Wierny pasterz miłuje owce.
W 10 rozdziale Ewangelii Jana Jezus Chrystus przedstawia Siebie jako Pasterza owiec. „Ja jestem dobrym pasterzem. Dobry pasterz oddaje swoje życie za owce. „ (Jana 10:11). W tych słowach Zbawiciel daje najbardziej wiarygodną oznakę dobrego pasterza, a mianowicie, pasterz kładzie swoje życie za swoje owce.
Nie tak, jak najemnik, który gdy widzi zbliżającego się wilka, porzuca swoją trzodę i ucieka, a wilk porywa i rozprasza owce. A dlaczego najemnik opuszcza owce? Chrystus mówi nam dlaczego on ucieka. Ponieważ nie zależy mu na owcach. Jemu jest wszystko jedno co stanie się z tymi owcami, on nie martwi się o nie z prostego powodu, on ich nie kocha. On jest tylko najemnikiem.
A najpewniejszą oznaką dobrego pasterza jest to, że on miłuje swoje owce i gotów jest oddać za nie swoje życie. Chrystus powiedział: „Nikt nie ma większej miłości od tej, gdy ktoś oddaje swoje życie za swoich przyjaciół. „ (Jana 15:13).
Właśnie tą miłością pasterz różni się od najemnika, że ma miłość do dziedzictwa Bożego, miłość, która jest gotowa oddać swoją duszę za owce.
Dlatego moi drodzy prawdziwy sługa Kościoła Chrystusowego, całkowicie oddany swojemu Panu, musi być odzwierciedleniem swojego Pana. Powiedziane jest o apostołach, że ich rozpoznawano przez fakt, że byli z Jezusem. Oni inaczej nie mieli jak przejawić cech, które są charakterystyczne dla Tego, Komu oni służyli.
Pierwszą rzeczą, jaką powinien okazywać wierny sługa Boży, jest miłość, miłość, która jest gotowa poświęcić siebie dla Ciała Chrystusowego, dla dobra Kościoła Bożego. Tej miłości żaden ludzki język nie jest w stanie opisać i chociaż nie możemy jej opisać, Chrystus mówi, że jest ona rozpoznawalna przez wszystkich. Tak rozpoznawali pierwszych chrześcijan.
W swoich pracach Tertulian pisze, że jedną z wielkich cech kościoła apostolskiego była ich miłość, tak że poganie mówili z podziwem: Patrzcie, jak oni wzajemnie się miłują. O, jak ważna jest ta miłość. Uwierzcie mi, że posługa nasza nic nie będzie warta, jeśli nie będzie w nas takiej miłości.
Apostoł Paweł, jako wierny pasterz w swoim 1 Liście do Kościoła w Tesalonikach wyraził tę miłość do nich takimi słowami: „jako apostołowie Chrystusa mogliśmy być w wielkim poważaniu; przeciwnie, byliśmy pośród was łagodni jak żywicielka, otaczająca troskliwą opieką swoje dzieci. Żywiliśmy dla was taką życzliwość, iż gotowi byliśmy nie tylko użyczyć wam ewangelii Bożej, ale i dusze swoje oddać, ponieważ was umiłowaliśmy. „ (1Tes. 2:7-8). Jako przykładny sługa Boży on był gotów nie tylko głosić im Słowo, ale jeśli zajdzie potrzeba to także oddać za nich duszę swoją.
No tak, powie ktoś, nie jest trudno kochać ludzi, którzy nas kochają. Rzeczywiście, nie ma wątpliwości, że wierzący w Tesalonikach byli tacy. Ich nie można było nie miłować.
