Uzdrowienie chromego.
Uzdrowienie chromego było pierwszym cudem dokonanym przez apostołów po zstąpieniu na nich Ducha Świętego i narodzinach Kościoła. Oto jak napisano o tym wydarzeniu: „Piotr i Jan weszli razem do świątyni w godzinie modlitwy, o dziewiątej. I niesiono pewnego męża, chromego od urodzenia, którego sadzano codziennie przy bramie świątyni, zwanej Piękną, aby prosił wchodzących do świątyni o jałmużnę; Gdy zobaczył Piotra i Jana, jak mieli wejść do świątyni, prosił ich o jałmużnę. A Piotr wraz z Janem, wpatrzywszy się uważnie w niego rzekł: Spójrz na nas. On więc spojrzał na nich uważnie, spodziewając się, że coś od nich otrzyma. Wtedy Piotr powiedział: Nie mam srebra ani złota, lecz co mam, to ci daję: W imieniu Jezusa Chrystusa z Nazaretu, wstań i chodź! A ująwszy go za prawą rękę, podniósł go. I natychmiast wzmocniły się jego nogi i kostki. A on zerwał się, wstał i chodził. Wszedł z nimi do świątyni, chodząc, skacząc i chwaląc Boga. ” (Dzieje 3:1-8).
Czytając w Ewangeliach opis ziemskiego życia Jezusa Chrystusa możemy zauważyć, że każdy cud dokonany przez Jezusa miał pewne znaczenie duchowe. To samo dotyczy i tego cudu. Poprzez cud uzdrowienia chromego Duch Święty chce powiedzieć coś bardzo ważnego każdemu z nas, zarówno wierzącym, jak i tym, którzy jeszcze nie poznali Pana.
Wyobraźmy sobie taką sytuację? Człowiek siedzi u drzwi świątyni dzień po dniu, rok po roku i tak przez ponad czterdzieści lat. On jest takim od urodzenia, jest żebrakiem, absolutnie bezradny, bezsilny, nie może sam wstać, więc siedzi i błaga o jałmużnę przy bramie świątyni. O czym to nam mówi? Ten chromy żebrak jest jakby praobrazem problemów i potrzeb całej ludzkości, które leżą na schodach Kościoła. One są tak wyraźne, żywe i ostre. A jak my rozwiązujemy te problemy? Co robimy, aby ulżyć i pomóc tej nieszczęsnej ludzkości? Czy wyciągamy do niej rękę wiary i zbawienia? Spójrzmy, ile czasu i energii poświęca się na kłótnie, długie dyskusje, rozmowy o tym, jak ludzie doszli do takiego stanu, że stali się zniedołężniali, bezsilni i bezradni. A jeśli ktoś tonie, powiedzcie mi, co jest ważniejsze, dowiedzieć się, jak on wpadł do wody i dlaczego nie może się uratować, czy jak go uratować? Przy całej naszej tak zwanej wysokiej kulturze, postępie, wiedzy i zdobyczach nauki sytuacja ludzkości wcale się nie poprawiła, wręcz przeciwnie, pogorszyła się. Teraz pytanie, które należy zadać nie dotyczy tego, w jaki sposób człowiek stał się takim, ale jak pomóc mu wyjść z tej sytuacji. Teraz nie czas na filozofowanie o tym, jak to się stało i dlaczego tak jest, ale nadszedł czas, aby podać mu pomocną dłoń, aby go ratować.
Niektórzy być może będą sprzeciwiać się takiemu przedstawianiu człowieczeństwa, że jest ono zbyt przesadzone, że człowiek nie jest taki zły. Czy możecie to udowodnić? Podnieść się dzięki sile dobrych intencji, moralności i poczucia własnej wartości? Jeśli potraficie sami wstać, to mogę zapewnić, że będziecie pierwszymi w historii ludzkości. To jest podobne do tego, jak byście wyciągali siebie z bagna za włosy. Chroma od urodzenia ludzkość jest na wyciągnięcie ręki. Ona siedzi, nie mogąc samodzielnie wstać i wejść do świątyni. I to jest doskonała okazja dla nas, by dostrzec tych nieszczęśliwych ludzi i pomóc im wstać i wprowadzić ich do świątyni. Niestety my często nie widzimy wyciągniętej do nas zmęczonej ręki i nie słyszymy smutnego i żałosnego błagania o pomoc. Dlaczego? Jesteśmy tak zajęci innymi sprawami, że nie dostrzegamy ani nie słyszymy „chromego„ człowieka. Do niego tak przywykliśmy, że wydaje się nam, jakby on w ogóle nie istniał. Odizolowaliśmy się od ginącej ludzkości leżącej na progu naszych świątyń.
