, nauczając w świątyni, a nie schwytaliście mnie. Ale to wszystko się stało, aby się wypełniły Pisma proroków. „ (Mat. 26:55-56).
Drodzy przyjaciele, tu ukazany jest nam wspaniały przykład zachowania się. My w swoim postępowaniu musimy kierować się głosem Bożym i tym, co mówi Słowo Boże. Ale czasami zdarza się tak, że nie ma głosu Bożego i nie ma jasnego wskazania Słowa Bożego. Jakże często spotykamy się z takim pytaniem: jak mogę poznać, że to wola Boża? Jestem zagubiony, nie wiem jak postąpić w danym przypadku, nie wiem, którą drogę wybrać? Tak, zdarza się to w naszym życiu. Mamy przed sobą dwie lub trzy możliwości wyboru i wszystkie one wydają się nam dobre. Wydaje się jak gdyby którykolwiek wybór jest właściwy, a przecież wiemy, że tylko jeden z nich może być słuszny. I mało tego, znajdując się w danej sytuacji nie możemy znaleźć jasnego wskazania w Biblii. W takich przypadkach niejasności, gdy nie wiemy, którą drogę wybrać, powinniśmy czekać, aż Pan nam ją wskaże. W większości przypadków przyczyną naszych trudności w prowadzeniu Bożym jest nasza niecierpliwość. Gdy Chrystusa namawiali jego bracia, by poszedł na święto Namiotów do Jerozolimy, to On odpowiedział im: „Czas mój jeszcze nie nadszedł, lecz dla was zawsze jest właściwa pora. „ (Jana 7:6). Z tych słów widzimy, że On kierował się czasem wyznaczonym przez Ojca, tj. harmonogramem ustalonym przez Ojca, a oni swoim i one nie były zgodne. Czy nasz harmonogram pokrywa się z harmonogramem Boga? To jest tak ważne, moi drodzy przyjaciele. Gdy nie ma głosu Bożego i gdy w Słowie Bożym nie ma wyraźnej wskazówki, jak postąpić w konkretnej sytuacji, wtedy pozostaje tylko czekać i wierzyć, że Bóg w odpowiednim czasie wszystko wyjaśni.
I tu właśnie nasz wróg i nasza niecierpliwość podpowiadają nam - działaj, nie czekaj, coś trzeba zrobić. Pamiętamy, jak apostoł Paweł musiał udać się do Troady i tam czekać, aż Bóg jasno i zdecydowanie powie mu, co ma robić i dokąd powinien się udać. Była okazja do głoszenia Słowa w Pamfilii, była okazja do służby w Azji i oba te drzwi zamknęły się przed nim. I w Pamfilii była potrzeba i w Azji była potrzeba, niemniej jednak w obu przypadkach Duch Święty mu przeszkodził. Pamiętajmy, że sama potrzeba nie określa woli Bożej. Znajdując się pod wolą Bożą my zawsze znajdziemy potrzebę, ale potrzeba jako taka nie określa woli Bożej. W Troadzie, gdy Paweł nie mógł już iść dalej, Bóg w ciszy nocy objawił mu Swoją wolę. Bóg nałożył swoje weto na dwie możliwości głoszenia Słowa i poprowadził go zupełnie inną drogą, której Paweł nawet sobie nie wyobrażał. Pan otworzył mu drogę w zupełnie innym kierunku, na inny kontynent.
Pomyślmy, co by się stało, gdyby Paweł się pośpieszył, nie czekał na widzenie od Boga, na Boże prowadzenie. Wtedy historia Kościoła zostałaby napisana zupełnie inaczej. Ale Paweł był posłuszny i cierpliwie czekał na wskazówki z góry i dlatego Ewangelia dotarła na kontynent europejski.
Mój przyjacielu, być może jesteś teraz w takiej sytuacji, że nie wiesz, jak zdecydować, jak postąpić. Pozostaje Ci tylko jedno - czekać, aż Bóg da Ci jasną odpowiedź. Póki co, nic nie czyń, tylko zaufaj Panu, wierz, że w odpowiednim czasie On ci wskaże drogę. Spójrz, jak prorok Izajasz mówi: „Kto wśród was boi się Pana, niech słucha głosu jego sługi. Kto chodzi w ciemności i nie jaśnieje mu promień światła, ten niech zaufa imieniu Pana i niech polega na swoim Bogu! „ (Iz. 50:10). Pozostaje Ci tylko jedno - zaufać wierności Boga i umacniać się w Jego słowie. A gdy przyjdzie czas, Ty usłyszysz jasny i wyraźny głos: to jest droga, idź nią.
I tutaj chciałbym dodać parę słów przestrogi. Spójrzmy, co prorok Izajasz mówi dalej: „Oto wy wszyscy, którzy rozniecacie ogień, a przepasujecie się iskrami, chodźcież w światłości ognia waszego, i w iskrach, któreście rozniecili; z ręki mojej wam się to stanie, że w boleści leżeć będziecie. „ Drodzy przyjaciele, nieustannie stajemy przed wyborem, nie raz, nie dwa czy trzy, ale nieustannie, aby wybrać między tym, co Boże, a tym co ludzkie. Jeśli ulegniemy ogniowi naszej zazdrości i zniecierpliwienia, wtedy będzie to dla nas udręką. A jeśli w pokorze będziemy czekać na Jego polecenie i podążymy za Nim, to nasze życie nie tylko będzie pożyteczne, ale spełni Boży cel i uwielbi Go. Niech sam Duch Boży oświeci każdego z nas, abyśmy umieli rozróżnić, co jest wolą Bożą, co jest dobre i miłe Bogu. Ale w większości przypadków Bóg nie pozostawia nas w niewiedzy o Swojej woli. Jego Słowo zostało nam dane jako lampa dla stóp naszych, aby nasza droga była miła Bogu. Pamiętajmy, że Duch Święty i Słowo Boże nigdy nie są sobie sprzeczne. Zawsze panuje między nimi pełna harmonia. Duch Święty nigdy nie powie nam, co jest niezgodne ze Słowem Bożym.
Na zakończenie chcę powiedzieć tym, którzy jeszcze nie poznali Chrystusa, że On nie jest jeszcze waszym osobistym Zbawicielem. Tobie mój przyjacielu Słowo Boże wyraźnie mówi: upamiętaj się i uwierz Ewangelii. Taka jest wola Boża w Chrystusie Jezusie o Tobie. Bóg nie chce śmierci grzesznika. Jego wolą jest, abyś został zbawiony. Dlatego teraz możesz otrzymać przebaczenie grzechów i życie wieczne wiarą w Jezusa Chrystusa. Uwierz w Niego, a będziesz zbawiony. Niech Bóg Ci w tym dopomoże. Amen.