Przeczytajmy inne Listy apostoła Pawła i znajdziemy w nich tę samą duszpasterską miłość do wszystkich świętych. Weźmy przykład wierzących w Koryncie. Byli zupełnie innymi ludźmi, oni przysparzali wiele smutku sercu Pawła, a mimo to on mówi do nich: „ja bardzo chętnie poniosę wydatki i samego siebie wydam za wasze dusze, chociaż im bardziej was miłuję, tym mniej jestem przez was miłowany. „ (2Kor. 12:15). Miłość Pawła do wierzących w Koryncie jest już widoczna w jego 1 Liście do nich. Z żalem w sercu musiał przekonywać ich o jednym okropnym grzechu, który pozostał w ich sercu bezkarny. I przyczyniało to mu wiele łez i bólu.
W 2 Liście do nich on pisze: „Albowiem pisałem do was z głębi utrapienia i zbolałego serca, wśród wielu łez, nie abyście zostali zasmuceni, lecz abyście poznali nader obfitą miłość, jaką żywię dla was.„ (2Kor. 2:4).
Miłość Pawła nie ograniczała się tylko do niektórych członków Kościoła Bożego, ale do całego Ciała Chrystusa. Jednak całą szerokość, długość, głębokość i wysokość miłości Chrystusowej apostoła Pawła do dusz ludzkich widzimy w jego postawie wobec braci według ciała – tj. do Izraelitów. Spójrzmy na słowa tego, który nie był apostołem Izraelitów, ale pogan. „Mówię prawdę w Chrystusie, nie kłamię, co mi poświadcza moje sumienie w Duchu Świętym; Że odczuwam wielki smutek i nieustający ból w moim sercu. Albowiem ja sam gotów byłem modlić się o to, by być odłączony od Chrystusa za braci moich, krewnych moich według ciała, Izraelitów, do których należy synostwo i chwała, i przymierza, i nadanie zakonu, i służba Boża, i obietnice. „ (Rzym. 9:1-4).
Moi drodzy, jak wytłumaczyć tę miłość, to uczucie do ginących dusz? Naprawdę żaden język ludzki nie jest w stanie tego wyjaśnić i przeanalizować. To jest miłość pochodząca od Boga. Ona nie jest pojmowalna ludzkim umysłem, jest nadludzka. To jest miłość, którą może dać tylko Bóg. Nasza ludzka miłość nie umie tak kochać. Jest bardzo ograniczona, ona miłuje tylko do pewnego stopnia, nie tak jak miłość Boża, który kocha aż do śmierci.
Weźmy za przykład pewne zdarzenie z życia apostoła Piotra. Dla wielu z nas jego historia jest dobrze znana, ale warto ją przypomnieć. Ileż to pouczających i budujących lekcji możemy wyciągnąć z doświadczeń Piotra. Pamiętamy, jak krótko przed ukrzyżowaniem Zbawiciela przechwalał się on swoim oddaniem, wiernością i miłością do Pana. Gdy Chrystus powiedział do swoich uczniów: „Wy wszyscy zgorszycie się z mojego powodu tej nocy. ”, jak zareagował Piotr? Spójrzmy, co on mówi: „Choćby się wszyscy zgorszyli z twojego powodu, ja się nigdy nie zgorszę. ” I Chrystus po raz drugi mówi do Piotra: „Zaprawdę powiadam ci, że jeszcze tej nocy, zanim kur zapieje, trzykroć się mnie zaprzesz. ” (Mat. 26:34). I powiedziane jest, że Piotr z wielkim przekonaniem wciąż twierdzi:„ Choćbym miał z tobą umrzeć, nie zaprę się ciebie. „ (Mat. 26:35).
Tak, „Choćby się wszyscy zgorszyli, ja się nigdy nie zgorszę. „ - żarliwie mówi Piotr, odcinając się ostro od wszystkich. On bezwarunkowo miłował swojego Pana, ale niestety jego miłość w czasie tej próby zakończyła się niepowodzeniem. Tam, przy nieprzyjacielskim ognisku on publicznie, pod oskarżającym palcem dziewczyny zmienił się z tego, który miłuje Chrystusa w zaprzańca, który stara się udowodnić, że wcale nie jest przyjacielem Pana.