Ale czy Piotr i Jan tak postąpili? Spójrzmy na werset 4, rozdział 3 Księgi Dziejów: „A Piotr wraz z Janem, wpatrzywszy się uważnie w niego…”, to znaczy zatrzymali się i tylko spojrzeli na niego. Nie, oni wpatrzyli się uważnie w niego. To było skupione, uważne spojrzenie na człowieka! Łatwiej byłoby przejść obok tego chromego człowieka. W końcu szli do świątyni na modlitwę. Co więcej, mogli być zajęci rozmową i byłoby naturalne, że nie zauważyli tego biedaka. Ktoś by powiedział, niezbyt atrakcyjny widok i o wiele wygodniej byłoby przyspieszyć kroku i odwrócić się, aby uniknąć sobie tego smutnego obrazu. Ale oni zatrzymali się i wpatrzyli się w niego uważnie.
Drodzy przyjaciele, zadajemy sobie pytanie: kiedy ostatni raz wyciągnęliśmy pomocną dłoń do ginącego człowieka? Kiedy powiedzieliśmy grzesznikowi o tym wszechmocnym, zbawczym imieniu Jezusa Chrystusa? Jeśli nasze chrześcijaństwo polega tylko na uczęszczaniu do kościoła, a nie słyszymy wołania ginących dusz, to cała nasza religia jest po prostu oszukiwaniem samego siebie, ona nie ma żadnej mocy. „Piotr wraz z Janem, wpatrzywszy się uważnie w niego rzekł: Spójrz na nas. " Cała tajemnica tkwi w tych trzech słowach – „spójrz na nas”! Dlaczego omijamy ludzi będących w potrzebie? Czy dlatego, że nie możemy im powiedzieć tych trzech słów? Piotr i Jan mogli to powiedzieć, ponieważ byli z Jezusem, mieli żywe doświadczenie społeczności z Nim, żyli w jedności z Nim, zostali napełnieni Duchem Świętym, płonęli miłością do Jezusa i do zagubionych dusz. Nie mieli srebra i złota, ale mieli to co najważniejsze i dlatego Piotr mógł powiedzieć: „Spójrz na nas. ” A taka wiara wpływa na innych! Jeśli ludzie spojrzą nam w oczy, to co w nich ujrzą? Oczy – to odbicie naszego wewnętrznego człowieka. Oczy mówią. One mogą wyrazić wszystko: wiarę i niewiarę, miłość i nienawiść, strach i odwagę.
Co mówią nasze oczy? Jeśli jesteśmy napełnieni życiem Chrystusowym i Duch Boży panuje nad nami a nasze serce jest wypełnione wiarą w Boga, to to życie, tę pełnię Ducha, tę wiarę przekazujemy innym. Ludzie zmęczeni tym chromaniem czekają kiedy do nich podejdziemy, zatrzymamy się, wyciągniemy rękę wiary i powiemy: „w imię Jezusa Chrystusa wstań i chodź!”