Moi drodzy, żałosna jest nasza miłość. Nie wytrzymuje ona w czasie ciężkiej próby. Ale chwała Panu, On nie pozostawił nas z naszą zdolnością do miłości. Jeśli chcemy mieć Jego miłość, która jest wyższa niż niebo, to On jest gotów dać ją każdemu z nas.
A jak możemy ją pojąć, oto pytanie? My sami nie możemy, ale dzięki Panu będziemy mogli. Zbawiciel nie pozostawił Piotra z jego kulejącą miłością, ale dał mu miłość, która okazała się wierna aż do śmierci.
A jak się stał ten cud?
Od początku do końca jest to dzieło samego Pana, a rozpoczął On je od swojej modlitwy wstawienniczej. Zanim Piotr zaczął schodzić po tej straszliwej ścieżce klęski, Chrystus go wyprzedził, otaczając mocą Swojej modlitwy. „Szymonie, Szymonie, oto szatan wyprosił, żeby was przesiać jak pszenicę. Lecz ja prosiłem za tobą…„ Modliłem się szczególnie za ciebie Szymonie, ponieważ groziło ci szczególne niebezpieczeństwo, „aby nie ustała wiara twoja. „ ”Ty zaś, gdy się nawrócisz, utwierdzaj swoich braci. „ (Łuk. 22:32).
Tak, Pan nie mógł postąpić inaczej, jak tylko pozwolić wrogowi mocno wstrząsnąć Jego dzieckiem. Po co? Po to, by Piotr raz na zawsze zrozumiał, że nie może pokładać nadziei ani w swojej sile, by przeciwstawić się złu, ani w swoich zdolnościach pozostania wiernym Panu, ani na swojej miłości, aby, jeśli będzie trzeba oddać swoją duszę za innych.
Szymonie! Szymonie! Oto szatan wyprosił, żeby was przesiać jak pszenicę, ale Ja modliłem się za tobą, aby tego nie było z tobą. Czy tak Pan się modlił? Nie! Lecz, „aby nie ustała wiara twoja. „
Czy Chrystus nie mógł modlić się o to, aby uchronić Piotra przed takim „przesiewem„ przez diabła? Oczywiście, mógł! Ale o to nie modlił się. Dlaczego? Dlatego, że Piotr potrzebował silnego impulsu, silnego wstrząsu.
Tak, Pan prosi, aby w rezultacie jego wiara nie ustała, a nie o oswobodzenie od tych ciężkich doświadczeń. Wszystek ten kruchy i fałszywy fundament, na którym on się opierał i polegał, powinien raz i na zawsze upaść i Pan pozwala szatanowi jednym potężnym ciosem obalić całą tą pewność siebie spod nóg Piotra.
Co Pan czyni ze swoim wybranym naczyniem? Ze zdradzieckiego, chwiejnego, niestabilnego ucznia, Pan uczynił swojego wybranego sługą na najwyższą posługę - bycia pasterzem dziedzictwa Bożego. „Ty zaś, gdy się nawrócisz, utwierdzaj swoich braci.„
Ale ktoś powie, czy z takiego materiału Bóg może naprawdę coś uczynić? Tak, to ta głownia, którą Pan wyciągnął z ognia i uczynił filarem Kościoła Chrystusowego. O, nasz Panie wie, jak zmienić naczynie pospolite w naczynie do celów doskonałych. Ale do tego potrzebny jest jeden warunek. Nasze wyznanie.
Te ciężkie doświadczenia zostały dopuszczone w jednym celu - Piotr musiał w pełni uświadomić sobie i samemu wiedzieć, kim on tak naprawdę jest, a następnie musiał uczciwie i szczerze przyznać przed Panem, jakim on w rzeczywistości jest.
Na tej płaszczyźnie spowiedzi Bóg spotyka się z człowiekiem. Tutaj następuje ten cud, gdy niewiarygodnego Szymona Pan zamienia w „kamiennego„ Piotra. I aby przywieść Piotra do tego wyznania, Pan pozwala „przesiać go jak pszenicę.„
Jak Jezus przywodzi Piotra do tego wyznania? W tym celu Pan trzy razy zadaje mu pytanie: „Szymonie, synu Jana, miłujesz mnie? ” (Jana 21:16). Dlaczego trzy razy? Aby mu przypomnieć, że zaparł się Go trzy razy? Myślę, że nie. Odpowiedź znajdziemy w samym słowie miłość. Słowo miłość, którego używa Jezus w języku greckim znaczy – agapas. Jezus zatem pyta Piotra czy ma wobec Niego miłość agape, a Piotr odpowiada, że ma tylko miłość przyjacielską - filo, że bardzo Go lubi. Miłość agape gotowa jest oddać duszę za swoich przyjaciół, a którą Piotr musiał ujrzeć u siebie, że jej nie miał.
Warto zauważyć, że odpowiadając na pytania Chrystusa, Piotr nie używa tego słowa - agape. Używa drugie słowo określające miłość, które jest słabsze niż słowo miłość używane przez Chrystusa i może być rozumiany mniej więcej tak: Tak, Panie, jesteś mi drogi, lubię Cię bardzo. Na tą odpowiedź Chrystus mówi do Piotra: „Paś baranki moje. „ Ponownie Jezus mówi: „Szymonie, synu Jana, miłujesz mnie? ”, kontynuując używanie mocnego słowa miłość, miłość, która gotowa jest poświęcić się za innych. Odpowiadając Piotr ponownie używa swego słowa – filo i mówi: Panie, wiesz, że jesteś mi bardzo drogi.
A teraz proszę abyśmy zauważyli, że po raz trzeci Pan, dzięki Swojemu wielkiemu miłosierdziu, zstępuje z tego najwyższego poziomu do poziomu miłości Piotra i używając Piotrowego słowa miłość – fileis, mówi mu: „Szymonie, synu Jana, miłujesz mnie? „ (Jana 21:17).
Powiedziane jest, że Szymon Piotr zasmucił się. Czy dlatego, że Chrystus trzykrotnie zadał mu pytanie: czy miłujesz Mnie, jak gdyby przypominając Piotrowi jego potrójne zaparcie się. Nie, nie dlatego, ale z tego powodu, że Jezus musiał zejść na poziom miłości Piotra. Piotr tym samym musiał przyznać, że nie miał tej miłości, która gotowa jest poświęcić siebie za innych.
Zauważmy, że przy każdej z tych trzykrotnych odpowiedzi Piotra, nie ma on tej miłości, która jest gotowa oddać życie za innych, Chrystus jednak powierza mu największą odpowiedzialność, mówiąc: „Paś moje baranki. Paś owieczki moje. Paś owieczki moje.„
Co sprawiło, że Piotr stał się pasterzem zdolnym paść owce dziedzictwa Bożego? Miłość, którą wlał w jego serce Pan mocnym wylaniem Ducha Świętego w Dniu Pięćdziesiątnicy. Ale przedtem musiał on wyznać i przyznać całe swoje ubóstwo i niezdolność do miłości, jakiej wymaga się od człowieka godnego tytułu - sługi Bożego.
Tak, Pan jest gotów wylać tę miłość Bożą do serca każdego z nas Duchem Świętym, gdy my jesteśmy gotowi wyznać nasze ubóstwo duchowe. Czy jesteś gotowy przyjacielu. Być może będziesz musiał przejść przez ten niesamowity proces samopoznania, zanim będziesz gotowy wyznać, kim jesteś bez miłości Bożej.
Ale jeśli chcesz mieć ten najwspanialszy ze wszystkich owoców Ducha Świętego - miłość, to jednym z warunków jest pełne wyznanie przed Panem, że jesteś pożałowania godzien, biedny i ślepy bez Niego. Ale ten sam cudowny Zbawiciel, który spełnił obietnicę złożoną Piotrowi, uczyni to samo dla Ciebie. Pozwól Mu wykonać to wielkie dzieło w Twoim sercu, oddając się całkowicie Jemu.