Jakim żałosnym było oczekiwanie chromego żebraka siedzącego przy bramie świątyni! Dla niego najcenniejszą rzeczą było otrzymanie kilku monet - srebrnych lub złotych. Jaka mała nadzieja na jeszcze jeden dzień, aby zabezpieczyć sobie chleb powszedni, aby przedłużyć swoją nieszczęśliwą egzystencję. Taki jest człowiek bez Boga. Żyje tylko teraźniejszością: dziś zjeść, dziś napić się i zabawić się, bo jutro umrę! Pomyślmy, jakie było rozczarowanie chromego, gdy mając nadzieję na jakąś jałmużnę, słyszy słowa Piotra: „Nie mam srebra ani złota… „ (Dzieje 3:6). Dlaczego się zatrzymałeś, ominął byś i poszedł dalej, a tak dodajesz nieszczęście do nieszczęścia! Ale Piotr kontynuuje, mówiąc: „lecz co mam, to ci daję: W imieniu Jezusa Chrystusa z Nazaretu, wstań i chodź! ”
Ani srebro, ani złoto nie jest w stanie rozwiązać naszych problemów. Świat jest dziś bogatszy niż w czasach apostołów, a jednocześnie jest bardziej żałosny i nieszczęśliwy niż kiedykolwiek. Nasze problemy nie zmniejszyły się, tylko się namnożyły. Co my możemy dać chromemu, nieszczęśliwemu, bezsilnemu człowiekowi siedzącemu przy bramie świątyni? To, co leczy ułomności, usuwa nieszczęścia, likwiduje ubóstwo – to prawdziwe chrześcijaństwo. Ono uzdrawia tych, których serca są skruszone, daje więźniom wyzwolenie, uciśnionych wypuszcza na wolność, daje zawój zamiast popiołu, olejek radości zamiast szaty żałobnej i pieśń pochwalną zamiast ducha zwątpienia. (Iz. 61:3). Kościół Chrystusowy jest powołany do dawania grzesznikom nie jałmużny, ale nowego życia w imię Pana Jezusa Chrystusa. Prawdziwe chrześcijaństwo bierze grzesznika za rękę i podnosi go w imię Jezusa Chrystusa.
Na tym przykładzie widzimy, że kontakt z grzesznikiem musi być osobisty. Naszym zadaniem jest przyjść do grzesznika i wyciągnąć do niego rękę. Często czekamy, gdy to on do nas podejdzie. Często myślimy, że powinien wydarzyć się jakiś cud i grzesznicy sami przyjdą do nas, a Pan mówi przez przypowieść: „Wyjdź na drogi i między opłotki i przymuszaj, by weszli, i niech będzie zapełniony dom mój. ” (Łuk. 14:23). Wszędzie wokół nas widzimy ginących ludzi. Oni patrzą na nas, mając nadzieję, że coś od nas otrzymają. Jak my się odnosimy do tego rozpaczliwego krzyku potrzeby? Czy słyszymy go? Czy widzimy tych chromych, bezradnych i bezsilnych ludzi? A może staliśmy się już tak zatwardziali, że nie słyszymy ich krzyków, nie widzimy ich beznadziejnego stanu i nie czujemy ich bólu i cierpienia? Jeśli tak, to pospieszmy do naszego Pana, wyznajmy Mu bezduszność i chłód naszego serca, aby On uzdrowił nasze serce, obdarzył nas Swoimi uczuciami, Swoim współczuciem i Swoją miłością, abyśmy nie tylko przeszli i spojrzeli na tego ledwo żyjącego człowieka, ale podali mu dłoń. Mamy przecież coś, czego nie można kupić ani za złoto, ani za srebro: miłość, przebaczenie i życie wieczne w Chrystusie Jezusie. „W imieniu Jezusa Chrystusa z Nazaretu, wstań i chodź! ” (Dzieje 3:6). Jesteśmy do tego wezwani. Jesteśmy świadkami Chrystusa, przez których On chce przekazać swoje zbawienie ginącej ludzkości.
A co się stało, gdy Piotr ująwszy za prawą rękę chromego, podniósł go? „I natychmiast wzmocniły się jego nogi i kostki. I zerwawszy się, stanął i chodził, i wszedł z nimi do świątyni, przechadzając się i podskakując, i chwaląc Boga. ” (Dzieje 3:7-8). Jakie cudowne skutki cudu, który spotkał chromego żebraka! Dla niego wszystko stało się nowe. Oprócz uzdrowienia fizycznego otrzymał nowe życie duchowe w Chrystusie, które rozpoczęło się od uwielbienia Boga. Jego usta wypełniły się słowami uwielbienia dla Boga. Wcześniej był żebrakiem, a teraz chwali Boga. Zaprawdę, „Kto ma Syna, ma życie, kto nie ma Syna Bożego, nie ma życia. ” (1Jana 5:12).