Niech Pan pomoże Ci uczynić to teraz.
Nie tak, jak najemnik, który gdy widzi zbliżającego się wilka, porzuca swoją trzodę i ucieka, a wilk porywa i rozprasza owce. A dlaczego najemnik opuszcza owce? Chrystus mówi nam dlaczego on ucieka. Ponieważ nie zależy mu na owcach. Jemu jest wszystko jedno co stanie się z tymi owcami, on nie martwi się o nie z prostego powodu, on ich nie kocha. On jest tylko najemnikiem.
A najpewniejszą oznaką dobrego pasterza jest to, że on miłuje swoje owce i gotów jest oddać za nie swoje życie. Chrystus powiedział: „Nikt nie ma większej miłości od tej, gdy ktoś oddaje swoje życie za swoich przyjaciół. „ (Jana 15:13).
Właśnie tą miłością pasterz różni się od najemnika, że ma miłość do dziedzictwa Bożego, miłość, która jest gotowa oddać swoją duszę za owce.
Dlatego moi drodzy prawdziwy sługa Kościoła Chrystusowego, całkowicie oddany swojemu Panu, musi być odzwierciedleniem swojego Pana. Powiedziane jest o apostołach, że ich rozpoznawano przez fakt, że byli z Jezusem. Oni inaczej nie mieli jak przejawić cech, które są charakterystyczne dla Tego, Komu oni służyli.
Pierwszą rzeczą, jaką powinien okazywać wierny sługa Boży, jest miłość, miłość, która jest gotowa poświęcić siebie dla Ciała Chrystusowego, dla dobra Kościoła Bożego. Tej miłości żaden ludzki język nie jest w stanie opisać i chociaż nie możemy jej opisać, Chrystus mówi, że jest ona rozpoznawalna przez wszystkich. Tak rozpoznawali pierwszych chrześcijan.
W swoich pracach Tertulian pisze, że jedną z wielkich cech kościoła apostolskiego była ich miłość, tak że poganie mówili z podziwem: Patrzcie, jak oni wzajemnie się miłują. O, jak ważna jest ta miłość. Uwierzcie mi, że posługa nasza nic nie będzie warta, jeśli nie będzie w nas takiej miłości.
Apostoł Paweł, jako wierny pasterz w swoim 1 Liście do Kościoła w Tesalonikach wyraził tę miłość do nich takimi słowami: „jako apostołowie Chrystusa mogliśmy być w wielkim poważaniu; przeciwnie, byliśmy pośród was łagodni jak żywicielka, otaczająca troskliwą opieką swoje dzieci. Żywiliśmy dla was taką życzliwość, iż gotowi byliśmy nie tylko użyczyć wam ewangelii Bożej, ale i dusze swoje oddać, ponieważ was umiłowaliśmy. „ (1Tes. 2:7-8). Jako przykładny sługa Boży on był gotów nie tylko głosić im Słowo, ale jeśli zajdzie potrzeba to także oddać za nich duszę swoją.
No tak, powie ktoś, nie jest trudno kochać ludzi, którzy nas kochają. Rzeczywiście, nie ma wątpliwości, że wierzący w Tesalonikach byli tacy. Ich nie można było nie miłować.
Przeczytajmy inne Listy apostoła Pawła i znajdziemy w nich tę samą duszpasterską miłość do wszystkich świętych. Weźmy przykład wierzących w Koryncie. Byli zupełnie innymi ludźmi, oni przysparzali wiele smutku sercu Pawła, a mimo to on mówi do nich: „ja bardzo chętnie poniosę wydatki i samego siebie wydam za wasze dusze, chociaż im bardziej was miłuję, tym mniej jestem przez was miłowany. „ (2Kor. 12:15). Miłość Pawła do wierzących w Koryncie jest już widoczna w jego 1 Liście do nich. Z żalem w sercu musiał przekonywać ich o jednym okropnym grzechu, który pozostał w ich sercu bezkarny. I przyczyniało to mu wiele łez i bólu.
W 2 Liście do nich on pisze: „Albowiem pisałem do was z głębi utrapienia i zbolałego serca, wśród wielu łez, nie abyście zostali zasmuceni, lecz abyście poznali nader obfitą miłość, jaką żywię dla was.„ (2Kor. 2:4).
Miłość Pawła nie ograniczała się tylko do niektórych członków Kościoła Bożego, ale do całego Ciała Chrystusa. Jednak całą szerokość, długość, głębokość i wysokość miłości Chrystusowej apostoła Pawła do dusz ludzkich widzimy w jego postawie wobec braci według ciała – tj. do Izraelitów. Spójrzmy na słowa tego, który nie był apostołem Izraelitów, ale pogan. „Mówię prawdę w Chrystusie, nie kłamię, co mi poświadcza moje sumienie w Duchu Świętym; Że odczuwam wielki smutek i nieustający ból w moim sercu. Albowiem ja sam gotów byłem modlić się o to, by być odłączony od Chrystusa za braci moich, krewnych moich według ciała, Izraelitów, do których należy synostwo i chwała, i przymierza, i nadanie zakonu, i służba Boża, i obietnice. „ (Rzym. 9:1-4).
Moi drodzy, jak wytłumaczyć tę miłość, to uczucie do ginących dusz? Naprawdę żaden język ludzki nie jest w stanie tego wyjaśnić i przeanalizować. To jest miłość pochodząca od Boga. Ona nie jest pojmowalna ludzkim umysłem, jest nadludzka. To jest miłość, którą może dać tylko Bóg. Nasza ludzka miłość nie umie tak kochać. Jest bardzo ograniczona, ona miłuje tylko do pewnego stopnia, nie tak jak miłość Boża, który kocha aż do śmierci.
Weźmy za przykład pewne zdarzenie z życia apostoła Piotra. Dla wielu z nas jego historia jest dobrze znana, ale warto ją przypomnieć. Ileż to pouczających i budujących lekcji możemy wyciągnąć z doświadczeń Piotra. Pamiętamy, jak krótko przed ukrzyżowaniem Zbawiciela przechwalał się on swoim oddaniem, wiernością i miłością do Pana. Gdy Chrystus powiedział do swoich uczniów: „Wy wszyscy zgorszycie się z mojego powodu tej nocy. ”, jak zareagował Piotr? Spójrzmy, co on mówi: „Choćby się wszyscy zgorszyli z twojego powodu, ja się nigdy nie zgorszę. ” I Chrystus po raz drugi mówi do Piotra: „Zaprawdę powiadam ci, że jeszcze tej nocy, zanim kur zapieje, trzykroć się mnie zaprzesz. ” (Mat. 26:34). I powiedziane jest, że Piotr z wielkim przekonaniem wciąż twierdzi:„ Choćbym miał z tobą umrzeć, nie zaprę się ciebie. „ (Mat. 26:35).
Tak, „Choćby się wszyscy zgorszyli, ja się nigdy nie zgorszę. „ - żarliwie mówi Piotr, odcinając się ostro od wszystkich. On bezwarunkowo miłował swojego Pana, ale niestety jego miłość w czasie tej próby zakończyła się niepowodzeniem. Tam, przy nieprzyjacielskim ognisku on publicznie, pod oskarżającym palcem dziewczyny zmienił się z tego, który miłuje Chrystusa w zaprzańca, który stara się udowodnić, że wcale nie jest przyjacielem Pana.
Moi drodzy, żałosna jest nasza miłość. Nie wytrzymuje ona w czasie ciężkiej próby. Ale chwała Panu, On nie pozostawił nas z naszą zdolnością do miłości. Jeśli chcemy mieć Jego miłość, która jest wyższa niż niebo, to On jest gotów dać ją każdemu z nas.