Ale ten żebrak otrzymał nie tylko nowe życie, ale także nowe siły. Wcześniej miał też nogi, ale nie były mu posłuszne. Ale gdy tylko dotknęła go moc Boża, jego stopy i kolana natychmiast się wzmocniły i zaczął nie tylko chodzić, ale nawet skakać. Apostoł Paweł mówi: „Wszystko mogę w Chrystusie, który mnie umacnia. ” (Flp. 4:13). Najpierw jednak musiał przyznać, że „ gdy chcę czynić dobro, trzyma się mnie zło. Mam bowiem upodobanie w prawie Bożym według wewnętrznego człowieka. Lecz widzę inne prawo w moich członkach, walczące z prawem mego umysłu, które bierze mnie w niewolę prawa grzechu, które jest w moich członkach. ” (Rzym. 7:21-23). Ale gdy Chrystus staje się naszą siłą, wtedy nasze stopy i kolana otrzymują siłę i możemy kroczyć drogami Pańskimi.
Zauważmy, że u tego człowieka pojawił się również entuzjazm. Gdy tylko tą mocą Bożą został uzdrowiony, zerwał się i zaczął sławić i chwalić Boga. Było z czego się cieszyć, prawda? Wyobraźmy sobie człowieka, który ponad czterdzieści lat, tj. od urodzenia nigdy nie stanął na nogach, przez całe życie nie uczynił ani jednego kroku i nagle stał się całkowicie zdrowy! Tak, otrzymał coś znacznie cenniejszego niż srebro i złoto - on mógł chodzić!
Ale on miał też nowe świadectwo. Jakie żywe, radosne i emocjonalne było jego świadectwo! Wszyscy znali tego człowieka, przez lata mijali go, a teraz nagle on podskakuje przed nimi i chwali Boga. Nie próbował ukrywać swojego świadectwa: „A wszyscy ludzie widzieli go chodzącego i chwalącego Boga. ” (Dzieje 3:9). Jednym słowem, świadczył zarówno stopami, jak i ustami! Nowe kroki i nowa mowa! Dwóch niepodważalnych świadków. Zawsze idą w parze. Między naszymi czynami i słowami musi być całkowita harmonia, wtedy ludzie uwierzą. W tekście powiedziane jest, że „ogarnęło ich zdumienie i oszołomienie z powodu tego, co mu się przydarzyło. „ (Dzieje 3:10).
Czy my mamy takie świadectwo? Czy nasze życie i nasze słowa powodują zdumienie wśród otaczających nas ludzi? Jeśli nie, to nasze świadectwo jest nieistotne. Zapytano pewnego młodego człowieka, jak radził sobie po swoim nawróceniu. Świetnie, odpowiedział, z powodzeniem ukończyłem szkołę średnią i studia i nikt nawet nie wiedział, że jestem wierzący. Oceńmy sami, jakie było to świadectwo. Pomyślmy, człowiek może wierzyć w Jezusa Chrystusa, zgadzać się ze wszystkimi doktrynami Pisma Świętego, odwiedzać świątynię i nie mieć tego, co najpotrzebniejsze - życia Chrystusowego. Opierając się na Słowie Bożym, mamy prawo wątpić, czy taki człowiek kiedykolwiek doświadczył zbawienia w swoim sercu. On ma je w głowie, ale jego serce pozostało nietknięte łaską Bożą. Co mówi Pismo? „Jeśli ustami wyznasz Pana Jezusa i uwierzysz w swoim sercu, że Bóg wskrzesił go z martwych, będziesz zbawiony. Sercem bowiem wierzy się ku sprawiedliwości, a ustami wyznaje się ku zbawieniu. ” (Rzym. 10:9-10).
Czy masz to zbawienie przyjacielu, o którym mówi Pismo? Czy jesteś zbawiony? Czy masz to szczere świadectwo, że Twoje grzechy zostały przebaczone? Czy wyznajesz ustami Chrystusa? Mój przyjacielu, sprawdź czy jesteś zbawiony? Może siedzisz u drzwi świątyni, co jakiś czas próbując wstać, ale nie masz siły, aby uczynić to samemu. W imię Jezusa Chrystusa wstań i chodź! Nie wahaj się dłużej. On teraz wyciąga do Ciebie Swoją dłoń. Chwyć swoją ręką Jego silną, zbawczą rękę, a będziesz zbawiony. Dałby Pan abyś uczynił to teraz. Amen.