A jak możemy ją pojąć, oto pytanie? My sami nie możemy, ale dzięki Panu będziemy mogli. Zbawiciel nie pozostawił Piotra z jego kulejącą miłością, ale dał mu miłość, która okazała się wierna aż do śmierci.
A jak się stał ten cud?
Od początku do końca jest to dzieło samego Pana, a rozpoczął On je od swojej modlitwy wstawienniczej. Zanim Piotr zaczął schodzić po tej straszliwej ścieżce klęski, Chrystus go wyprzedził, otaczając mocą Swojej modlitwy. „Szymonie, Szymonie, oto szatan wyprosił, żeby was przesiać jak pszenicę. Lecz ja prosiłem za tobą…„ Modliłem się szczególnie za ciebie Szymonie, ponieważ groziło ci szczególne niebezpieczeństwo, „aby nie ustała wiara twoja. „ ”Ty zaś, gdy się nawrócisz, utwierdzaj swoich braci. „ (Łuk. 22:32).
Tak, Pan nie mógł postąpić inaczej, jak tylko pozwolić wrogowi mocno wstrząsnąć Jego dzieckiem. Po co? Po to, by Piotr raz na zawsze zrozumiał, że nie może pokładać nadziei ani w swojej sile, by przeciwstawić się złu, ani w swoich zdolnościach pozostania wiernym Panu, ani na swojej miłości, aby, jeśli będzie trzeba oddać swoją duszę za innych.
Szymonie! Szymonie! Oto szatan wyprosił, żeby was przesiać jak pszenicę, ale Ja modliłem się za tobą, aby tego nie było z tobą. Czy tak Pan się modlił? Nie! Lecz, „aby nie ustała wiara twoja. „
Czy Chrystus nie mógł modlić się o to, aby uchronić Piotra przed takim „przesiewem„ przez diabła? Oczywiście, mógł! Ale o to nie modlił się. Dlaczego? Dlatego, że Piotr potrzebował silnego impulsu, silnego wstrząsu.
Tak, Pan prosi, aby w rezultacie jego wiara nie ustała, a nie o oswobodzenie od tych ciężkich doświadczeń. Wszystek ten kruchy i fałszywy fundament, na którym on się opierał i polegał, powinien raz i na zawsze upaść i Pan pozwala szatanowi jednym potężnym ciosem obalić całą tą pewność siebie spod nóg Piotra.
Co Pan czyni ze swoim wybranym naczyniem? Ze zdradzieckiego, chwiejnego, niestabilnego ucznia, Pan uczynił swojego wybranego sługą na najwyższą posługę - bycia pasterzem dziedzictwa Bożego. „Ty zaś, gdy się nawrócisz, utwierdzaj swoich braci.„
Ale ktoś powie, czy z takiego materiału Bóg może naprawdę coś uczynić? Tak, to ta głownia, którą Pan wyciągnął z ognia i uczynił filarem Kościoła Chrystusowego. O, nasz Panie wie, jak zmienić naczynie pospolite w naczynie do celów doskonałych. Ale do tego potrzebny jest jeden warunek. Nasze wyznanie.
Te ciężkie doświadczenia zostały dopuszczone w jednym celu - Piotr musiał w pełni uświadomić sobie i samemu wiedzieć, kim on tak naprawdę jest, a następnie musiał uczciwie i szczerze przyznać przed Panem, jakim on w rzeczywistości jest.
Na tej płaszczyźnie spowiedzi Bóg spotyka się z człowiekiem. Tutaj następuje ten cud, gdy niewiarygodnego Szymona Pan zamienia w „kamiennego„ Piotra. I aby przywieść Piotra do tego wyznania, Pan pozwala „przesiać go jak pszenicę.„
Jak Jezus przywodzi Piotra do tego wyznania? W tym celu Pan trzy razy zadaje mu pytanie: „Szymonie, synu Jana, miłujesz mnie? ” (Jana 21:16). Dlaczego trzy razy? Aby mu przypomnieć, że zaparł się Go trzy razy? Myślę, że nie. Odpowiedź znajdziemy w samym słowie miłość. Słowo miłość, którego używa Jezus w języku greckim znaczy – agapas. Jezus zatem pyta Piotra czy ma wobec Niego miłość agape, a Piotr odpowiada, że ma tylko miłość przyjacielską - filo, że bardzo Go lubi. Miłość agape gotowa jest oddać duszę za swoich przyjaciół, a którą Piotr musiał ujrzeć u siebie, że jej nie miał.
Warto zauważyć, że odpowiadając na pytania Chrystusa, Piotr nie używa tego słowa - agape. Używa drugie słowo określające miłość, które jest słabsze niż słowo miłość używane przez Chrystusa i może być rozumiany mniej więcej tak: Tak, Panie, jesteś mi drogi, lubię Cię bardzo. Na tą odpowiedź Chrystus mówi do Piotra: „Paś baranki moje. „ Ponownie Jezus mówi: „Szymonie, synu Jana, miłujesz mnie? ”, kontynuując używanie mocnego słowa miłość, miłość, która gotowa jest poświęcić się za innych. Odpowiadając Piotr ponownie używa swego słowa – filo i mówi: Panie, wiesz, że jesteś mi bardzo drogi.
A teraz proszę abyśmy zauważyli, że po raz trzeci Pan, dzięki Swojemu wielkiemu miłosierdziu, zstępuje z tego najwyższego poziomu do poziomu miłości Piotra i używając Piotrowego słowa miłość – fileis, mówi mu: „Szymonie, synu Jana, miłujesz mnie? „ (Jana 21:17).
Powiedziane jest, że Szymon Piotr zasmucił się. Czy dlatego, że Chrystus trzykrotnie zadał mu pytanie: czy miłujesz Mnie, jak gdyby przypominając Piotrowi jego potrójne zaparcie się. Nie, nie dlatego, ale z tego powodu, że Jezus musiał zejść na poziom miłości Piotra. Piotr tym samym musiał przyznać, że nie miał tej miłości, która gotowa jest poświęcić siebie za innych.
Zauważmy, że przy każdej z tych trzykrotnych odpowiedzi Piotra, nie ma on tej miłości, która jest gotowa oddać życie za innych, Chrystus jednak powierza mu największą odpowiedzialność, mówiąc: „Paś moje baranki. Paś owieczki moje. Paś owieczki moje.„
Co sprawiło, że Piotr stał się pasterzem zdolnym paść owce dziedzictwa Bożego? Miłość, którą wlał w jego serce Pan mocnym wylaniem Ducha Świętego w Dniu Pięćdziesiątnicy. Ale przedtem musiał on wyznać i przyznać całe swoje ubóstwo i niezdolność do miłości, jakiej wymaga się od człowieka godnego tytułu - sługi Bożego.
Tak, Pan jest gotów wylać tę miłość Bożą do serca każdego z nas Duchem Świętym, gdy my jesteśmy gotowi wyznać nasze ubóstwo duchowe. Czy jesteś gotowy przyjacielu. Być może będziesz musiał przejść przez ten niesamowity proces samopoznania, zanim będziesz gotowy wyznać, kim jesteś bez miłości Bożej.
Ale jeśli chcesz mieć ten najwspanialszy ze wszystkich owoców Ducha Świętego - miłość, to jednym z warunków jest pełne wyznanie przed Panem, że jesteś pożałowania godzien, biedny i ślepy bez Niego. Ale ten sam cudowny Zbawiciel, który spełnił obietnicę złożoną Piotrowi, uczyni to samo dla Ciebie. Pozwól Mu wykonać to wielkie dzieło w Twoim sercu, oddając się całkowicie Jemu.
Niech Pan pomoże Ci uczynić to teraz.